Emil BIela Opowiadania: Pół dnia patrzeć na Giewont

5 sierpnia 2010 Wydanie 29/2010

Z tarasu swego domu Bronek lubił patrzeć na Giewont. Pora roku i pogoda nie miały znaczenia. Byle tylko szczyt góry, owa święta dla niego skalna głowa, był widoczny. Usadowiony na leżaku potrafił nawet pół dnia patrzeć na królewski, do Piłsudskiego podobny szczyt. Ileż myśli, ile wspomnień, ile pragnień i marzeń wyzwalał u Bronka ten odwieczny widok…

Niekiedy te myśli były banalne, byle jakie. Ot, ta na przykład sprzed chwili: - Dlaczego jego pierwsza dziewczyna mówiła do niego Ptaszku? Przecież wcale nie był podobny do ptaka. Nie umiał odpowiedzieć sobie na to pytanie. Zresztą nikt nie pytał.

Bronek miał doskonałą pamięć, więc przypomniał sobie teraz, co przeczytał przedwczoraj, to znaczy w sobotę. Mógłby zaraz podyktować słowo w słowo. Otóż w stuletnim „Czasie” była informacja, że władze pruskie nadesłały do dyrekcji policji w Krakowie list gończy za 15.letnim uczniem handlowym Stanisławem Sobańskim, który zbiegł spełniwszy znaczną kradzież w Inowrocławiu…

Jakież pyszne było to sformułowanie „spełniwszy znaczną kradzież”. Teraz już tak się nie mówi. Uszy kaleczone są przez niezliczone bakterie przeróżnych wulgaryzmów.

Bronek uśmiechał się sam do siebie na wspomnienie tej prasowej notatki. Jakże delikatnej! Wiedział, że teraz panuje inna delikatność. Nazywa się „piłatyzm”. Dzieje się zło, ale wszyscy umywają ręce jak ten rzymski urzędnik…

Potężny Giewont uczył Bronka, który był z natury bardzo wybuchowy, że trzeba zawsze być delikatnym. Myśleć i mówić, jakby się było poetą. Brać przykład wyrażania siebie z wielkiej poezji. Bronek zawsze podziwiał Goethego. Jakże trzeba było być mądrym, żeby napisać jak ten wielki twórca niemiecki: „Er ist nunfrei, und unsere Tranem, Wuensche ihm Gluck”, czyli „On jest wolny, i nasze łzy życzą mu szczęścia”. Bronek chciałby, żeby tak mówili o nim po jego śmierci…

Giewont nic nie mówiąc, mówił, że to raczej niemożliwe.

Emil Biela