Dominika Domanus: Chciałabym wrócić do większych form

Wśród kilkudziesięciu artystów, których mogliśmy zobaczyć na „Zachwycie lata” w Jaworniku dwa lata temu i w ubiegłym roku, Dominika Domanus zaprezentowała chyba najbardziej „uskrzydloną” sztukę.
Ceramika, którą zobaczyliśmy na stanowisku wystawowym Dominiki obejmowała kilka gatunków latającej braci: ptaszków, ważek i motyli. Prawdopodobnie stały się one dla tej urodzonej w Jaworniku artystki takim znakiem rozpoznawczym jak krowy, które oglądamy na obrazach Kingi Piwowarczyk. Dominika potrafi jednak tworzyć sztukę wysokich lotów również w przenośni. Mama trójki dzieci i żona Maćka, którego poznała przy okazji pracy przy konserwacji zabytków w Olsztynie wśród swoich zainteresowań poza artystycznych wymienia zwierzęta (ze szczególnym naciskiem na koty), rower, chodzenie po górach, pływanie, łyżwy, narty i tenis stołowy. Ale wróćmy do sztuki.
Skąd pojawiło się u Ciebie to artystyczne zacięcie?
Prawdopodobnie było jakoś uwarunkowane genetycznie, bo malarką była moja babcia. Natomiast zamiłowanie do rozmaitych form rękodzieła mam chyba po tacie, który praktycznie sam zaprojektował i zbudował nasz dom rodzinny, moją pracownie i jeszcze mnóstwo innych rzeczy wokół domostwa.
Od początku ciągnęło Cię do rzeźby i ceramiki?
Początkowo bardziej do malarstwa i rysunku. Kiedy byłam jeszcze w szkole podstawowej moja starsza o 6 lat siostra zdawała na architekturę. Wcześniej brała udział w kursie rysunku architektonicznego i sporo się od niej wtedy nauczyłam. Na tyle dużo, że gdy składałam dokumenty do liceum plastycznego w Krakowie to bardzo wysoko oceniono moje rysunki i nie było problemu z dostaniem się do tej placówki edukacyjnej. Nawet ktoś z komisji egzaminacyjnej powiedział, oczywiście żartem, „widzimy, że potrafisz malować to teraz będziemy próbowali Cię przez cztery lata zepsuć”.
Udało im się?
Raczej trochę zmieniło się moje podejście do sztuki, bo w coraz większym stopniu zaczęła mnie interesować rzeźba jako forma wyrazu artystycznego. Pewnie tak by się nie stało, gdyby nie fakt, że bardzo blisko, niemal po sąsiedzku miałam okazję odwiedzać pracownie Marii Podczerwińskiej oraz Józefa Polewki. To pozostawiło niezatarte wrażenie.
Do tego stopnia, że poszłaś na studia na wydział rzeźby...
Tak, dokładnie na wydział rzeźby na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu. Oczywiście zdawałam również na krakowską Akademię Sztuk Pięknych i byłam całkiem blisko, żeby się tam dostać, ale tych pięciu lat w Toruniu na pewno nie żałuje, bo studia dosyć wszechstronnie przygotowały mnie warsztatowo do obecnej działalności zawodowej.
W tym momencie rodzi się pytanie czy da się z tego żyć?
Z samej działalności artystycznej jest to bardzo trudne i potrafią tego dokonać tylko nieliczni. Nie chodzi tylko o wysoki poziom artystyczny, ale również umiejętności marketingowe i menadżerskie. Jestem raczej taką osobowością, która chciałaby się skupić na samej sztuce, bo już to jest wystarczająco absorbujące.
Można się przy niej zapomnieć?
Z całą pewnością. Zapomnieć, odpłynąć i stracić poczucie czasu. Zdarza się, że pochłonięta jakąś ceramiką wracam do domu już po północy. Na szczęście pracownia jest przy samym domu, więc rodzina wie gdzie mnie szukać.
Gdzie jeszcze, oprócz pracowni, można Cię spotkać?
