Fotowłóczęga

Fotowłóczęga

Bystrzyca Kłodzka, ostanie dni lipca 2021 roku, niedzielne senne popołudnie. Na zewnątrz niewiele słońca, ale i chmur też niewiele. Ot tyle, żeby niebo lepiej wyglądało na zdjęciach. Samochód zostawiam przy ulicy Międzyleśnej 8, opodal bramy z geometrycznym ozdobnikiem.

Nie wiem dokąd powinienem pójść najpierw, kompletnie nie znam tego miasta, jestem tu tylko przejazdem w drodze do Lądka Zdroju (czyli „do wód”, jak ongiś mawiano). Skręcam zatem w lewo, w uliczkę o wdzięcznej nazwie: Przyjaciół. Jako azymut obieram górującą nad całą okolicą iglicę kościoła pod wezwaniem świętego Michała Archanioła (wtedy jeszcze nie wiem nic o tej świątyni, jej historię poznam dopiero po powrocie do Krakowa). Na wieży w kolorze kości słoniowej zegar o czarnej tarczy wskazuje miastu i światu godzinę za kwadrans trzecią. To dobry czas. Z uchylonych okien czuć już zapachy domowych przysmaków, dookoła zaś jest pusto, jakby wszyscy mieszkańcy zasiedli właśnie do stołu.

Gdzieś w połowie uliczki napotykam kota, szaroburego dachowca totalnie zanurzonego w niedzielną senność i sjestę (chyba już pojadł). Mijamy się obojętnie, kot nawet nie odprowadza mnie wzrokiem. Na ulicy Przyjaciół nie zaprzyjaźniamy się. Szkoda. Kilkanaście kroków dalej dwóch starszych mężczyzn zwraca na mnie uwagę. Nawet nie tyle na mnie, co na mój aparat fotograficzny. „Niechże nam pan powie, co w tym mieście jest ciekawego do sfotografowania?” – pyta jeden z nich. Zatrzymuję się, w myśli szukam odpowiedzi. Wybieram naiwną szczerość: „Jestem tutaj po raz pierwszy, więc jeszcze nie wiem”. Mężczyźni kiwają głowami i życzą mi udanego dnia. Nie idę już dalej ulicą Przyjaciół. Skręcam w prawo i wstępuję na strome kamienne schody, wciśnięte pomiędzy czynszówki. Schody są zadbane, odnowione, wyposażone w solidną poręcz. Są też wąskie. Rozkładam ramiona i prawie-prawie dotykam okalających je ścian. „Jestem turystą – myślę po chwili intensywnej wspinaczki – takie schody są dla mnie atrakcją, ale biegać nimi kilka razy dziennie to już spore wyzwanie”. Zwłaszcza zimą. Wieńcząca je ulica Kościelna jest wąska, zaciszna i nie stroma.

Wiedzie mnie pod sanktuarium, gdzie wykonuję kilka ujęć, takich całkowicie turystycznych, pamiątkowych. Żadnego street photo, żadnej ekwilibrystyki obrazowania. Zwykłe notatki z podróży. Jestem turystą, włóczęgą, prostodusznym użytkownikiem wolności, istotą chwilowo oderwaną od biurka i komputera. Facetem na warunkowym zwolnieniu z codzienności, personą wysłaną w obcy świat z surowym nakazem: odpręż się, wyluzuj. Tak jest, odprężam się! I idę dalej...

 

Ulica Jana Pawła II prowadzi mnie do arterii imienia Wojska Polskiego. Skręcam w prawo. Oglądam niski budynek Oddziału PZU (ładny) oraz kremowo-pomarańczowy budynek kancelarii notarialnej (ładniejszy). Docieram w końcu do zielonego zakątka, położonego przy dawnych murach obronnych. Jako pierwszego zauważam tu Jerzego Hoffmana. Staję twarzą w twarz z podobizną wielkiego reżysera, potem zaś – jak przystało na rasowego turystę – wykonuję kilka ujęć. Kryształowa Aleja Gwiazd to jedna z nowszych atrakcji Bystrzycy Kłodzkiej. Jak podpowiada Internet – powstała w roku 2015 z inicjatywy znakomitego artysty rzeźbiarza Konrada Tomaszewskiego. Na jej lokalizację wybrano tutejszy Park Miejski – zielony, zadbany, wyposażony w wygodne ławeczki. Pomysł na wykonanie podobizn ludzi srebrnego ekranu wziął się z faktu, że Bystrzycę odwiedzały i nadal odwiedzają ekipy filmowe. Tutaj Kazimierz Kutz nakręcił pełnometrażowy obraz „Nikt nie woła” (rok 1960), tutaj powstały też sceny do jednego z odcinków serialu o czterech czołgistach i piesku. Oglądam kolejne portrety (wykonano je z tworzywa imitującego szkło kryształowe). Jest Janusz Majewski, są Grażyna Wolszczak, Robert Gonera, Wiktor Zborowski, Krzysztof Zanussi oraz Kazimierz Kutz. Jak głosi napis – podobiznę śląskiego reżysera odsłonięto z okazji 55. rocznicy realizacji wspomnianego filmu, a także w podziękowaniu za pracę artysty na rzecz promowania miasta i okolic. Pstryk – zdjęcie.

„Panie, co tutaj jest ciekawego do sfotografowania?” – słyszę w głowie pytanie z ulicy Przyjaciół. Przez moment spoglądam jeszcze na podobizny artystów, ujęte w ramy o wyglądzie kliszy filmowej. Czuję, że gdzieś w środku zrelaksowany turysta z wolna ustępuje miejsca fotografowi-łowcy. Jest niedziela. Jest ładnie. Słońce coraz śmielej wychyla się zza chmur. Idę dalej.

Tekst i fotografie Marcin Kania