Czas nasturcji

Czas nasturcji

Gdy jesień na dobre się rozsiądzie, nie mówiąc już o zimie, która ze swym kochankiem mrozem jest wprost bezczelna i wszędzie się wpycha, coraz bardziej tęsknię za czasem nasturcji, za delikatnym płomieniem ich skromnych kwiatów. Tęsknię tak, jak za zapachem chleba w piekarni, jak za zapachem drzewa w tartaku lub stolarni.

Na ten jesienno-zimowy okres przywołuję czas nasturcji. Najpiękniejszy! Płonący kwiatem niezliczonym, kochanym. Tych kwiatów nie powinno się zrywać. A w moim przekonaniu, wręcz nie wolno! Bo jakże rwać płomień, jak brać go do ręki?

W naszym mieszkaniu jest mnóstwo kwiatów. Żona pielęgnuje je od lat niezwykle czule. Czasem wydaje mi się, że jest do nich bardziej przywiązana niż do mnie, że je bardziej kocha. Złudzenie? Zazdrość? Zazdrość o miłość do kwiatów? Nie mogę tak myśleć. Niech już będzie w naszym domu panowanie dynastii fiołków! Niech będzie. Ale to nie to samo, co moje nasturcje. Ich niski, wieczny płomień grzeje serce i budzi nieustanną tęsknotę. Kiedyś pytałem ogrodnika, czy nasturcji nie można by hodować w mieszkaniu? Odpowiedź była przecząca. Zostałem więc ze swym niespełnionym pragnieniem.

Kiedy rzeka rozmarznie, wrócą do mnie nasturcje. Otoczą delikatnym płomieniem nasz dom. Zaczną wspinać się po schodach do naszych serc. Znowu nastanie czas nasturcji. Ale do tej pory jeszcze bardzo daleko.

Poprosiłem znajomego malarza, aby namalował mi nasturcje…

- Nie umiem malować kwiatów. Szybko więdną, źle pozują.

- A z pamięci? - dopytywałem. - Nie potrafisz?

- Kwiatów nie można lekceważyć - mądrze odpowiedział przyjaciel.

A ja wiedziałem, że nie namalował mi nasturcji, bo pewnie bał się, aby obraz nie spłonął.

Emil Biela Emil Biela Autor artykułu

Pisarz, felietonista. Ukończył filologię polską w Wyższej Szkole Pedagogicznej (Kraków). Debiutował w 1962 r. na łamach tygodnika "Życie Literackie" jako poeta.