Piszemy piękną historię polskiej kultury muzycznej

Piszemy piękną historię polskiej kultury muzycznej
Fot. Fot. facebook.com/Concertino

Chciałbym, żeby myślenicka publiczność miała świadomość tego jak znaczących rzeczy dokonuje teraz Polish Art Philharmonic. Kiedy wystąpiliśmy w Złotej Sali Musikverein w Wiedniu zbierając znakomite recenzje wielu naszych znajomych nie wierzyło, że w ogóle tam byliśmy. A przecież na tym się nie skończyło, bo równie udane były koncerty w Rostocku Magdeburgu, Poczdamie, czy Dreźnie gdzie jako pierwsza polska orkiestra wystąpiliśmy w wyprzedanej sali Kulturpalast, która obecnie jest absolutnie jedną z najlepszych na świecie

- mówi Michael Maciaszczyk dyrektor artystyczny Polish Art Philharmonic

 

Nie mogę zacząć od innego pytania, dlaczego podczas Noworocznego Koncertu nie zagraliście tym razem „Marsza Radetzkyego”?

Zdaję sobie sprawę, że noworoczne koncerty zwykło się porównywać do tego, który możemy oglądać w wykonaniu filharmoników wiedeńskich, ale nigdzie nie jest napisane, że to musi być zawsze ten sam repertuar. Nawet zresztą sami wiedeńczycy grają „Marsz Radetzkyego” tylko raz do roku w dniu 1 stycznia.

Jak tworzy się taki zespół jak Polish Art Philharmonic?

Muzycy, których mogą usłyszeć i zobaczyć melomani w Myślenicach to w przeważającej większości artyści, których poznałem będąc wykładowcą na Akademii Muzycznej lub pracując z nimi wcześniej w innych orkiestrach jako dyrygent.

Na dzisiejszym koncercie widziałem nowe twarze w zespole. Ilu muzyków liczy trzon tej orkiestry?

Nowe twarze to przeważnie efekt różnych sytuacji, które powodują że w 43–osobowej orkiestrze nie zawsze wszyscy muzycy mogą zagrać na koncercie. Trzon orkiestry od lat się nie zmienia, a co istotne i bardzo nas cieszy to fakt, iż do Myślenic przyjeżdżają wspaniali muzycy z całej Polski i są na tyle zauroczeni, iż pozostają nam wierni, a z czasem stają się już prawdziwymi myślenickimi art filharmonikami.

Ale poziom trudności chyba cały czas rośnie. Jak wygląda selekcja wśród muzyków, którzy zaczynają odstawać od reszty?

To chyba najbardziej naturalna selekcja jaką można sobie wyobrazić, bo świadomy muzyk w pewnym momencie po prostu sam jest w stanie ocenić, czy da radę i nie potrzeba do tego żadnych rozmów z dyrygentem, czy z zespołem. Zespół sam weryfikuje sprawy personalne i jest to muszę przyznać bardzo budujące, ponieważ oddaje poziom świadomości muzyków w ramach tego, co wspólnie tworzymy - a jest to bardzo ciężka praca, która na scenie tylko wygląda i brzmi tak pięknie i lekko. Za tym wszystkim kryją sie godziny prób, praca biurowa etc. Polish Art Philharmonic to mała instytucja i rozpoznawalna marka, a co za tym idzie duża odpowiedzialność.

Na czym polega oryginalność tego muzycznego przedsięwzięcia jakim jest Polish Art Philharmonic?

Głównie na tym, że startujemy z małego ośrodka i siłą rzeczy wsparcie ze strony czynników zewnętrznych jest proporcjonalnie mniejsze niż wtedy - gdyby Polish Art Philharmonic było oczkiem w głowie władz jakiegoś dużego miasta. Natomiast oryginalny jest przede wszystkim „język muzycznej wypowiedzi” jakim się posługujemy. Pragniemy, aby nasze brzmienie było rozpoznawalne. a muzyka którą gramy miała świeżość i retorykę której nigdzie indziej nie znajdziemy.

Czy takie przedsięwzięcia mają zatem szansę na realizację?

W Zachodniej Europie było już kilka takich budujących przykładów, które mogą stanowić dla nas inspirację. Pierwszy jaki można wymienić to Baden–Baden - miejscowość, która onegdaj kojarzyła się wyłącznie jako uzdrowisko, a liczebnością mieszkańców nie przewyższała Myślenic (Baden-Baden obecnie ma ok. 60.000 mieszkańców - przyp. red.) dzisiaj jest jednym z najważniejszych miejsc w Europie jeśli chodzi o muzykę klasyczną i odbywa się tam jeden z najważniejszych festiwali tego rodzaju muzyki. To fantastyczny pomysł na to jak sprawić, aby mała miejscowość stała się rozpoznawalna w ramach kultury i jej promocji, co daje miastu ogromne zyski nie tylko finansowe, ale i wizerunkowe.

