Wiktor Ćwierzyk. Obywatel i rzeźbiarz niepospolity
Wiktor Ćwierzyk (1914-2001) fryzjer, malarz, rzeźbiarz samouk, obywatel Myślenic. Twórca drewnianych figur o tematyce świeckiej i religijnej. Niniejsze wspomnienie, w którym pragnę przypomnieć szczególne dokonania Człowieka o nietuzinkowej osobowości, który podczas wielu zdarzeń i okoliczności - zarówno zwykłych, jak i odświętnych - dodawał naszemu miastu szczególnego blasku i splendoru
Był laureatem rejonowych, wojewódzkich, ogólnopolskich konkursów i przeglądów sztuki ludowej i amatorskiej: „Drewno w sztuce ludowej”, „Nicolaus Copernicus”, „Praca i Piękno”. Od 1973r. członek myślenickiego Klubu Twórczości Ludowej i Amatorskiej przy PDK oraz Zarządu Głównego Stowarzyszenia Twórców Ludowych w Lublinie. Uhonorowany odznaką „Zasłużony Działacz Kultury”.
Ograniczenie niniejszego biogramu do zaledwie kilku zwięzłych i zdawkowych informacji byłoby wręcz niesprawiedliwym zubożeniem życiorysu Człowieka dla naszej kultury zasłużonego; Człowieka wyjątkowej aktywności i niepospolitego dorobku; orędownika tego, co w naszej tradycyjnej kulturze autentyczne i niepowtarzalne.
Stąd niniejsze wspomnienie, w którym pragnę przypomnieć szczególne dokonania Człowieka o nietuzinkowej osobowości, który podczas wielu zdarzeń i okoliczności - zarówno zwykłych, jak i odświętnych - dodawał naszemu miastu szczególnego blasku i splendoru.
Wiktor Ćwierzyk urodził się 23 grudnia 1914 r. w Morawskiej Ostrawie. Mając 3 lata, wraz z matką i rodzeństwem przeniósł się do Myślenic. Tutaj w latach zawodowej aktywności pracował w swym prywatnym zakładzie fryzjerskim (Rynek 15). I tak mijały długie lata zwykłego, codziennego trudu. Gdy skończył sześćdziesiątkę coś Go tknęło… coś zauroczyło… postanowił spróbować swoich sił w dziedzinie dotąd mu obcej i nieznanej, która Go wielokrotnie intrygowała i fascynowała. Do snycerki zachęciła Go m.in. córka Janina, ale najbardziej pobudził Jego wyobraźnię tutejszy pasjonat ludowości, poeta i sztukmistrz pięknego słowa - dr Emil Biela. I tak to się zaczęło… wystarczyło parę lat twórczych prób i eksperymentów, aby z absolutnym powodzeniem udowodnić sobie i innym, że i w tej sferze życia i pracy ma coś ważnego i oryginalnego do powiedzenia.
Nieomal przez trzydzieści lat swym talentem i niebywałą pasją powoływał „do życia” niezliczone zastępy figur i postaci jednoznacznie osadzonych w krajobrazie polskiej wsi i tradycji rodzimego folkloru, zadomowionych też na gruncie myślenickiego pejzażu. Dorobek twórczy Wiktora Ćwierzyka był nie tylko imponujący, był wprost unikatowy, a w swym charakterze i przesłaniu niesłychanie urozmaicony. Wystrugał bowiem nieprawdopodobną - w liczbie, urodzie i majestacie - plejadę świętych i błogosławionych, Chrystusów Frasobliwych - cierpiących i zadumanych, a zarazem takich „co grają i obyrtają, hulają i śpiewają” (w strojach zaiste swojskich i wiejskich); postaci rozmaitej też postury - bo grubych i chudych, a przy tym białych i czarnych, gładkich i sękatych, gołych i brodatych. Myślenicki twórca stworzył równocześnie wspaniałą i unikalną w swym wyrazie kolekcję Żydów o misternie wyrzeźbionych brodach i pejsach. Tu szczególnie widać było, że stworzył ją mistrz grzebienia.
