Ewa Filek - talenty nie roztrwonione
Gdy w słynnej biblijnej przypowieści o talentach był akapit poświęcony bohaterce tego artykułu, to należałoby zastosować jakiś znacznie wyższy mnożnik niż w oryginale. Ewa Filek należy do tego typu ludzi, których określa się, że „nie posiadają wieku”. Oczywiście posiada jakiś tam pesel i nawet moglibyśmy podać ile Ewa ma lat, ale po pierwsze nie podaje się wieku kobiet, a po drugie i tak nikt by nie uwierzył. Przede wszystkim dlatego, że upływ czasu kojarzy się nam z malejącą energią życiową, zaś w przypadku Ewy Filek trudno zauważyć jakiekolwiek symptomy tego zjawiska.
Wielu myśleniczan kojarzy ją z pracy w Bibliotece Publicznej, w której spędziła 12 czynnych zawodowo lat. Trafiła tam po studiach kulturoznawstwa, ale praca w bibliotece nie dawała szans, przynajmniej w tamtych czasach, do wykazywania się kreatywnością i zainteresowaniami wykraczającymi poza literaturę. Ewa natomiast przejawiała takowe już od najmłodszych lat. Czy chciała iść na ASP?
- Oczywiście, ale nie miałam odpowiedniego zaplecza, żeby dobrze przygotować się do egzaminów. Dlatego moja edukacja, nazwijmy ją, malarsko- rysownicza, to było w większości kształcenie się na własną rękę. Taka prawdziwa pasja, która przerodziła się w regularną to zaczęła się jednak nie od malarstwa, ale od tkactwa. Gdyby policzyć w metrach kwadratowych ile zrobiłam tego typu rękodzieła, to pewnie przekroczyłoby to powierzchnię kortu tenisowego.
W tym miejscu płynnie przechodzimy do kolejnej nietypowej pasji, bo przez całe lata można było zobaczyć Ewę wytrwale trenującą topspiny i dropszoty na myślenickich kortach.
- Byłam działaczką TKKF i pracowałam jako kortowa, zakres obowiązków z tym związanych był szeroki od sprzątania obiektu sportowego po niemalże „cerowanie” nawierzchni boiska. Tenis uwielbiam, bo to sport, który ma w sobie chyba najwięcej ze sztuki. Jest z jednej strony indywidualny, z drugiej ma element bezpośredniej rywalizacji i potrafi fantastycznie „oddać” tę pracę, którą się wkłada na treningu. Zresztą każdy, kto zaserwuje jakiegoś asa albo trafi return w sama linię wie o czym mówię.
Z tenisem wiąże się zresztą kolejna pasja Ewy, czyli rzeźba wykonywana metodą traconego wosku. Przez wiele edycji myślenickich turniejów tenisowych ich laureaci byli obdarowywani nagrodami przez nią wykonanymi i były one wykonane na takim poziomie artystycznym i tak unikalne, że gdyby zobaczył je organizator Wimbledonu czy Rolland Garros, to zamówiłby ich cały pakiet na kolejnych kilkadziesiąt edycji. Ale i bez tego zamówień na rzeźby czy gobeliny nie brakowało i większość twórczości Ewy Firek wisi na ścianach albo stoi na półkach u bliższych czy dalszych znajomych.
Pasja malarska nabrała natomiast rozpędu, gdy Ewa zapisała się do szkoły rysunków Rafała Zalubowskiego.
- Nie startowałam może od zera, gdy zaczęłam naukę u Rafała Zalubowskiego, ale taka edukacja artystyczna jaką tam można przejść, to pozwala wejść o przynajmniej jeden poziom wyżej chyba każdemu, niezależnie od tego jak długą ma praktykę twórczą. Również dlatego, że przebywa się w towarzystwie ludzi z różnych pokoleń i o rozmaitych rodzajach wrażliwości. Potrafią dostrzec na moich obrazach coś, czego już sama bym nie dostrzegła i coś skorygować albo zasugerować. To jest bezcenne doświadczenie.
To doświadczenie zaowocowało już kilkunastoma wystawami, bo Ewa Filek prezentowała swoje obrazy na autorskich prezentacjach m.in w Muzeum Regionalnym „Dom Grecki” i Bibliotece Publicznej w Myślenicach. Ostatnio ledwie pół roku temu, gdy zobaczyliśmy „Lustra”. W większości powstają w zaimprowizowanym atelier znajdującym się w kuchni mieszkania m-2 bloku przy ulicy Słowackiego. Świadkami powstawania kolejnych malowideł są suczka, kotka i królik oraz kanarek, bo Ewa kocha zwierzęta i to nie tylko te, które zamieszkują z nią pod jednym dachem. Uwielbia Rembrandta, Chopina i muzykę rockową przełomu lat 60. i 70. „Małego księcia” zna praktycznie na pamięć, bo kiedyś zapisała całą jego treść w zeszycie i bogato go zilustrowała swoimi rycinami. Czy to już „All about Eve”? W żadnym razie. Jeszcze można by wspomnieć chociażby o tych kapitalnych rzeźbach wykonanych prostą zdawałoby się techniką zwijania papierowych rurek (zero kleju, a da się zrobić niemal wszystko). Bez takich kolorowych ptaków jak Ewa Filek świat byłby bardzo smutnym miejscem.