Program odcisnął na mnie słodkie piętno

Program odcisnął na mnie słodkie piętno

Gdyby ktoś pół roku temu wywróżył mi taką cukierniczą drogę i przyszłość, to nie uwierzyłabym w ani jedno słowo. Zaskakuje mnie sympatyczna reakcja i uznanie ludzi, których spotykam w sklepie, na ulicy, na parkingu, czy w przypadkowych miejscach

- mówi Sylwia Bała, myśleniczanka która dotarła do finału programu telewizyjnego „Bake-Off Ale Ciacho”

Sylwia Bała jest rodowitą myśleniczanką i jeszcze pół roku temu większość mieszkańców naszego miasta kojarzyła ją jako germanistkę, nauczycielkę, tudzież bizneswoman ze sklepu w Rynku. Wszystko się zmieniło po tegorocznej trzeciej edycji programu telewizyjnego „Bake-Off Ale Ciacho”, w którym dotarła do finału piekąc na koniec czteropiętrowy tort - hidden cake - ukryty przekrój. O to jak bardzo zmieniło się jej życie oraz o kulisy samego programu zapytaliśmy ją przy okazji warsztatów cukierniczych jakie prowadziła w Galerii Myślenickiej.

W jaki sposób w ogóle dostałaś się do Bake-Off?

Zacznijmy od tego, że jeszcze dwa lata temu nie miałam świadomości, że taki program istnieje. O tym że jest coś takiego powiedziała mi moja przyjaciółka Magda, której tak smakował jeden z moich wypieków, że zasugerowała abym zgłosiła swój akces do Bake-Off. Od tej pory Magda siłą rzeczy, to chrzestna mama mojego sukcesu – dziękuję ci za to Madziu! Z racji, iż nie posiadam telewizora ominęła mnie zupełnie pierwsza edycja tego programu, ale zaległości odrobiłam w internecie.

I zgłosiłaś się do drugiej edycji?

Otóż nie. W momencie kiedy zaczęłam dowiadywać się jak wyglądają eliminacje do programu okazało się, że jest akurat tydzień po ostatecznym terminie castingu. Trochę mnie to podłamało, ale postanowiłam, że trzeciej edycji już nie odpuszczę. Drugą serię oglądałam od deski do deski analizując ten program pod kątem tego, co mnie by mogło w nim spotkać, bo oczami wyobraźni widziałam się w nim. Co tu dużo mówić, bardzo mi się spodobała atmosfera tego widowiska i jego otoczka. Podskórnie czułam, że Bake-Off jest po prostu sympatyczniejszy od innych programów z kulinarną rywalizacją. Jak się potem przekonałam dobrze mi się wydawało.

To był twój pierwszy kontakt z programem tego typu?

Kilka lat wcześniej wystartowałam w regionalnych eliminacjach do Master Chef w Krakowie i nawet całkiem miło to wspominam, bo byłam zadowolona z tego co udało mi się upichcić na tym etapie. Jedną z osób jakie z tego etapu poszły wyżej był niejaki Mikołaj Rey, kto oglądał Master Chefa wie o kogo chodzi. Dodam tylko, że to nie ten co pisał, że „Polacy nie gęsi...”

A jak przebiegły eliminacje do Bake-Off?

Pierwszy etap podobnie jak w przypadku Master Chef odbywał się w Krakowie i również podobnie przyjeżdżało się na niego już z gotowym wypiekiem. Sędziowie oceniali wyrób i rozmawiali z uczestnikami. Takich regionalnych eliminacji w Polsce było dziewięć, kto przez nie przebrnął trafiał do drugiego etapu i jechał do Warszawy, gdzie pieczenie odbywało się już pod okiem fachowców. Tak wyselekcjonowano szczęśliwą dwunastkę do której miałam zaszczyt trafić.

Oglądałaś drugą edycję. Było coś co zaskoczyło cię w trzeciej?

Oglądanie oczywiście sporo dało w kwestii merytorycznego przygotowania, ale ten program nie powstaje według jakiegoś utartego schematu i zaskoczeń było sporo w każdym odcinku. Już na etapie czytania przepisów w konkurencji technicznej było mnóstwo wątpliwości, bo spotykaliśmy się jako uczestnicy z terminologią, która nie była tam zbyt dobrze znana. Kto spoza branży cukierniczej wie, że „krem dyplomat” to po prostu krem do którego zostaje dołożona bita śmietana, „krem angielski” to taki płynny budyń na bazie mleka i żółtek, a „albumina” to sproszkowane białko? Albo co to jest Variegato?

