KWW Jarosława Szlachetki

Czekam na rolę, która wstrząśnie ludźmi

Czekam na rolę, która wstrząśnie ludźmi
Dorota Ruśkowska na planie filmu "Pod Mocnym Aniołem"

Miałam już swoje pięć minut, teraz czekam na dziesięć. Chciałabym żeby ktoś wykorzystał moje wnętrze, to co potrafię pokazać i wydobyć z siebie. Nie boję się zagrać postaci, która wstrząśnie ludźmi 

- o roli w filmie „Pod Mocnym Aniołem” i kolejnej premierze myślenickiego Teatru w Stodole rozmawiamy z Dorotą Ruśkowską

 

Jest Pani świeżo po trzydziestej premierze Teatru w Stodole. Dlaczego warto wybrać się na „Testament”?

Warto pójść żeby się pośmiać, żeby zobaczyć to - czego robić nie należy, żeby spędzić mile czas i coś z tego wynieść. Widownia na tym spektaklu, podobnie jak na „Terapii” często się śmieje, a to dowód na to, że są momenty w których staramy się widza odprężyć, żeby znowu rzucać w niego kamieniami. Warto przyjść również dla naszych aktorów, dla kapitalnej roli Renaty Piekarz, Krystiana Rogowca, Ewy Kmery, czy Zbyszka Bylicy.

„Testament” to sztuka o…

To historia rodziny w której dochodzi do odczytania testamentu, niestety nie po myśli jej członków. Próbowaliśmy pokazać wady, jakie tkwią w nas i sytuacje, które pozwalają im ujrzeć światło dziennie. Pokazujemy je po to, aby widz zrozumiał, że czasami relacje w rodzinie są dużo ważniejsze niż jakikolwiek majątek. Śmiech, czy cisza na sali świadczą o tym, że były sytuacje które gorzko śmieszyły, ale dały też wielu do myślenia. Jeżeli nam się uda uchronić chociaż jedną rodzinę przed podobnym zachowaniem, to będzie sukces. Zależy mi na tym, aby widz wracający do domu zastanowił się nad sobą i swoim otoczeniem.

Reżyserowane przez Panią sztuki charakteryzuje duża dynamika i częste zwroty akcji. Podobnie jest w „Testamencie”?

Marzena Bieś odpowiedzialna za scenariusz pisze teksty, które mają swoje tempo, co ja też lubię w teatrze. Tak jest i tym razem. Nie lubię nudzić widza, a przez 65 minut dużo się dzieje. Zmiana tempa, wartka akcja, nowe postaci gwarantują rozrywkę. Zresztą najlepszym dowodem na to są osoby, które przyprowadzają na spektakle znajomych, a sami przychodzą oglądać nas drugi, a czasem nawet trzeci raz. W Myślenicach „Testament” będzie można zobaczyć 23 lutego w hotelu Black&White na Zarabiu, a wstęp jest oczywiście bezpłatny.

Często rezygnuje Pani z klasycznego podziału sztuki na trzy akty. To celowe łamanie reguł?

Dzisiaj w teatrze wszystko się łamie. Nie ma żelaznych zasad. Każdy z twórców, chociaż nie mogę się nazwać twórcą… Każdy z wyrobników kulturalnych ma znak szczególny, a mój jest taki: uwielbiam łamać czwartą ścianę, grać na widzu, mam wtedy wrażenie, że jeszcze bardziej i szybciej docieram do jego emocji. Lubię niedokończone tematy.

Czemu nazywa się Pani wyrobnikiem?

Mam świadomość jak wielu rzeczy jeszcze nie potrafię. Udało mi się pracować u boku Małgorzaty Szumowskiej, czy Wojtka Smarzowskiego i to niewątpliwie są artyści od których mogę się uczyć. To przy nich uświadomiłam sobie swoją małość i to jak wielu rzeczy jeszcze nie potrafię.

Zagrała Pani w najnowszym filmie Wojtka Smarzowskiego „Pod Mocnym Aniołem”. W jaki sposób zdobywa się rolę w takiej produkcji?

Do filmu Smarzowskiego? Przez casting.

Tak po prostu?

Tak. Wygrałam casting ogólnopolski na graną przeze mnie postać. Był taki moment, że musiałabym zrezygnować z roli, ponieważ choroba uniemożliwiłaby mi granie tak ciężkiej sceny, ale Wojtek się uparł i powiedział: Albo Dorota, albo nikt! Zebrałam siły, poszłam na plan i zagrałam.