Drugi przykład to Frankfurt nad Menem, który wprawdzie jest od Myślenic wielokrotnie większy, ale w latach 90. XX wieku powstała w tym mieście orkiestra złożona ze studentów i pasjonatów muzyki, którzy ciężką pracą doprowadzili swoją sztukę do takiego poziomu, że wkrótce zainteresowała się nimi miasto Brema i w całości kupiła ten znakomity zespół. Po przenosinach do Bremy orkiestra otrzymała wsparcie miasta i sponsorów, a po kilku latach stała się jednym z najlepszych zespołów orkiestrowych na świecie.

Na spotkaniu z publicznością jakie odbyło się po poprzednim koncercie wspomniał Pan, że myślenicki odbiorca muzyki nie musi jechać do Krakowa…

To prawda. Oferta muzyczna oraz poziom wykonawczy Polish Art Philharmonic gwarantuje myślenickiej publiczności doznania artystyczne, które oceniane są przez publiczność Wiednia, czy Drezna jako wyjątkowe co potwierdzają stojące owacje w wypełnionych salach koncertowych tych jakże istotnych centrów muzycznych Europy. Stąd też jestem przekonany, że nie koniecznie myśleniczanie są skazani na podróże do Krakowa. Istotnym elementem naszej działalności jest również dialekt muzyczny jakim się posługujemy, dlatego trudno byłoby Państwu w Polsce znaleźć drugi taki zespół .

Myślenicka publiczność zna Pana głównie jako dyrygenta, a przecież kawał Pana kariery artystycznej to skrzypce. Czy w duszy Michaela Maciaszczyka dyrygent walczy jeszcze ze skrzypkiem?

Nie, zdecydowanie nie odczuwam już jakiegoś artystycznego niedosytu, bo wystarczająco nagrałem się w życiu, a i teraz jako solista lub kameralista mam nieraz okazję do koncertowania na skrzypcach.

Jakie są proporcje między pracą instrumentalisty na próbach z zespołem i indywidualnych?

Tego nie da się chyba wyrazić jakimś prostym ułamkiem. Ująłbym to w ten sposób: muzyk musi być indywidualnie przygotowany na sto procent i na sto procent również wykonać swoją pracę na próbach. Nie da się powiedzieć, czy to będą dwie czy dwanaście godzin. Przed naszym ostatnim niemieckim tournee mieliśmy trzy dni prób i to było właśnie tyle ile trzeba.

Jak ćwiczy muzyk można sobie wyobrazić. A czy dyrygent ćwiczy również indywidualnie?

Znam opowieści o swoich kolegach po fachu, którzy trenują przed lustrem, ale to zdecydowanie nie jest mój styl. Taka „poetyka ruchu” to nie jest coś, co szczególnie by mnie fascynowało. Trening dyrygenta w moim przekonaniu powinien być to głównie trening mentalny. Dyrygent to nie tylko ten pan z batutą, ale musi być po trosze wszystkim dla orkiestry, nawet psychologiem.

Czy orkiestra byłaby w ogóle w stanie zagrać na koncercie bez dyrygenta?

Dobra orkiestra w zasadzie nawet powinna umieć zagrać bez dyrygenta. Wbrew pozorom dyrygent w końcowej fazie całego procesu twórczego - czyli na koncercie jest już potrzebny tylko lub aż jako „medium” scalające całość i nadające ostateczny kształt. Orkiestra kameralna, czy symfoniczna tak naprawdę posiada zawsze więcej niż jednego lidera, bo w każdej sekcji instrumentów jest ktoś, kto pełni rolę takiego przewodnika dla swojej grupy dlatego zawsze odnosząc się do muzyki kameralnej orkiestra powinna wspólnie przezywać utwór, a w idealnej sytuacji przeżywać wraz z dyrygentem.

Ile czasu potrzebuje dyrygent żeby odcisnąć swoje piętno na orkiestrze?

