„Prace społeczne” dobre na wszystko
Wiele skojarzeń przychodzi do głowy w trakcie obserwacji fenomenu grupy teatralnej Misterium, ale jedno wysuwa się na pierwszy plan, szczególnie osobom interesującym się sportem. Armand Duplantis. Szwedzki geniusz skoku o tyczce niemal na zawołanie bije co kilka miesięcy rekord świata w tej dyscyplinie, przeważnie o jeden centymetr. Nieraz wydaję się, że to już granica jego możliwości, ale wtedy Armand mówi „jeszcze zobaczymy”.
Z Misterium jest podobnie, tyle że „Prace społeczne” to Duplantis, który pobił swój najlepszy rezultat o jakieś pół metra. Trudno nie podpisać się pod słowami ks. kanonika Zdzisława Balona, który po premierowym sobotnim spektaklu powiedział „Chyba nigdy się tak nie uśmialiśmy”.
Jest to tym większe osiągnięcie Marcina Kobierskiego i jego zespołu, że tematykę wybrali sobie dość trudną, być może najtrudniejszą. Napisać sztukę o przemijaniu, starości i śmierci w taki sposób, żeby była na poziomie najzabawniejszych polskich komedii filmowych czy teatralnych i jednocześnie nie robić sobie tak zwanych (pardon) „jaj z pogrzebu”, dyskretnie dorzucić jakąś szczyptę czarnego humoru, a przy tym ukryć jeszcze jakieś mądre przesłanie, albo nawet kilka takich przesłań (św. Franciszek, Marek Aureliusz)? Rozpisać całość w taki sposób, że każdy aktor ma tutaj coś do zagrania i każda rola wydaję się jakby była napisana pod konkretnego człowieka i jego możliwości sceniczne? Spowodować, że dwugodzinny spektakl ogląda się jakby trwał ze trzydzieści minut i chłonie się każdą jego sekundę? Stworzyć kilka równoległych historii, które wzajemnie się zazębiają i w każdej z nich jest tyle humorystycznych grepsów językowych co na kilku kabaretonach razem wziętych? Nie, panie Hawranku. Nie ma już takich scenarzystów i nie ma zespołu, który by to Panu zagrał. I tylko ta ostatnia wioska Gallów broni się przed zalewem tandety i tak się składa, że stacjonuje w Myślenicach.
W „Pracach społecznych” jest również coś, czego się już nie uświadczy i nie chodzi tylko o to, że wywołuje salwy śmiechu, a chwile wzruszeń nie są w niej nacechowane tanim melodramatem. To ten cudowny balans między humorem „bezpiecznym” i „jazdą po bandzie”, coś, co nazwalibyśmy dobrym gustem albo wyczuciem smaku i formy. Chyba nieprzypadkowo akcja dzieje się w Manchesterze, bo „Prace Społeczne” nawiązują do najlepszych tradycji brytyjskich komediowych jednoaktówek. Warto do nich dołączyć (co tam warto, trzeba koniecznie), choćby po to, żeby zobaczyć jak Czerwone Diabły (te z Manchesteru) tańczą „Jezioro łabędzie”.
Terminy kolejnych spektakli: 24.10 (piątek) – godz. 19:15, 25.10 (sobota) – godz. 18:15, 26.10 (niedziela) – godz. 15:30 i 18:15, 7.11 (piątek) – godz. 19:15, 8.11 (sobota) – godz. 17:15, 9.11 (niedziela) – godz. 15:30 i 18:15, 15.11 (sobota) – godz. 17:15, 16.11 (niedziela) – godz. 15:30 i 18:15