Prowadzę również, a może nawet przede wszystkim, warsztaty ceramiczne dla dzieci i dorosłych i ta praca daję mi dużo satysfakcji, bo chyba nie ma większej radości niż zobaczyć, że ktoś zaczyna podzielać twoją pasję. Gminny Ośrodek Kultury w Stryszowie, Szkoła Podstawowa nr 1 im. Adama Mickiewicza w Sułkowicach czy też Gminny Ośrodek Kultury w Lanckoronie to miejsca, w których można mnie spotkać i sprawdzić czy nie drzemie w nas jakiś ukryty talent. Moją ceramikę można również zobaczyć na Instagramie i na Facebooku pod nazwą domanusartstudio.
Jak zmieniała się twoja estetyka rzeźbiarska i ceramiczna?
W trakcie studiów i bezpośrednio po nich interesowała mnie rzeźba bardziej jako forma wyrażania ekspresji a mniej jako perfekcyjne dopracowanie szczegółów czy jakiś sposób odtwarzania natury. W mojej pracy dyplomowej z kolei widać fascynację architekturą.
Te przenikające się formy trochę przywodzą na myśl architekturę dekonstruktywistyczną, która generalnie walczy z symetrią i funkcjonalnością na rzecz nieposkromionej fantazji twórcy.
W przypadku mojego dyplomu bardziej nawiązywałam do budowli starożytnych, ale każde nowe spojrzenie czy oryginalna interpretacja cieszy artystę, bo to oznacza, że praca, którą wykonuje ma jakiś rezonans wśród odbiorców
Nie zadam typowego pytania o inspiracje artystyczne, ale powiedz, jakie wystawy chciałabyś zobaczyć, gdyby twój napięty grafik pozwolił na jakieś podróże?
Chyba najtrudniejszym do zrealizowania marzeniem będzie zobaczenie wystawy Henryego Moore’a - brytyjskiego rzeźbiarza, rysownika i grafika, abstrakcjonisty i wielkiej postaci lat 30-tych ubiegłego wieku. Z takich bardziej prawdopodobnych do zobaczenia na pewno chciałabym zobaczyć jakąś ekspozycję Jerzego Jarnuszkiewicza (1919 -2005, autor m.in. pominka Małego Powstańca w Warszawie - przyp. red.) oraz Bronisława Chromego, którego rzeźby można zobaczyć również w wielu miejscach Krakowa, między innymi Parku Decjusza czy pod samym Wawelem, bo słynny Smok Wawelski to dzieło jego rąk.
A skąd się w Twojej twórczości wzięły te ptaszki, ważki i motyle?
Tu już inspiracja przyszła bezpośrednio od Marysi Podczerwińskiej, której prace ceramiczne również mocno związane są z naturą. Maria otworzyła mi oczy na wiele kwestii dotyczących zdobienia, szkliwienia, wyrobu i koloryzowania ceramiki. Wiele osób zauważyło, że gama barw w moich wyrobach rękodzielniczych bardzo się poszerzyła, chociaż staram sie unikać jakiejś krzyczącej estetyki. Rzeźba i ceramika to zresztą takie dziedziny, w których cały czas są duże możliwości rozwoju i jest to studnia bez dna. Mnie na przykład stosunkowo niedawno zafascynowała technika nazywana Raku, którą mogłam poznać w pracowni u Marysi i Wita Podczerwińskich. Jej oryginalność polega na tym, że rozgrzane do czerwoności przedmioty wyjmuje się pieca, a potem wkłada do trocin. Efekt tego zabiegu jest taki, że powstaje atmosfera redukcyjna i glina nie poszkliwiona nabiera czarnego koloru, tworzą się też czarne spękania na szkliwie, tzw. cracle, a kolory często są przydymione i lekko metaliczne.
Marzenia na przyszłość to...
Chciałabym wrócić do większych form. Moim marzeniem jest stworzenie „Rajskiego ogrodu” obok pracowni i powrót do „Adama i Ewy”, rzeźb, które wykonałam na studiach. Zostały one wówczas bardzo dobrze przyjęte i wyróżnione. Tym razem jednak wymowa tych rzeźb byłaby trochę bardziej optymistyczna, bo tamtej wersji są to nasi prarodzice wygnani z raju.
Co powiedziałabyś młodym artystom czy też uściślając rzeźbiarzom zaczynającym karierę?
Chyba to, żeby starali się wytyczać własną ścieżkę, nawet jeśli będzie czasami kręta albo pod górę. Warto podążać za swoimi talentami, bo to przygoda na całe życie.
Rozmawiał Rafał Podmokły