Potęga techniki nie zawsze idzie w parze z mądrością
Moim zawodem jest technika. Od ponad 50 lat zajmuję się jej rozwijaniem. Odkrywaniem nowych sposobów tworzenia różnych maszyn i urządzeń, które służą ludziom i powinny czynić ich życie wygodniejszym, bezpieczniejszym i radośniejszym.
Tak mówi teoria. A jak jest w praktyce?
Znany amerykański biolog i pisarz Edward O. Wilson, stwierdził kiedyś, że „człowiek wciąż ma emocje na poziomie epoki kamienia łupanego, instytucje ze średniowiecza, a technikę o boskich możliwościach”.
Technika potrafi dziś wiele stworzyć, ale gdy się jej nieostrożnie użyje, może też wiele zniszczyć. Mamy konkretne przykłady takich zniszczeń. Powstały one, ponieważ do połowy XX wieku wierzono, iż jednym z głównych zadań techniki jest „ujarzmianie Przyrody”. Niestety ujarzmiana Przyroda potrafiła się zemścić i technika zamiast być dobrodziejstwem – stawała się przyczyną nieszczęścia.
Technicy od lat ujarzmiali Przyrodę budując tamy. Gdy służyło to regulacji rzeki nękającej ludzi ponawianymi powodziami, jak chociażby zapora na Dunajcu w Rożnowie – było to działanie korzystne.
Gdy dostarczało taniej energii elektrycznej było także bezspornie czymś pozytywnym.
Jednak, gdy inżynierowie spróbowali za pomocą tej techniki przeobrażać oblicze Ziemi – skutki okazały się fatalne. Przywołam najbardziej znany przykład, chociaż „grzechów” tego typu ma historia techniki bez liku.
Gdy popatrzy się na dawne mapy Azji Centralnej, to można zobaczyć piękny układ dwóch wielkich rzek, Amu-Darii oraz Syr-Darii, zbiegających się w wielkim Jeziorze Aralskim. Jezioro to jeszcze w latach 60. ubiegłego wieku miało ponad 68 tys. km2 powierzchni i zawierało ponad tysiąc km3 wody. Ponieważ rzadko rozważamy ilość wody w kilometrach sześciennych, powiedzmy lepiej, że było to sto bilionów (100 000 000 000 000) litrów wody. Roczne zapotrzebowanie na wodę całego Krakowa szacuje się na około 100 mln m3, więc gdyby Krakowianie zaczęli w połowie ubiegłego wieku pobierać wodę wyłącznie z jeziora Aralskiego, to by im jej starczyło na tysiąc lat.
Tego pięknego, ogromnego jeziora już nie ma. Na zdjęciach satelitarnych można zobaczyć, że w tym miejscu jest obecnie kilka niewielkich bajorek z bardzo zasoloną wodą.
Co się stało?
Otóż w byłym Związku Radzieckim zauważono, że między ramionami rzek Amu-Darii i Syr-Darii rozciąga się pustynia Kara Kum (Czarne Piaski). Główny ideolog komunizmu, Karol Marks głosił, że świat należy zmieniać (tzw. Teza o Feuerbachu). Postanowiono więc przekształcić pustynię w uprawny ogród.
Na pozór było to racjonalne. Stwierdzono, że warunki są tam idealne do uprawy bawełny, ale jak na każdej pustyni - dramatycznie brakuje wody. Gigantycznymi pracami irygacyjnymi rzucono więc wody rzek Amu-Darii i Syr-Darii w piaski pustyni. Miliony metrów sześciennych wody zasiliły jałową od tysięcy lat ziemię. Czarne piaski się zazieleniły. Produkcja bawełny z roku na rok rosła, ale rzeki traciły wodę. Zamieniły się w suche wąwozy. Umarły przed dopłynięciem do Jeziora Aralskiego, gdzie od wieków był ich kres. Jezioro zaczęło wysychać, co spowodowało, że obecnie już go prawie nie ma.
Nie chcę wdawać się tutaj w dyskusję dotyczącą tego, jakie błędy popełniono przy tej gigantycznej irygacji, chociaż przeczytałem trochę prac, które je szczegółowo dokumentują i mam na ten temat własny pogląd. Nie będę też próbował porównywać korzyści, jakie uzyskano nawadniając (na nie spotykaną nigdzie wcześniej skalę) odwieczną pustynię, ze szkodami, jakie wyrządzono Naturze (światowej!) przez zniszczenie tego ogromnego jeziora.
Dla mnie wniosek z tej historii jest jeden:
Ludzie dysponują dziś techniką, która pozwala na dokonywanie ogromnych dzieł. Dlatego jest bardzo ważne, by korzystali z tej potęgi rozważnie. By podejmowaniu dzieł technicznych towarzyszył dojrzały namysł i dalekosiężna refleksja.
Bo niebezpieczne jest, gdy ludzie przypisują sobie boską zdolność przekształcania świata – nie dysponując przy tym boską mądrością…