Gadułka
Takiej gaduły, jaką była mała Asia, świat nie widział. Ojciec, aby nieco przyhamować potok słów, dawał niekiedy córce dziesięć złotych z prośbą, aby milczała chociażby przez godzinę.
Z trudem to przekupstwo skutkowało. Potrafiła nawiązać rozmowę nawet z zupełnie obcymi osobami. Na przykład onegdaj zagadnęła mężczyznę siedzącego obok niej w miejskim autobusie, pytając z niewinną miną, dlaczego nie ma jednego palca u prawej ręki?
- Pies mi go zjadł - odpowiedział zapytany.
- Niemożliwe! - Asia była trochę przerażona.
- Tak było. Cyrkulatka obcięła mi kciuk i upadł na ziemię, spostrzegł to pies, porwał i zaraz zjadł. Tak było…
- Proszę pana - Asia nabrała tchu i zaczęła wreszcie swój monolog, co sprawiało wrażenie, jakby równocześnie był włączony telewizor, radio i magnetofon:
- Mój dziadziu ma też psa, ale ma wszystkie palce u rąk. Jego Nero, pies dziadzia, boi się tylko złodziei. Ale dziadziuś jest bardzo mądry i wymyślił sposób na złodziei. W domku letniskowym, który mamy w górach ciągle były włamania. I wie pan, co wymyślił? Na stoliku zostawił szklankę wódki i list na kartce, na której napisał:
„Kochany złodzieju, poczęstuj się wódką, ale nie dewastuj mi domku, nie zabieraj mi potrzebnych rzeczy! I wie pan, że to skutkuje! Albo Ewa! Też z nią były kłopoty, bo nie miała męża. I dziadziuś tak wszystko zorganizował, że ona leżała na plaży pośród czterech chłopaków. Dwóch z lewej i dwóch z prawej. Wie pan co, to jest klif? Bili się podobno o nią. Klif to taki urwisty brzeg morski… Jest taki w Jastrzębiej Górze. W tej Jastrzębiej Górze.
- Jak pan nie był w Jastrzębiej Górze, to niech jedzie - wydała polecenie rozkazującym tonem - gaduła zmartwiona, że już wszystko powiedziała.