„Centralna” dla Finów

Sport 28 października 2025 Wydanie 41/2025
„Centralna” dla Finów

Rajd Centralnej Europy to impreza unikalna. To jedyna runda Rajdowych Mistrzostw Świata (World Rally Championship – WRC) rozgrywana na odcinkach specjalnych wiodących drogami trzech państw: Niemiec, Austrii i Czech. Często podczas tego rajdu zdarza się tak, że kibic traci orientację na terenie którego z tych państw kibicuje akurat najszybszym załogom rajdowym świata.

Szlaków tym razem nie przecieraliśmy. My to znaczy kibice w liczbie czterech z miasta Myślenice. Przetarliśmy je dokładnie rok temu o tej samej porze. Wtedy czasu i werwy wystarczyło nam na obejrzenie walki na czterech odcinkach specjalnych. W tym roku byliśmy obecni na… dziesięciu OS-ach i choćby dlatego możemy stwierdzić, że rajd zobaczyliśmy gruntownie i od podszewki. Byliśmy wszędzie; podczas sesji rozdawania autografów przez zawodników ze światowej czołówki, podczas przerw w strefie serwisowej i oczywiście na odcinkach specjalnych. W sumie cztery bite dni intensywnej przygody ze sportem rajdowym. Wyczerpujących, ale jakże bogatych w emocje.

Od dawna, a więc od Rajdu Chorwacji w 2024 roku zabiegaliśmy o to, aby stanąć oko w oko z Kalle Rovanperą, naszym idolem, 25-letnim geniuszem, dwukrotnym rajdowym mistrzem świata (swój pierwszy mistrzowski tytuł jasnowłosy Fin wywalczył mając 22 lata stając się tym samym najmłodszym czampionem w historii WRC). Przez cztery kolejne rajdy (Chorwacja, Polska, Centralna Europa i Monte Carlo) nasze zabiegi pełzły na niczym, trudno było przez gęsty tłum kibiców dopchać się do kierowcy i tylko cud spowodował, że z Monaco przywieźliśmy autograf z krótką dedykacją zawodnika. Tym razem zagięliśmy parol na Kalle przygotowując się do spotkania z nim wyjątkowo solidnie. Wraz z nami z Myślenic wyjechała flaga w narodowych barwach z umieszczonymi nań nazwiskami Kalle i jego pilota Jonne Halttunena. Liczyliśmy po cichu, że będzie to nasz argument w dążeniu do bezpośredniego kontaktu z kierowcą. Udało się. Podczas sesji udzielania autografów dopchaliśmy się wreszcie do Kalle i jego pilota prezentując naszą flagę. Udało nam się uwiecznić moment, kiedy flaga na kilka sekund znalazła się w rękach Finów (patrz zdjęcie). Cel został osiągnięty.

Mieliśmy farta bowiem z Kalle spotkaliśmy się raz jeszcze i było to podczas przerwy w strefie serwisowej, kiedy zawodnik wyszedł do kibiców, aby spotkać się z nimi i udzielić autografów. Namówiliśmy go na wspólne zdjęcie, co nie było zresztą trudne bowiem Fin chętnie pozował do fotek z kibicami. Podczas pobytu w tej samej strefie serwisowej spotkaliśmy Sebastiena Ogiera, ośmiokrotnego mistrza świata, genialnego Francuza, niezwykle empatyczną i otwartą na kibiców osobę. Wszystko w potwornym ścisku, bowiem takich jak my, chętnych do bezpośredniego kontaktu z najlepszymi rajdowcami świata było setki, jeśli nie tysiące. Pobyt w strefie serwisowej to nie tylko okazja do bliskiego kontaktu z zawodnikami, ale także możliwość przyjrzenia się jak pracują ekipy mechaników. Samochód rajdowy najwyższej klasy Rally 1 to maszyna niezwykle skomplikowana z samochodem z jakim stykamy się na co dzień nie mająca nic wspólnego. Kosmiczna technologia, kosmiczny wygląd. Bywa, że rajdówka nosi na sobie trudy pokonanych kilometrów OS-owych, wówczas konieczna jest zdecydowana i szybka interwencja mechaników. Ci potrafią w kilka zaledwie minut postawić rozbitą rajdówkę na koła i uzdatnić ją do dalszej jazdy. Wymiana zdewastowanych fragmentów nadwozia, całego zawieszenia czy skrzyni biegów to dla fabrycznych ekip bułka z masłem.