A co to jest?

To technika łączenia dwóch kremów, musów o różnych kolorach, który uzyskujemy nie dokładnie mieszając. Dzięki temu powstaje taki charakterystyczny marmurkowy, naprzemienny wzór o tak pięknie brzmiącej nazwie. Dzięki temu, że było nas aż dwanaścioro na początku programu zawsze znalazł się ktoś, kto potrafił rozwiązać te językowo - kulinarne zagadki.

Jak wyglądał dzień na planie programu?

Bardzo różnie. Każdy dzień był inny pod względem organizacyjnym. Raz pobudka o 6 rano, raz o 9, a jeszcze zdażyło się kręcenie po południu ok. 14 do późnych godzin wieczornych. Poranek w Bake Offie to przygotowywanie do kręcenia odcinka, poprawki w make upie, fryzurach, przygotowanie dźwięku, ustawienie kamer i do pieczenia. Po zakończeniu każdego dnia zdjęciowego mieliśmy mnóstwo czasu na skorzystanie z pięknych okoliczności przyrody nad Zalewem Zegrzyńskim i wtedy rzeczywiście można było wypocząć.

W jednym z odcinków programu zaskoczyłaś jurorów tym, że jako jedyna wiedziałaś, że w pieczeniu gruzińskiego chaczapuri ważne jest zachowanie tzw „komina”, czyli inaczej mówiąc - ciasto musi być dziurawe u góry. Skąd taka wiedza?

No cóż… podróże kształcą. Będąc w Gruzji jadłam wspaniałe oryginalne chaczapuri i zwróciłam na to uwagę. Chociaż szczerze mówiąc gdy zobaczyłam, że ja robię inaczej niż wszyscy pozostali zaczęłam mieć wątpliwości. Sześć osób robiło takie piękne okrąglutkie zamknięte od góry bułeczki, to byłam przekonana, że odpadnę, bo przecież tak przeważająca większość nie może się mylić…

Z którego odcinka byłaś najbardziej zadowolona?

Wydaje mi się, że ze wszystkich w których wygrywałam. Wyróżnienie pierwszym miejscem jednego z najlepszych cukierników, to ogromna nobilitacja i powód do radości. Z uśmiechem na twarzy wspominam też tort warzywny, który zasłynął jako „krzywa wieża”, tarta dyniowa, czy małe formy deserowe w 9 odcinku five o clock. Dumą napawały mnie również słowa jednego z jurorów Krzysztofa Ilnickiego, który jest wirtuozem cukiernictwa. Były to półkule owocowe pokryte mirror galase - powiedział, że gdyby znalazły się w jego pracowni obok jego wyrobów, to jego klienci nie widzieliby różnicy. Ogólnie w trzech odcinkach wygrywałam konkurencje techniczne i raz konkurencje z własnymi pomysłami czyli tzw. konkurencję autorską, która pozwoliła mi być już w pierwszym odcinku Królową Wypieków Tygodnia.

Jak zmieniło się twoje życie po Bake-Off ?

Tak bardzo, że gdyby ktoś pół roku temu mi wywróżył taką cukierniczą drogę i przyszłość, to nie uwierzyłabym w ani jedno słowo. Zaskakuje mnie bardzo pozytywnie sympatyczna reakcja i uznanie ludzi, których spotykam w sklepie, na ulicy, na parkingu czy w przypadkowych miejscach. Gratulują mi udziału, umiejętności i przygody. Udział w programie ma to również przełożenie na modyfikację planów życiowych. Byłam już nauczycielką, udzielam lekcji niemieckiego ale chciałabym swoją pedagogiczną żyłkę wykorzystać również w dziedzinie pieczenia ciasta, dekorowania czego jednym z przejawów są również dzisiejsze warsztaty.

Chciałabyś założyć własną cukiernię z wyrobami tej klasy co w Bake -Off?

Być może tak. Ale ten pomysł jest na razie w dalszej perspektywie. W programie nauczyłam się bardzo dużo nowych technik, przepisów i możliwości, które wprowadziłam do mojej kuchni. Udział w programie pobudził apetyt na wiedzę cukierniczą, dlatego sama się ustawicznie kształcę, czytam dużo blogów kulinarnych, literatury fachowej i zapisuję się na przeróżne warsztaty, szkolenia. A taka cukiernia, czy Patisserie dla bardziej wyrafinowanych podniebień to ciekawy pomysł i coraz częściej spotykany o czym świadczy przykład „Pani Foremki” z Mysłowic, której założycielką jest moja imienniczka Sylwia Grodzka- Haba, znana z drugiej edycji Bake-Off.

