Energetyka jądrowa – przypomnienie o początkach

Energetyka jądrowa – przypomnienie o początkach

Czytamy o planach budowania w Polsce elektrowni atomowych, które są potrzebne do uzupełniania bilansu energetycznego systemu polskiego systemu zasilania, nastawionego obecnie na maksymalne wykorzystanie Odnawialnych Źródeł Energii, realizowanych „farm” wiatraków lądowych i morskich oraz „pól” fotowoltaicznych, burzliwie rozwijających się także dzięki prosumentom (konsumentom energii, którzy są także jej producentami). Jednak wiatr nie zawsze wieje z wystarczającą siłą, okres, kiedy dające energię fotowoltaiczną Słońce jest ograniczony, więc skądś trzeba czerpać energię, gdy „Zielona Energetyk” nie wydala. Przy jednoczesnym zwalczaniu elektrowni wykorzystujących paliwa kopalne (węgieł i ropę), energetyka jądrowa staje się niezbędna w celu umożliwienia stabilizacji pracy systemu elektroenergetycznego.

No więc teraz jest to temat aktualny i dużo się o nim mówi. Wszyscy uważają, że to wielka nowość. Tymczasem warto przypomnieć sobie, że historia tworzenia energetyki atomowej w Polsce liczy już ponad 75 lat. Zaczęło się bowiem na początku drugiej połowy XX wieku.

Wtedy w praktycznie wszystkich krajach europejskich powstawały elektrownie atomowe, więc w Polsce w 1956 roku powołano Radę do Wykorzystania Energii Atomowej oraz pierwszego pełnomocnika rządu ds. pokojowego wykorzystania energii jądrowej. W latach 1956-1968 funkcję te pełnił Wilhelm Billig. W czerwcu 1957 roku ukazała się uchwała rządu nr 224/57 zawierająca „Zarys Perspektywicznego Planu w Zakresie Energetyki Jądrowej w Polsce”. W uchwale zawarty był zapis, który przewidywał możliwość uruchomienia pierwszej polskiej elektrowni jądrowej o mocy rzędu 200 MW najpóźniej w 1965 roku. W uchwale Poruszono także problem kształcenia kadr dla energetyki jądrowej. Moja uczelnia, AGH, miała tu sporą rolę do odegrania, planowano nawet wybudowanie na terenie uczelni dydaktyczno-badawczego reaktora atomowego. Pamiętam, jak na klatce schodowej przy katedrze fizyki wisiały pręty z prawdziwego reaktora – oczywiście te nie promieniujące.

Potem jednak wszystko zostało wstrzymane. Władze PRL doszły do wniosku, że Polska mająca ogromne zasoby węgla może się ograniczyć do korzystania z elektrowni opalanych tym węglem (kamiennym i brunatnym), bo to się nam lepiej opłaca. Wtedy jeszcze nikt nie myślał o problemie emisji CO2, więc rozumowanie było racjonalne.

Dopiero rozwój tak zwanej „Ery Gierka”, kiedy usiłowano upodobnić polską gospodarkę do europejskich standardów (niestety – na kredyt, co doprowadziło do katastrofy) sprawił, że 12 kwietnia 1973 roku utworzony został Urząd Energii Atomowej, który miał nadzorować pokojowe wykorzystanie energii jądrowej w kraju. W 1974 roku Polska podpisała umowę o współpracy ze Związkiem Sowieckim, określającą warunki budowy elektrowni jądrowej. Umowa ta przewidywała współpracę w zakresie dostaw reaktorów WWER-440. Współpraca ta jedna układała się źle, wiec w 1976 roku, Urząd Energii Atomowej został zlikwidowany, a na jego miejsce powołano Urząd Ministerstwa Energetyki i Energetyki Atomowej. Wydawało się, że droga do pierwszej polskiej elektrowni atomowej jest prosta i krótka. Jednak prosta i krótka nie była, co opiszę w następnym felietonie.