Na straży piękna

Na straży piękna
Joanna (z lewej) i Justyna Fot. fot. z archiwum prywatne

Zanim zostały wspólniczkami połączyła je przyjaźń. I choć niektórzy przestrzegali je, że wspólny biznes może popsuć przyjacielskie stosunki, były pewne, że nie w ich przypadku. I nie myliły się. Śmieją się, że ich salon piękności, to ich „dziecko”. Dały mu w końcu swoje nazwiska: Pietrzyk i Wilczyńska.

Joanna Pietrzyk i Justyna Wilczyńska poznały się na studiach z kosmetologii, potem znalazły pracę w tym samym gabinecie i tak jak w czasie studiów przekonały się, że łączą je te same zainteresowania i system wartości, to pracując w jednym miejscu zobaczyły, że mają również podobny styl pracy, dzięki czemu świetnie im się ze sobą współpracuje. To spowodowało, że postanowiły założyć razem firmę.

Przyjaźniły się, pracowały razem, ale nie wiedziały jeszcze, że zostaną… rodziną.

- W pewnym momencie stwierdziłyśmy, że przyszedł czas, aby stanąć na własne nogi. Kiedy planowałyśmy otwarcie razem firmy słyszałyśmy nieraz: „dziewczyny, zastanówcie się, bo możecie stracić przyjaźń, różnie to bywa”. Nic takiego się nie stało. Zasady, które na samym początku ustaliłyśmy i których się trzymamy pozwalają nam unikać konfliktów. Nie wyobrażam sobie pracy z kimś innym – mówi Joanna.

Justyna zaś dodaje: - Mamy do siebie pełne zaufanie, a jeżeli pojawia się jakiś kryzys od razu siadamy i rozmawiamy. Myślę poza tym, że kluczem naszej dobrej współpracy jest też to, że obie jesteśmy wierzące i mamy taki sam system wartości.

To wszystko razem pozwoliło im przetrwać kryzysy, które pojawiały się po drodze, a z których jak przyznają najtrudniejszy był ten, kiedy musiały zmienić nazwę salonu. Pomysłu na nową nie szukały daleko, skorzystały ze swoich nazwisk. To naturalne, bo identyfikują się z tym miejscem w 100 procentach. O salonie mówią, że to ich drugi dom, a o członkiniach swojego zespołu, który razem z nimi liczy dziś pięć osób, że są jak druga rodzina. – Przez wszystkie te lata miałyśmy wielkie szczęście do pracowników. Ten skład, który jest teraz jest na to dowodem. Cieszymy się z tego, bo atmosfera w pracy jest dla nas bardzo ważna. Lubimy wspólnie celebrować wiele okazji, co jeszcze bardziej nas do siebie zbliża – mówi Joanna.

Sprawdzianem dla ich pracownic, zdanym, jak mówią obie szefowe, celująco, był czas kiedy obie w tym samym czasie zostały mamami. – Wróciłyśmy tak szybko jak było to możliwe, najpierw na godzinkę dziennie, a potem stopniowo na coraz dłużej. To nie jest łatwy zawód dla matek. Nasz czas pracy jest elastyczny, bo staramy się dopasować do oczekiwań naszych klientek, które same pracują, a często też są mamami. To nie znaczy, że narzekamy, przecież same zdecydowałyśmy się na ten zawód i kochamy to co robimy – mówią.

W pracy podzieliły się obowiązkami. Joanna i Justyna zajmują się głównie kosmetologią, a więc wykonywaniem zabiegów oraz robieniem makijaży, które to są ich wielką pasją. - Natomiast dziewczyny zajmują się głównie stylizacją paznokci oraz stylizacją brwi i rzęs – mówi Joanna.

I dodaje: - Już otwierając firmę wiedziałyśmy, że chcemy mieć w ofercie zabiegi medycyny estetycznej. Nawiązałyśmy więc współpracę z lekarzami, którzy takie wykonują. Należymy do tego typu kosmetologów, którzy wolą medycynę estetyczną, zgodnie zresztą z nazwą, zostawić medykom.

