No i co, że nierasowe? Czyli za co kochamy kundelki…

No i co, że nierasowe? Czyli za co kochamy kundelki…
Fot. Katarzyna Haberna z Toffikiem

Dzień Kundelka w Myślenicach

Kundelki, mieszańce czy jak kto woli psy wielorasowe miały w sobotę 25 października swoje święto. Z tej okazji myślenickie Stowarzyszenie Przytul Sierściucha zaprosiło wszystkich na wydarzenie z tej okazji. Odbyło się ono w niedzielę, a w programie był m.in. spacer socjalizacyjny pod okiem trenerki psów Kingi Śliwy, bezpłatne czipowanie czworonogów oraz kiermasz na rzecz myślenickich.

Jola Stoszek i Gwidon

Gwidon jest naszym drugim psem. Pierwszy był psem rasowym, bo był beagle o imieniu Monti. Kiedy go straciliśmy było nam ogromnie żal, a

wtedy weterynarz powiedział nam, że najlepszym sposobem na stratę zwierzaka jest następny zwierzak. Pomyślałam wtedy, żeby tym razem wziąć psa ze schroniska, w końcu jest tyle psiaków czekających na nowe domy. W internecie znalazłam stronę krakowskiego schroniska a nie niej zdjęcia m.in. Gwidona, który miał wtedy imię Atos jak jeden z „Trzech Muszkieterów”. Miał też podobne ubarwienie do naszego poprzedniego psa i tak śmiesznie podniesioną łapkę, że nie czekając ani chwili pojechaliśmy do tego schroniska po niego. Okazało się, że musimy zaczekać dwa tygodnie, ponieważ pies musi przejść kwarantannę, bo dopiero co trafił do schroniska „z ulicy”. Zarezerwować go nie mogliśmy, dlatego pamiętam, że po tych dwóch tygodniach byliśmy w schronisku już o 6 rano, żeby przypadkiem ktoś nas nie uprzedził i nie zabrał „naszego” psa. Nie zapomnę też, że kiedy wracaliśmy ze schroniska do domu, w wracaliśmy ze znajomym jego samochodem, Gwidon zrobił… kupę. Na szczęście w konternerku, ale zapachu ukryć się nie dało. Nie wpłynęło to na nasze uczucia do Gwidona, którego nazwaliśmy tak po trosze na cześć rysownika Gwidona Miklaszewskiego, a po trosze dlatego, że to po prostu ładne i oryginalne imię. Nie był mocno zastraszony, jak czasem bywają psy ze schronisk, które przecież mają za sobą różną, nieraz trudną przeszłość, ale bał się np. miotły. Jak się domyślam, dlatego, że był przeganiany, kiedy jeszcze żył na ulicy. Jest z nami już 12 lat i nie wyobrażam sobie, że kiedyś go zabraknie. Jest niezwykle oddanym i wdzięcznym psem, a przy tym troszkę leniwym kanapowcem, który nie przepada za długimi spacerami i najbardziej cieszy się kiedy widzi, że skręcamy już w drogę powrotną do domu.

Katarzyna Haberna i Tofik

Tofik trafił do Sierściuchowej Przystani, w której jestem wolontariuszką, na początku 2021 roku. Od razu mi się spodobał, ale że miałam już w domu psa – golden retrievera Messiego, początkowo nie brałam pod uwagę adoptowania go. Po kastracji, którą przeszedł trafił do mnie jako do domu tymczasowego. Po tamtym pobycie znaleźliśmy mu rodzinę adopcyjną, ale pech chciał, że już pierwszego dnia u tej rodziny, uciekł podczas spaceru. Wytrwale go szukaliśmy i w terenie i poprzez ogłoszenia. Trwało to sześć tygodni, a my cały ten czas zastanawialiśmy się czy nic mu się nie stało. W końcu zadzwonił pewien mężczyzna i przekazał, że jego żona dokarmia psa podobnego do tego, którego szukamy, a który wałęsa się w okolicy, ale nie pozwala się do siebie zbliżyć. Pojechałam tam i kiedy go zobaczyłam, kucnęłam a on… podszedł do mnie. Uznałam, że to znak, że ma być ze mną. I jest już od 4 lat. Zaprzyjaźnił się z Messim oraz z kotem, który jest z nami od niedawna. Jest niezwykle oddanym psem, daje się wziąć na ręce, jest typem „przytulaśnym”. Kiedy wyjeżdżam bardzo za mną tęskni. Zresztą wystarczy, że wyjdę wyrzucić śmieci a kiedy wracam wita mnie jakby nie było mnie kilka miesięcy. Dlatego każdemu, kto chciałby mieć tak wspaniałego przyjaciela z całego serca polecam adopcję kundelka.