Widujesz się jeszcze z uczestnikami Bake-Off ?

We wrześniu byli u mnie w Myślenicach. Tomek (zwycięzca trzeciej edycji) i Wojtek (jeden z faworytów), a kontakt utrzymuję w zasadzie z całą dwunastką, bo w ciągu tych kilku tygodni programu bardzo zżyliśmy się ze sobą. Planujemy się na wiosnę spotkać wszyscy razem, być może właśnie w Myślenicach, żeby coś przyrządzić, upiec ale głównie ze względów towarzyskich. Wywodzimy się z najprzeróżniejszych rejonów Polski i najrozmaitszych zawodów. Tomek jest architektem, Daniel bankierem, Wojtek matematykiem-informatykiem, Halinka introligatorem, Kasia geodetką - wszyscy ciastami zajmujemy się hobbystycznie i właściwie każdy z nas tę pasję po programie twórczo rozwija.

Jeden piszę książkę, inny piecze na zamówienie, inny założył bloga, jeszcze inny otworzył firmę z wypiekami domowymi. Ja na razie zaczęłam aktywnie działać na facebooku i prowadzę swój funpage „Co na deser”. Prowadziłam też warsztaty dla dzieci. Zdążyłam być jurorem w powiatowym konkursie na tartę owocową. Ten program odcisnął na nas trwałe piętno (słodkie) i zmienił życie.

Zawsze interesowałaś się gotowaniem czy też pieczeniem?

Praktycznie tak, chociaż w czasach licealnych było to zainteresowanie poniekąd bierne bo pomagałam przy pieczeniu w kuchni mojej mamie. Ale takie są zawsze początki, pierwsze poważne polecenia: ubij białka, zważ masło, wymieszaj czy zmiel mak. Pierwsze własnoręczne wyroby to już czasy liceum i studenckie.

Chciałabyś jeszcze raz wziąć udział w Bake-Off ?

Tak. Tak. Tak! Mimo, że pod koniec programu już trochę odczuwałam zmęczenie i fizyczne i psychiczne - program kręciliśmy 1,5 miesiąca, to gdyby mi ktoś zaproponował teraz ponowny udział - nie wahałabym się nawet sekundy. Szkoda, że to niemożliwe. Na koniec chciałam serdecznie podziękować wszystkim, którzy trzymali za mnie kciuki i za wszystkie oznaki sympatii, z którymi się nieustannie spotykam.

 

PRZEPIS SYLWII na Bezowe koszyczki z kremem pistacjowym

Bezy: 4 białka 250 g drobnego cukru białego, Szczypta soli

Krem pistacjowy: 40g mleka, 1 żółtko, 60 g białej czekolady, 30 g pasty pistacjowej, Szczypta soli, 20g masła, 150 g serka mascarpone

Bezy: Białka ubić ze szczyptą soli. Do ubijanej piany dodawać stopniowo cukier i ubijać na wysokich obrotach. Bezę wsadzić do rękawa cukierniczego z tylką z gwiazdką. Na papierze formować koszyczki/gniazdka tej samej wielkości. Włożyc do piekarnika z termoobiegiem w temp. 120 na ok. 60 min. Jeśli koszyczek od spodu będzie suchy beza jest gotowa.

Krem pistacjowy: Zagotować mleko i zalać żółtko, mieszając. Podgrzać do zagęszczenia, uważać żeby nie zagotować. Zalać białą czekoladą i zmieszać. Dodać pastę i sól. Po ostygnięciu połączyć z masłem i serkiem mascarpone. Na wysuszonych gniazda wyszprycuj schłodzony krem pistacjowy i udekoruj malinami z listkiem mięty pieprzowej.

Każdy przepis można modyfikować. Teraz na święta zrobiłam podobny deser z małymi zmianami. Koszyczki bezowe z cynamonem, kremem kawowym, polane słonym karmelem i udekorowane gwiazdką z pierniczka - polecam i zachęcam do eksperymentowania w kuchni.

 

Rafał Podmokły Rafał Podmokły Autor artykułu

Dziennikarz, meloman, biblioman, kolekcjoner, chodząca encyklopedia sportu. Podobnie jak dobrą książkę lub płytę, ceni sobie interesującą rozmowę (SPORT, KULTURA, WYWIAD, LUDZIE).