Fryzjer i kibic w jednym. Obie pasje połączył w swoim zakładzie

Fryzjer i kibic w jednym. Obie pasje połączył w swoim zakładzie

Kiedy 15 lat temu zakładał firmę nazwał ją po prostu „Klimas Adam. Zakład Fryzjerski”. Bez zbędnych słów, prosto, po męsku. Założył ją z myślą o mężczyznach, bo, choć z wykształcenia jest fryzjerem damsko-męskim, specjalnością swojego zakładu uczynił fryzjerstwo męskie.

Właścicielem i gospodarzem tego miejsca jest myśleniczanin Adam Klimas znany też jako „Wiślak”, bowiem dla nikogo kto go zna lub choć raz odwiedził jego salon, nie jest tajemnicą, że kocha piłkę nożną, a szczególnie Wisłę Kraków. Tę, jak sam mówi, miłość „na dobre i na złe”, widać już od progu. I to na każdym centymetrze kwadratowym. Ściany i witryny wypełniają zdjęcia z piłkarzami, plakaty, autografy, puchary, proporczyki, breloki, szaliki, koszulki, puchary, piłki, buty-korki, rękawice. Pośrodku tego znajduje się wielka biała gwiazda – symbol klubu, którą wykonał sam. Co więcej, tę miłość też słychać, bo kiedy odzywa się jego telefon odzywa się… hymn Ligii Mistrzów.

Kibicować Wiśle zaczął mniej więcej w tym samym czasie co uczyć się fryzjerstwa.

- Do szkoły fryzjerskiej trafiłem przez przypadek. Zaczęło się od tego, że kiedy skończyłem szkołę podstawową brat załatwił mi praktykę w jednym z zakładów. Poszedłem i tak mi się spodobało, że praktykowałem tam… trzy lata. Po roku już obcinałem klientów. W międzyczasie ukończyłem skróconą, bo trwała trzy miesiące, polsko-niemiecką szkołę fryzjerstwa. W 1996 roku zdałem egzamin czeladniczy. Po nim pracowałem w zawodzie, ale wtedy jeszcze nie u siebie. Potem zamieniłem fryzjerstwo na inne zajęcia, lepiej płatne. Pracowałem m.in. w Niemczech. Wreszcie przyszedł rok 2010 i postanowiłem wrócić do zawodu i wykorzystać to czego się kiedyś nauczyłem. Choć i tak nie wykorzystałem wszystkiego, bo jestem fryzjerem damsko-męskim, a założyłem zakład męski. Zrobiłem to z oszczędności. Taki zakład nie wymagał takich nakładów jak damski, a ja nie wspomagałem się żadną pożyczką, nie miałem dofinansowania. Początki były trudne, trzeba było klientów zdobyć. Nieraz siedziało się w zakładzie i czekało na nich - wspomina.

Po jakimś czasie wpadł na pomysł, aby elementem wyposażenia zakładu uczynić piłkarskie pamiątki. I nie bacząc na metraż, który był bardzo mały, pomysł zrealizował, co jak wspomina, przyczyniło się do tego, że klientów znacznie przybyło. Przychodzili chłopcy, nastolatkowie i dorośli mężczyźni. Kibice – tak jak on Białej Gwiazdy, ale też innych klubów, a także piłkarze. – Najlepsze reakcje na wystrój to reakcje najmłodszych, wchodzą tu niczym do.. muzeum – śmieje się Adam. To „muzeum” ma to do siebie, że eksponaty mają swoje własne historie, ale te można dotknąć. No i zawsze można tu porozmawiać o piłce. - Na inne tematy, np. politykę, nie wchodzimy. To nie miejsce na to. Tu wszystko kręci się wokół piłki. Przyznam, że czasem mam dość mówienia w kółko o tym samym, ale to znużenie szybko mija. Bo właśnie za to, za możliwość poznawania ludzi, za kontakt z nimi najbardziej lubię swoją pracę. Z tego samego powodu, tak samo szybko mijają mi kryzysy, które przychodzą czasem i przynoszą ze sobą myśli w rodzaju: „a może zająłbyś się czymś innym?” – mówi.

W międzyczasie zmienił lokal na większy, a piłkarska kolekcja powiększyła się na tyle, że nawet w tym wszystkie gadżety już się nie mieszczą.

- Większość z tych rzeczy pochodzi z licytacji, których celem jest zebranie pieniędzy np. na leczenie chorych dzieci. Część przynieśli i podarowali mi sami klienci – mówi Adam.

Największy sentyment ma do koszulki Kuby Błaszczykowskiego, którą zdobył dla niego jego brat po ostatnim meczu, jaki Kuba zagrał w reprezentacji Polski. – Zdobył ją specjalnie dla mnie, nawet jest podpisana „dla Adama”. Sam też kiedyś jeździłem na mecze, teraz robię to zdecydowanie rzadziej ze względu na brak czasu.

Dobre strzyżenie to dla niego także szybkie strzeżenie. – Czasy się zmieniły, przyszła moda na brody i panowie na pewno bardziej dbają o siebie niż kiedyś. Mam klientów, którzy są u mnie raz w tygodniu, ale nie zmieniło się to, że ciągle cenią sobie czas, nie lubią długo siedzieć w fotelu – mówi.

Doceniają to klienci o czym można się przekonać zerkając na opinie pozostawione przez nich w sieci. Piszą m.in. „Szybko i profesjonalnie wykonana usługa. Widać że Pan Adam pracuje z pasją”.

- Lubię niezależność, jaką daje prowadzenie własnej firmy, to, że sam ustalam zasady, choć oczywiście są też minusy, bo trzeba stale myśleć o tym czy klienci będą, czy będzie za co zapłacić ZUS, czynsz itd. Trzeba też być przygotowanym na to, że w biznesie owoce nie przychodzą szybko, trzeba na nie poczekać – mówi Adam.

Marzy mu się, żeby kiedyś otworzyć jeszcze jeden zakład, albo dwa.

– Czy się na to porwę? Nie wiem. Na pewno wymagałoby to przemeblowania życia i to dużego, zatrudnienia kogoś, bo od zawsze, odkąd prowadzę firmę, pracuję sam. Tak zawsze wolałem.

Inne marzenie to zobaczyć na żywo grę swojego idola – Messiego.