Wielkanoc u Kliszczaków

Pisanki, święcenie koszyczka z pokarmem czy polewanie się wodą w Lany Poniedziałek to elementy Wielkanocy znane w całej Polsce. A jakie były tradycyjne zwyczaje wielkanocne górali? W dużej mierze pokrywają się one z tymi, które zgodnie z chrześcijańską tradycją uchodzą za standardowe w całym kraju. Jednak w Beskidach, gdzie zamieszkiwali Kliszczacy występowały także inne tradycje. Pięknie pisał o nich w połowie XX wieku w swoich rękopisach nieoceniony i szerzej nieznany kronikarz kliszczacki Józef Dragosz z Wieciórki.
W Wielki Piątek podobnie jak w Wigilię Bożego Narodzenia po północy chodzono do rzeki obmywać się w wodzie. Kąpiel taka jak powiadają była dobra dla zdrowia: szczególnie na świerzb. Po kąpieli znikały „boloki” ( w Skomielnej Czarnej). W Wielki Piątek malowało się także wielkanocne pisanki czym zajmowały się gospodynie, a dzieci pomagały. W ten dzień kobiety robiły masło do święcenia - później miało ono służyć jako lekarstwo na różne dolegliwości. Obowiązkowo przestrzegano ścisłego postu i uważano, że jest to dzień pokutny, u starszego pokolenia kontynuowany do współczesnych czasów. Nie wykonywali już żadnych prac, a szczególnie w polu, bo uważali, że „Chrystus umarł, ziemi nie wolno ruszać.”
W Wielką Sobotę święcono pokarmy. Tradycyjny góralski koszyczek musiał zawierać pisanki, oscypek, kiełbasę, chleb własnego wypieku, masło, sól, korzeń chrzanu. Na terenach kliszczackich święcono także… ogień w kościele. Palił się on na placu przed kościołem do szczętu tj. do końca.
W Niedzielę Wielkanocną jadło się, sól, czarny chleb, kiełbasę, chrzan, jabłka, gotowane jajka i buchty, czyli słodkie drożdżowe ciasto. Po poświęceniu chleb przechowywano jeszcze długo po Wielkanocy, a gdy zaczynał się psuć to z uszanowaniem dawano bydłu. Świeconym jadłem dzielono się w Wielką Niedzielę z bydłem.
W drugim dniu Wielkanocy w tzw. „śmigusowy poniedziałek” odbywało się chodzenie po wsi i oblewanie spotkanych wodą, a dziewczęta wrzucali nawet do rzeki lub stawu. Te które nie chciały być wrzucone do potoka, musiały się wykupić wódką, serem i jajkami. Chłopcy oblewali dziewczęta szczególnie te, które wśród nich miały większe powodzenie. Rozpoznanych zapraszano czasem do izby na poczęstunek. Gospodynie wracając z kościoła były zadowolone, gdyż zostały oblane przez „śmiguśnych chłopców”. Zapowiadało to, że krowy będą się im obficie doiły. Do lat 60 XX wieku po wsiach chodziły „Dziady Śmiguśne” składali życzenia i polewali wodą osoby spotkane po drodze.
W Wielkim Tygodniu odwiedzano groby na cmentarzu, aby pomodlić się za dusze bliskich zmarłych. Nie było jednak zwyczaju wynoszenia na groby jadła jak to bardzo dawno temu czyniono.
Do dzisiaj przetrwało oczywiście świecenie potraw wielkanocnych, chociaż zmienił się zestaw artykułów spożywczych zanoszonych do kościoła. Niektóre gospodynie dalej robią kwiaty bibułkowe, które są wykorzystywane do strojenia palm wielkanocnych. (Organizowane są nawet konkursy w Tokarni i Skomielnej Czarnej na najpiękniejszą i najwyższą palmę).
Pozostał również w Tokarni bardzo ciekawy średniowieczny zwyczaj wskrzeszony w 1968 roku, kiedy to miejscowy rzeźbiarz ludowy Józef Wrona, na prośbę ówczesnego proboszcza ks. Jana Macha, wykonał naturalnej wielkości figurę Chrystusa na osiołku, wzorując się na XVI-wiecznej rzeźbie z Muzeum Narodowego w Krakowie. Rzeźba ta należy do najlepiej zachowanych tego typu figur w zbiorach europejskich. Została wykonana prawdopodobnie w jednym z krakowskich warsztatów rzeźbiarskich na zamówienie możnego rodu Szydłowskich z Szydłowa. Ona to właśnie posłużyła za wzór rzeźbiarzowi Józefowi Wronie. Od tego czasu figura Chrystusa na osiołku wędruje w procesji w Niedzielę Palmową wokół kościoła w Tokarni.
Procesja odbywa się w Niedzielę Palmową nazywaną kiedyś „Kwietną” w otoczeniu setek misternie skonstruowanych palm, a cały obrządek jest niezwykle barwny i malowniczy.
Palmy Wielkanocne nazywane przez Kliszczaków Bagnięcia, przynoszone są do kościoła do poświęcenia. Dawniej były uznawane jako środek przeciwko burzy i chroniący przed wszelakim złem. Do tej pory można spotkać gospodarzy, którzy z palm wielkanocnych robią krzyżyki i wtykają je potem w ziemię orną do zabezpieczenia pól przed gradobiciem. Przybijano je także na drzwiach stodoły lub obory dla ochrony przed urokami. „Bagnięcia” są wykonywane w domach przez gospodarzy z gałęzi leszczyny jako trzon. Wiązane wikliną, strojone gałązkami wierzby z baziami, bukszpanem, kwiatkami z bibuły i wstążkami. „Lyskami”uderzali bydło przed pierwszym wypędem na pastwisko, by nie połamały nóg, by nie uciekały, by się nie bodły i by je nie ukąsiły żmije.
Marian Cieślik