Tokarskie Pielgrzymowanie (cz. 2)
Ponadto co roku odbywały się pielgrzymki parafialne, piesze na Jasną Górę do Częstochowy. Pielgrzymka wychodziła z kościoła parafialnego z Łętowni do Krakowa pod kościół O.O. Karmelitów na Piasku i łącząc się z krakowską pielgrzymką szła dalej.
Oprócz przewodników bardzo ważną postacią byli tzw. śpiewacy, którzy prowadzili i organizowali funkcjonowanie pielgrzymek czy to do Częstochowy, czy Kalwarii. Tradycja pielgrzymek na naszym terenie sięga tak daleko, jak trwa ludzka pamięć, a szczególnym miejscem dla każdego mieszkańca od czasów XVII wieku jest Kalwaria Zebrzydowska, do której pielgrzymowanie trwa nieprzerwanie. Ciekawy opis szczegółowej peregrynacji przedstawia natomiast z połowy XX wieku do cudownego obrazu Matki Bożej Kalwaryjskiej, ukazujący głęboką i niezachwianą wiarę prostego ludu przedstawia o. Antoni Kluska z Więcierzy:
„…Wyruszano z Tokarni we czwartek przed południem około godziny 11.00. Wędrówka rozpoczynała się krótką modlitwą o błogosławieństwo Boże zarówno dla udających się w drogę, jak i tych, co pozostali w domach. Trasa wiodła poprzez polanę lub czarny potok na Parszywkę, niedaleko Koskowej Góry, dalej leśnymi wyboistymi drogami do Bieńkówki. Stamtąd prowadziła droga na Dział Bieńkowski i Krowie działy. Mijając Baczyn, schodziło się do Palczy. Tam pielgrzymi zatrzymywali się przy kapliczce w Mytylowym Potoku, przed piękną figurą Matki Bożej, którą jak głosi legenda, przyniosły na to miejsce wezbrane wody potoku. Nawiedzano po drodze i kościół w Palczy, a potem przez Księżą Rolę, pielgrzymi szli pod górę na Kamionkę i wzniesienia gór pasma Chełmskiego, skąd schodził polną drogą do Skawinek. Było to krótko przed zachodem słońca Jan Kluska prowadził swoją kompanię na nocleg. Następnego dnia wstawano już przed 4.00 i przygotowywano się do drogi, która prowadziła szosą aż do kościoła Grobu Matki Bożej. I następnie trasą „dróżkową” pod klasztor…”
Tam grupa uczestniczyła w pierwszej mszy o godzinie 6.00. Następnie podczas odprawiania „dróżek” przewodnik idąc, niósł krzyż z napisem „Tokarnia”. Towarzyszył temu ściśle określony rytuał. Obowiązkiem np. było odwiedzenie każdej z kaplic, przejście boso przez Cedron oraz Bramę Wschodnią, gdzie przewodnik umoczoną w wodzie gałązką kropił pielgrzymów. Dalej odwiedzano pustelnika i robiono korony z gałązek ostrężyny, które …zakładano sobie na głowy. Następnie przed rozpoczęciem Drogi Krzyżowej należało przejść na kolanach Gradusy. Na Górę Ukrzyżowania pątnicy dochodzili około godziny 14.00, gdzie zwyczajem było, aby do kościoła Trzeciego Upadku wynieść jak największy kamień, symbol porzucenia grzesznego życia. Na zakończenie „dróżek” na placu Rajskim zbierano pieniądze i zamawiano odprawienie Mszy św. Z kolei grupa pielgrzymów udawała się na krużganki, aby odprawić Drogę Krzyżową. Po chwili odpoczynku o godzinie 15.00 udawano się w stronę Domku Matki Bożej, gdzie odbywały się nieszpory i procesja Pogrzebu Matki Bożej, zakończona Mszą św. (Od końca lat 60-tych XX wieku bierze m.in. udział liczna asysta góralska z Tokarni, a w latach 90-tych ubiegłego wieku dołączyła do nich orkiestra dęta z Tokarni).
Drugi dzień rozpoczynano Godzinkami do Matki Bożej i Mszą św. o godzinie 6.00 rano, a w dwie godziny później udawano się na Dróżki do Matki Bożej, które rozpoczynały się za klasztorem. Następnie kompania przez Górę Ukrzyżowania dochodziła do kaplicy Omdlenia, gdzie z nabożeństwem całowano kamień wmurowany na pamiątkę omdlenia Matki Bożej po usłyszeniu wyroku śmierci dla Jezusa. Dzień spędzano na modlitwach, które odprawiano odwiedzając kolejno: Domek Matki Bożej, Cedron, kościół Grobu Matki Bożej i kościół główny.
Znojny dzień pątniczy kończyły nieszpory i msza św. wieczorna. Pielgrzymi udawali się wtedy do swoich miejsc zakwaterowania. Były to zazwyczaj okoliczne stodoły z sianem, albo zakurzone poddasza z legowiskami ze słomy, gdzie ludzie kładli się pokotem na wcześniej przyniesionych ze sobą „łoktusach”, czyli tradycyjnych prześcieradłach z białego płótna. Natomiast jak sierpniowa pogoda dopisywała, kładli się nawet na prowizorycznych legowiskach pod drzewami, bądź zasypiali umęczeni na wozach konnych, których nieprzeliczone mrowie rozsiadło się na wszystkich wolnych placach, trawnikach i kalwaryjskich ulicach. Szczytem luksusu były zaś wieloosobowe, piętrowe łóżka znajdujące się na zapylonych i skwarnych poddaszach drewnianych chałup bez żadnych wygód, kanalizacji i bieżącej wody!
W ciąga dnia raczono się przeważnie kupionymi na litry śliwkami, jabłkami, bądź uchodzącymi za ogromny rarytas kiszonymi ogórkami. Przed snem posilano się zaś prowiantem przyniesionym z domu, który starannie racjonowano, aby wystarczył na wszystkie dni. Do stalowego menu należały: jajka gotowane na twardo, chleb razowy i bryndza. Pojawiała się także w zasobniejszych zawiniątkach dobrze osolona, suszona słonina. W tych czasach nie przelewało się w domach, a i usługi gastronomiczne na wsiach pozostawiały wiele do życzenia. Do domu, dla rodziny i dzieci kupowano za ostatnie grosze przede wszystkim „święte obrazy” oraz obwarzanki na sznurku, a także „dziadowskie korony”, czyli korale z ciasta na nitce przeplatane kolorowymi wstążeczkami oraz domowej roboty, kolorowe cukierki na wagę.
W ostatni dzień, w niedzielę wstawano wcześnie, by zdążyć na mszę o godzinie 6.00, po której odbywała się procesja Wniebowzięcia, w której zwykle uczestniczyły nieprzeliczone tłumy. Na zakończenie odprawiana była msza odpustowa z kazaniem i następowało ostatnie pożegnanie Matki Bożej w kaplicy oraz powrotna wędrówka do domów, by… w następnym roku historia znów się powtórzyła!
Marian Cieślik