To zależy od dyrygenta i od orkiestry. Czasami nawet lepiej żeby dyrygent nie odciskał swojego piętna. Bywa po prostu, że orkiestra musi być mądrzejsza od swojego przewodnika. Proszę pamiętać, że ja zawsze pozostanę po prostu muzykiem i nie będę starał się określać siebie jako dyrygenta. Pragnę współdziałać z muzykami, cieszyć się ich propozycjami muzycznymi i współkreować rzeczywistość muzyczną. Jest takie słowo - kapelmistrz (kapelmeister), które dużo bardziej kompleksowo może określać muzyka, który przewodzi orkiestrze jednocześnie jest jej nierozłączną częścią.

Osobnym tematem są próby. Tu dokonujemy „wyborów” tego, co uznajemy dla nas za najlepsze i najbardziej zbliżone do języka, którym chcemy się wypowiadać. Niekiedy trudno o kompromis, ponieważ sztuka takowych nie znosi, a kiedy do nich dochodzi, to tak naprawdę tracimy własną wizję. Nawet jeśli czasami okazuje się ona nienajlepsza, to musimy ponieść za nią odpowiedzialność i uczyć się dalej na błędach. To jest proces, który trwa całe życie.

Czy słysząc jakąś orkiestrę w radio jest Pan w stanie rozpoznać kto nią dyryguje?

Dyrygenta niekoniecznie, ale najsłynniejsze orkiestry na świecie mają swój własny „charakter pisma”. Wiedeńczyków na przykład od razu można rozpoznać po charakterystycznym instrumentarium, bo używają kilku takich instrumentów, których nie ma nigdzie indziej.

Jak określiłby Pan miejsce w hierarchii jaką Polish Art Philharmonic zajmuje w tym momencie wśród orkiestr symfonicznych?

Myślę że Polish Art Philharmonic jest zespołem, który wyróżnia się w krajobrazie muzycznym w Polsce, przy czym trzeba zaznaczyć, iż niejako jeśli mielibyśmy określać hierarchię jako konkurencję, co jest jak najbardziej zdrowe, to pozostałe orkiestry dysponują wielokrotnie większym zapleczem finansowym i organizacyjnym. Pomimo tego nasz zespół pisze piękna historię polskiej kultury muzycznej promując ją w najlepszych salach koncertowych Europy. Chciałbym, żeby myślenicka publiczność miała świadomość tego jak znaczących rzeczy dokonuje teraz Polish Art Philharmonic, bo kiedy wystąpiliśmy w Złotej Sali Musikverein w Wiedniu zbierając na dodatek znakomite recenzje, to było to wydarzenie tej miary, że wielu naszych znajomych nie wierzyło, że w ogóle tam byliśmy. A przecież na tym się nie skończyło, bo równie udane były dla nas ostatnie koncerty w Rostocku, Magdeburgu, Poczdamie czy Dreźnie gdzie jako pierwsza polska orkiestra wystąpiliśmy w wyprzedzanej sali Kulturpalast, która obecnie jest absolutnie jedną z najlepszych sal koncertowych na świecie.

Maestro Michael Maciaszczyk

Jeden z najwybitniejszych dyrygentów młodego pokolenia. Dyrektor artystyczny Wiener Klassik Orchester w Wiedniu, Polish Art Philharmonic oraz stały gościnny dyrygent Capelli Bydgostiensis. Od 2014 roku jest asystentem Maestro Liora Shambadala w Berlinie. Jednocześnie Michael Maciaszczyk rozwija swoją karierę występując jako solista z orkiestrami w Polsce i za granicą (Goldener Saal Musikverein Wien, Suntory Hall w Tokyo, Nagoya Philharmonic, Tokyo Opera City, Gewandhaus Leipzig, Auditorio Nacional de Música w Madrycie, Konzerthaus Wien, Konzerthaus Berlin i wielu innych).

Michael Maciaszczyk edukację skrzypcową po ukończeniu AM w Poznaniu kontynuował u takich sław światowej wiolinistyki jak Alfred Staar (Wiener Philharmoniker), Marina Jaschwili, Olga Parchomienko, Michel Schwalbe (koncertmistrz Berliner Philharmoniker). Studia dyrygenckie podjął u Maestro Michaela Halasza, kapelmistrza Wiedeńskiej Opery oraz u profesora Milana Turkovica.

Maestro jest Dyrektorem Artystycznym Festival dell’Arte w Dolinie Pałaców i Ogrodów Kotliny Jeleniogórskiej i honorowym członkiem Europejskiego Forum Muzyki Polskiej w Berlinie.

Rafał Podmokły Rafał Podmokły Autor artykułu

Dziennikarz, meloman, biblioman, kolekcjoner, chodząca encyklopedia sportu. Podobnie jak dobrą książkę lub płytę, ceni sobie interesującą rozmowę (SPORT, KULTURA, WYWIAD, LUDZIE).