Sam rajd przebiegał niezwykle malowniczymi, wiodącymi wśród gór, miasteczek i wsi drogami Bawarii (Niemcy), kraju pilzneńskiego (Czechy) i Górnej Austrii. Odcinki o nawierzchni asfaltowej były bardzo wymagające. Wąskie, kręte, miejscami piekielnie szybkie (na jednym z odcinków specjalnych zmierzyliśmy prędkość rajdówki Sebastiana Ogiera i Vincentego Laduisa (toyota yaris rally1) - wyniosła 200 km/godz!). OS-y często pokryte były wyrzuconym przez samochody rajdowe błotem (zwłaszcza na zakrętach i cięciach). To wymagało od załóg niezwykłej koncentracji, wysokich umiejętności i kolosalnej odporności psychicznej. Wspaniale oglądało się zmagania ludzi z warunkami panującymi na drodze. Teoria o zaprzeczeniu prawom fizyki była tutaj nagminnie potwierdzana. Rajdówka, która mknie po trasie odcinka specjalnego jest jak pocisk. Jej widok zapiera dech i potwierdza przypuszczenia, że prowadzący ją ludzie to… nadludzie.

Sama walka na trasie potwierdziła dominację Ogiera i Rovanpery. Kierowcy fabrycznego zespołu Toyoty podróżowali w innej bajce, w innym wymiarze, w innej rzeczywistości. Rozstrzygali kolejne odcinki specjalne na swoją korzyść różnicą dziesiątych sekund oddalając się od peletonu na odległość 30 – 40 sekund. W rajdach to dużo, może jeszcze nie przepaść, ale dużo (dla lepszego zobrazowania rywalizacji warto przytoczyć fakty – na liczącym 23 kilometry odcinku specjalnym różnica dzieląca obie załogi wyniosła… 0,3 sekundy zaś na mecie drugiego dnia po rozegraniu ośmiu prób Ogier prowadził z Rovanperą różnicą… 0,6 sekundy!).

W trzecim dniu rajdu ośmiokrotny mistrz świata popełnił błąd, wypadł z trasy i zaprzepaścił szansę na walkę o zwycięstwo. Gra szła o grubą stawkę, bowiem o przybliżające do tytułu mistrza świata 2025 punkty (do rozegrania zostały jeszcze dwie rundy WRC – Rajd Japonii i Rajd Arabii Saudyjskiej). Wobec pecha Francuza Fin dbał już tylko o obronę zdobyczy i do mety rajdu wraz ze swoim pilotem dotarł jako zwycięzca.

Co można dodać jeszcze w podsumowaniu relacji z Rajdu Centralnej Europy? Aktualna czołówka światowa prezentuje poziom, który budzi nie tylko podziw, ale także refleksję nad kwestią granicy ludzkich możliwości. Tanak, Katsuta, Evans, Fourmaux, Neuville, Pajari, Munster, Mc Erlean to nazwiska z najwyższej, rajdowej półki. Ich piloci to ludzie nie znający strachu, ludzie o stalowych nerwach i takich… błędnikach. Warto pokonać czasem setki, a nawet tysiące kilometrów po to, aby przekonać się o tym naocznie. Jeśli ktoś chociaż trochę czuje się rajdowym kibicem powinien, a nawet musi to zobaczyć w naturze. Innego wyjścia po prostu nie ma!

Maciej Hołuj