Alina i Zbigniew Piwowarscy oraz Maja

Maja jest u nas już 5 lat. Przygarnęliśmy ją z Sierściuchowej Przystani, gdzie trafiła z szóstką szczeniaków. Po tym jak je wykarmiła i trafiły do adopcji Maja w końcu mogła trafić do nas, do domu. Przed nią mieliśmy suczkę, również ze schroniska. Jej chorobę i odejście przeżyliśmy tak mocno że, zarzekaliśmy się, że kolejnego psa nie weźmiemy. Ale kiedy zobaczyliśmy na Facebooku zdjęcie Mai, takiej biednej… To była miłość od pierwszego wejrzenia. Jako, że Maja tęskniła ze szczeniętami, ktoś, chyba weterynarz doradził nam, aby dać jej pluszaka. Tak zrobiliśmy i od tej pory różne pluszowe zwierzaki towarzyszą jej cały czas. W domu ma ich kilka a z każdego nowego cieszy się jak dziecko. Opiekuje się nimi nosząc je w pysku i liżąc. Zwykle też któregoś zabiera na jeden ze spacerów w ciągu dnia. Można nawet powiedzieć, że stała się z tego powodu znana i rozpoznawalna, bo kiedy akurat nie ma pluszaka zdarza się, że słyszymy pytania o to dlaczego dziś jest bez maskotki. Daje nam mnóstwo radości. Mobilizuje nas do tego, żeby wyjść, pójść na spacer. Uwielbia nam towarzyszyć podczas zakupów, zna na pamięć trasy z domu do wszystkich sklepów i z powrotem. Wystarczy powiedzieć np. „idziemy po kwiatki” i można być pewnym, że idąc za nią trafi się do kwiaciarni. Jesteśmy przekonani, że rozumie o wiele więcej niż mogłoby się wydawać. Jest naprawdę mądrym i kochanym psem. Specjalnie dla niej przerobiliśmy parapet na szerszy, bo uwielbia na niego wskakiwać, a robi to zawsze kiedy wychodzimy z domu i kiedy się do niego zbliżamy. Nas i pozostałych członków rodziny rozpoznaje jeszcze zanim wysiądziemy z auta. Jest do nas ogromnie przywiązana. A my do niej. Cieszymy się, że ją mamy, szczególnie, że dzieci wyfrunęły już z gniazda, a Maja jest jak członek rodziny. Pełnoprawny, śmiejemy się nawet, że w domowej hierarchii najpierw jej ona a potem my.

Małgorzata Janek i Marzena Malinowska oraz Ermi

W lutym miną dwa lata od kiedy Ermi jest z nami. Przygarnęliśmy go z Sierśiuchowej Przystani kiedy miał zaledwie sześć tygodni. Zrobiliśmy to, żeby już nie płakać po stracie poprzedniego psa, którą bardzo przeżyliśmy, bo chorował i musieliśmy go uśpić. I choć wcześniej zarzekaliśmy się, że już koniec, że mieliśmy przecież tyle psów… wzięliśmy Ermiego. I postanowiliśmy: „Koniec rozpaczy. To jest nowe życie i nim trzeba się zająć”. Wniósł do domu mnóstwo radości i miłości. Jak na małego pieska przystało trochę rozrabia i na przykład korzystając z chwili naszej nieuwagi kładzie się… na stole. Nie przepuści też okazji, że wskoczyć na łóżko, a dokładnie na poduszkę. Cóż, proces wychowawczy jest w toku... Absolutnie nie żałujemy, że go przygarnęliśmy. Zyskaliśmy nowego członka rodziny.