Długo przygotowywała się Pani do tej roli?

Scena, kiedy mąż milicjant bije mnie po twarzy i demoluje dom w wigilijny wieczór. To była moja pierwsza rola filmowa przed zagraniem której trochę się bałam. Na planie zauważyłam, że mam do czynienia z fachowcami - opanowanym reżyserem i cierpliwym kaskaderem, który uczył Mariana Dziędziela wyprowadzenia ciosu, a mnie właściwego upadku, żebym nie zrobiła sobie krzywdy. Przygotowania do sceny trwały długo, ale muszę przyznać, że robi wrażenie. Podczas premiery w Krakowie w tym momencie widownia krzyknęła i zamarła.

Wiele osób po seansie ”Pod Mocnym Aniołem” opuszcza kino w ciszy. To przez tematykę jaką porusza?

Tak, zdecydowanie. Alkoholizm, to nasz polski problem. Zachęcam do obejrzenia tej produkcji, nie dlatego że w niej gram, ale ze względu na tematykę. Filmowe obrazy wstrząsną widzem, mają uzmysłowić, że droga do alkoholizmu jest bardzo krótka, ale wyjście z niego to długa przeprawa. Uświadamia też co tracimy w momencie, kiedy się upijamy. Co tu dużo mówić; ten film wgniata w fotel. Po premierze byłam przerażona. Kino ciężkie, ale wartościowe, zmuszające do refleksji nad swoim życiem, nad cienką linią, którą często przekraczamy nie mając świadomości, że jest nią pochylnia w dół. Tak jak Pan mówi, są tacy, którzy wychodzą z kina i milczą. Naprawdę długo milczą…

Podczas premiery filmu w Krakowie wśród aktorów pokazała się Pani w regionalnym stroju. Skąd taki pomysł?

Uznałam, że jeśli na ogólnopolską premierę przyjeżdżają aktorzy z całej Polski i każdy będzie ubrany w galowy strój, ja też powinnam wystąpić na galowo. Jako, że czuję się Kliszczaczką, to zobowiązana byłam wystąpić w takim, a nie innym stroju. Proszę mi wierzyć… raz - budziłam zaciekawienie, dwa - to oni chcieli sobie zrobić zdjęcie ze mną. Sam Wojtek Smarzowski powiedział, że jestem fachowcem od public relations.

Jak wyglądała praca z Wojtkiem Smarzowskim?

Wojtek nikogo nie wyróżnia, każdy grający u niego aktor jest niezwykle ważny. Ma pamięć do twarzy, nazwisk, utrzymuje kontakt poza planem, wiele zachowań można się od niego nauczyć. To człowiek otwarty, oaza spokoju. Zostawia aktora - ten gra, ale w odpowiednim momencie potrafi szepnąć na ucho bezcenne wskazówki.

Co Pani od niego usłyszała?

Właśnie nic! Nie miał żadnych wskazówek. Najpierw myślałam, że jestem beznadziejna, skoro nic nie mówi. Cały czas bałam się uderzenia, że podczas tej sceny stracę zęby, ale nic takiego nie miało miejsca. Martwiłam się, że scena wyleci w montażu. Jednak po premierze niejednokrotnie dochodziły mnie słuchy, że to jedna z lepszych w tym filmie.

Rola życia?

Nie, skąd. Chyba jeszcze nie trafiłam na swoją wymarzoną rolę. Miałam już swoje pięć minut, teraz czekam na dziesięć. Kobiety w moim wieku bywają właściwie wykorzystywane i na to właśnie liczę. Wachlarz możliwości mam duży, ale nie zostałam wykorzystana do końca. Liczę na to. Chciałabym żeby ktoś wykorzystał moje wnętrze, to co potrafię pokazać i wydobyć z siebie. Nie boję się zagrać postaci, która wstrząśnie ludźmi. Myślę, że to nadejdzie. Już wkrótce…

Piotr Jagniewski Piotr Jagniewski Autor artykułu

Reporter, redaktor, fotograf. Lubi dobrze opowiedziane historie i ludzi z pasją, którzy potrafią się nimi dzielić. Z gazetą związany w latach 2006-2018. W latach 2014-2018 pełnił funkcję redaktora naczelnego. (REPORTAŻ, WYWIAD, WYDARZENIA, LUDZIE, SAMORZĄD)