W swojej pracy uwielbiają kontakt z klientkami. Nieraz razem z nimi przeżywają dobre i gorsze chwile. Towarzyszą im, kiedy te mają przysłowiowy „zły dzień” i chcą sobie poprawić nastrój, ale również w najbardziej radosnych momentach w życiu jak np. dzień ślubu.

- Lubimy słuchać, lubimy rozmawiać, potrafimy się z naszymi klientkami śmiać, ale też razem z nimi płakać, przeżywamy z nimi różne ważne wydarzenia w ich życiu. Nie dziwi więc, że relacje często wykraczają poza tą: usługodawca-klient. Zdarzyło się nam nawet być druhnami na ślubie naszej klientki, która z czasem stała się też bliską znajomą. Kiedy nas o to poprosiła z radością na to przystałyśmy – mówi Joanna.

Justyna dodaje: - Mamy przy tym wszystkim ważną zasadę: to czym dzielą się z nami klientki, zostaje z nami, za drzwiami gabinetu. Bardzo jej przestrzegamy i pilnujemy, aby każdy nowy pracownik też tego pilnował. Wszystko po to, żeby panie czuły, że to jest miejsce, gdzie mogą czuć się bezpiecznie. Nieraz wychodząc mówią, że przyszły w gorszym nastroju, a wychodzą z „lekką głową”. Są oczywiście osoby, które nie mają ochoty na rozmowy, i przychodzą tylko po konkretną usługę i to również szanujemy.

Przez lata prowadzenia salonu obserwowały jak zmienia się ich branża, ale nie tylko ona.

- Kiedyś oczyszczanie kojarzyło się tylko z oczyszczaniem manualnym. Dziś rodzajów oczyszczania , tak jak i sprzętu do tego służącego jest całe mnóstwo. Albo inny przykład: brwi czy rzęsy, kiedyś dostępna była tylko henna z regulacją, dziś mamy do wyboru również samą laminację lub laminację z farbką. Jeśli chodzi o paznokcie to kiedyś był tylko klasyczny manicure, a dziś? Tytan, żel, hybryda… – wymienia Justyna.

- Branża beauty bardzo prężnie się rozwija, a my staramy się być na bieżąco, dlatego jeździmy na kongresy, targi, inwestujemy w nowy sprzęt. Nie osiadłyśmy na laurach. Zmieniają się też trendy, teraz akurat na fali jest minimalizm i naturalność czy to w pielęgnacji, czy w makijażu klasycznym i permanentnym. Oczywiście są okazje, jak np. Sylwester, kiedy rządzą mocne makijaże, ale poza tymi nielicznymi świętami kobiety cenią sobie i wybierają delikatność – mówi Joanna.

Jak dodają, zmieniło się coś jeszcze, ale już nie w kosmetykach, czy w aparaturze, ale w samych kobietach. - Zmieniła się świadomość pań. Doskonale orientują się w temacie, kiedy o czymś im mówimy, doradzamy. Poza tym są dużo bardziej systematyczne niż kiedyś, jeśli chodzi o pielęgnację. Dbają o siebie cały rok, a nie jak kiedyś tylko od święta, mimo, że nadal mają dużo na głowie i zawsze najtrudniej jest im znaleźć czas dla siebie.

Wreszcie też, jak mówią kosmetolożki, zmieniło się to, że do salonu piękności zaczęli coraz częściej i śmielej zaglądać mężczyźni i to zarówno ci młodzi, jak i dojrzali.

- Zabiegi pielęgnacyjne dla panów na twarz lub dłonie, depilacja laserowa to już nie jest temat tabu – mówi Justyna.

Do pracy, jak mówią, napędza je nie tylko to, że kochają to co robią, ale również klienci, którzy zmieniają się i to nie tylko na zewnątrz.

- Nie ma lepszego uczucia niż to, kiedy widzimy jak ktoś kto przyszedł ze spuszczoną głową, bo borykał się z trądzikiem, za jakiś czas wychodzi z podniesioną głową i uśmiechem na twarzy, bo wróciła mu pewność siebie. Nasza satysfakcja z tego właśnie uśmiechu jest bezcenna – mówi Joanna. - To bardzo ważne, aby praca nie była zajęciem wyłącznie do zarabiania, ale żeby dawała radość i satysfakcję. My mamy to szczęście i kochamy to co robimy.

Katarzyna Hołuj