Koci węzeł gordyjski na osiedlu

Koci węzeł gordyjski na osiedlu
Budki dla kotów wykonał pan Tadeusz - mieszkaniec bloku nr 23 na Osiedlu 1000-lecia

Na naszych osiedlach jest masa bezdomnych kotów. O część z nich dbają samozwańczy karmiciele, inne przeganiane z kąta w kąt żywią się tym, co znajdą w śmietnikach

Osiedlowe koty nie różnią się niczym od tych zwykłych, domowych, to ten sam gatunek. Jedyna różnica polega na tym, że dzikie koty nie żyją w gospodarstwach ludzkich. Niektóre są dzikie od urodzenia i żyją w grupach zwanych koloniami, inne stały się dzikie w wyniku zgubienia się lub porzucenia. Kolonie dzikich kotów powstają dosłownie wszędzie – na osiedlach mieszkalnych, podwórkach szpitalnych czy w fabrykach.

Na Osiedlu 1000-lecia są tak zwani karmiciele, czyli osoby, które dbają o osiedlowe koty przynosząc im żywność i starając się również zapewnić im ciepłe miejsce na zimę. Bo właśnie w tym okresie koci problem ma swoje apogeum. Najczęściej sprowadza się to do pozostawiania otwartych okien piwnic, gdzie koty mogą się schronić, kiedy temperatura na zewnątrz jest dla nich zbyt niska. Bardzo często można również zaobserwować jak bezdomne koty chowają się pod lub na samochodach, wykorzystują do ogrzania się rozgrzane maski i silniki parkujących pojazdów.

W minionym tygodniu naszą redakcją odwiedziła jedna z naszych Czytelniczek, której do tej pory koci problem nie przeszkadzał, mimo iż pod jej blokiem mieszka ich kilkanaście (choć ta liczba jest bardzo płynna) i są dokarmiane przez jej sąsiadów. Wszystko się jednak zmieniło, kiedy próbując przegonić jednego sprzed swoich drzwi została przez niego zaatakowana i ugryziona, czego konsekwencją była wizyta w szpitalnym oddziale ratunkowym i seria bolesnych i drogich zastrzyków. - Teraz od kogo mam żądać zwrotu pieniędzy? - pyta retorycznie.

– Naprawdę do tej pory starałam się być cierpliwa i wyrozumiała, ale  miarka się przebrała - mówi. – Pod balkonami mojego bloku, gdzie znajduje się kocia noclegownia z przygotowanymi nawet posłaniami, wciąż pałętają się resztki jedzenia, które sąsiedzi najczęściej rzucają prosto z okien. Do tego dochodzi problem altanek śmieciowych, gdzie wciąż panuje rozgarniasz, szczególnie teraz, kiedy zaczęliśmy segregować odpady, a koty najbardziej upodobały sobie kubły z bioodpadami, które rozwlekane są przez nie dosłownie wszędzie i strasznie śmierdzą. Choć sama nie posiadam samochodu, nieraz zauważyłam jak kierowcy muszą przeganiać z nich koty, które rysują lakier i są już na tyle bezczelne, że wcale nie chcą z nich zejść, tylko stają się agresywne i prychają - relacjonuje.

Nie wolno również bagatelizować problemu śpiących kotów w niektórych blokowych piwnicach, gdzie od ich fekalii unosi się nieprzyjemny odór. Do tego dochodzi jeszcze kwestia chorób, jakie mogą być przenoszone przez te zwierzęta i niebezpieczeństwo ich przenoszenia na przykład na małe dzieci, które oczywiście lgną do osiedlowych „pieszczochów”.

– Mnie tam nie przeszkadza, że są koty. Nie ma szczurów, myszy, a że ktoś je dokarmia, bo lubi to nie moja sprawa – mówi jeden z mieszkańców, którego spotykamy pod blokiem. Inny dodaje: – Sprawa kotów na osiedlach ciągnie się od zawsze. Jednym to przeszkadza i to mnie nie dziwi, bo grasują one w piwnicach, mnożą się na potęgę i mogą powodować różne choroby. Z drugiej strony są miłośnicy tych zwierząt, którzy dbają o nie i dokarmiają je. I kto ma więcej racji - trudno jednoznacznie stwierdzić, choć ja skłaniałbym się jednak ku przeciwnikom.

Za którąkolwiek ze stron by się nie opowiedzieć, jedno jest pewne: dopóki ludzie będą mieszkać w mniejszych czy większych aglomeracjach problem dzikich zwierząt nie zniknie. Dlatego zamiast przerzucać się argumentami lepiej zastanowić się wspólnie nad jakimś rozwiązaniem. Patrząc na przykłady większych miast, które próbują ten problemem rozwikłać od lat, wspólnym mianownikiem większości rozwiązań są przyblokowe budki dla zwierząt i sterylizacja. W budkach koty mogą się schronić w mroźne dni, co rozwiązuje problem ich bytowania w piwnicach i jednocześnie wymuszają one na karmicielach, aby ci przynosili jedzenia tylko w to miejsce, więc problem resztek jedzenia pod oknami zniknie. Szczególnie jednak ważna jest sterylizacja. Dokarmianie kotów bez ich sterylizacji sprawia, że liczebność koloni rośnie w bardzo szybkim tempie.

Pozostaje jednak najważniejsza kwestia: kto to powinien sfinansować? Spółdzielnia? Gmina? Sami mieszkańcy? Ot, taki koci węzeł gordyjski…

Piotr Ślusarczyk Piotr Ślusarczyk Autor artykułu

Z gazetą związany w latach 1999-2018. Przez ostatnie 15 lat pełnił funkcję sekretarza redakcji, dbając o sprawne funkcjonowanie tygodnika. Zawsze związany z tytułem równie mocno jak z samymi Myślenicami. Swoją przygodę z pisaniem rozpoczynał jako licealista od redagowania „Odkroju” - dodatku do Gazety Myślenickiej poruszającego problematykę dotyczącą młodzieży oraz od poezji, publikując w ramach Myślenickiej Grupy Poetyckiej „Tilia”. (HISTORIA, KULTURA, SPORT, SAMORZĄD)