To przy ulicy 3. Maja - pod numerem 35 - w zaciszu nocy i przy gwiezdnym nieba migocie, dzięki Jego snycerskiej pasji i robocie zadomowiły się tam Ćwierzykowe pokutniki, czasem chude, czasem brzuśne, przykucłe i frasobliwe, w dal patrzące, nierzadko zadumione i nieruchome. Chciałoby się rzec „kropla w kroplę do niego podobne…”. To tutaj w transie tworzenia wystrugał sporą gromadę innych jeszcze postaci… - „wiotkie panny dziewanny”, „Katarzyny kwiaciaste, Magdaleny zgrzebne…” (rumiane, zamyślone, szczęśliwe), atoli w fryzurach - jak na mistrza grzebienia przystało - najzgrabniejszych i najmodniejszych. No i na koniec inne, niebylejakie towarzystwo… rolników, leśników i „patronów wsiów wiela”, a to „Floryjany i Kaźmierze, Izydory i Piotry” oraz Ćwierzykowi kamraci - przez całe lata przez Niego uwielbiani i szanowani - a więc grono siewców, a zwłaszcza rybaków i wędkarzy. „Te Chrystusy frasobliwe, Madonny, ci apostołowie, ludzie zwykli i prości, o twarzach czasem zadumanych i umęczonych to moja najwspanialsza rodzina” - powiedział na jednym z wernisaży w myślenickim MDK.
Twórczość Wiktora Ćwierzyka miała w sobie coś z poszukiwań Adama Zegadły, czy Leona Kudły. Nigdy nie rozbudowywał swoich rzeźb. Próbował natomiast ożywić lipowe drewno precyzyjnym rysunkiem i kompozycją zabarwiając je jednolitą barwą, pastelową polichromią. Tworzył swój świat - jak wspomniałem - w szczytowych godzinach ciszy i nocy - „bo praca zawodowa - mówił - wypełnia mi cały dzień. Mogę więc dłubać tylko nocami”. Strugał i gładził z namaszczeniem swoje rzeźby głosząc przy tym własną filozofię na tzw. długowieczność… - „Stary człowiek - podkreślał - powinien długo pracować. Jedynie wtedy gubi się poczucie starości”. Witold Ćwierzyk pracował więc całymi latami - dniami i nocami - aktywnie i efektywnie, twórczo i ochoczo; co więcej z niebywałym sercem.
W strumieniu wielu wspomnień i wielorakich refleksji wydobywam z głębin pamięci rozliczne spotkania i wernisaże, których był głównym sprawcą, dostojnym gościem i bohaterem. Godnie i w poczuciu własnej wartości pojawiał się w wielu prestiżowych miejscach regionu dla kultury i sztuki wielce znaczących. Demonstrował swoje prace m.in. w myślenickim Muzeum Regionalnym (1976, 1997); w Muzeum Etnograficznym w Krakowie (1973, 1976), a w 1978 roku w siedzibie Krakowskiego Domu Kultury „Pałac pod Baranami” podczas tzw. „Dni Miasta i Gminy Myślenice w Krakowie”. Rzeźby Ćwierzyka prezentowano również poza granicami kraju, m.in. w Instytucie Polskim w Sztokholmie (1988) i w północnej Westfalii (Lüdenscheid 1995). Wystawy indywidualne i zbiorowe z Jego udziałem - w myślenickim Domu Kultury - to wręcz odrębny rozdział dobitnie świadczący o Jego kreatywności i skali twórczego zaangażowania. A było ich bardzo wiele. Początek dał temu roku 1972, to wtedy stał się pełnoprawnym członkiem myślenickiego Klubu Twórczości Ludowej i Amatorskiej piastując niebawem przez 4 kadencje funkcję członka Zarządu. Artysta uczestniczył początkowo w serii spotkań i wystaw plenerowych pn. „Zadumanie sercem wyrażone”, „Konfrontacje ludowych natchnień” (1972, 1973); w pokonkursowych wystawach „Drewno w sztuce ludowej” (1972) i „Nicolaus Copernicus” (1973), a także w trzech edycjach „Salonu Plastyki Amatorskiej” (1973, 1976, 1982). Był wiernym i wysoko honorowanym przez jurorów uczestnikiem jubileuszowych, konkursowych przeglądów sztuki ludowej i amatorskiej pn. „Praca i Piękno” (1977, 1982, 1987, 1992, 1997). Szczególnie świątki i kapliczki, postacie Żydów, muzykantów, ludowych tancerzy miały wyjątkowe „wzięcie” i powodzenie wśród bywalców kiermaszy sztuki ludowej. Tym sposobem rzeźby „z głowami od fryzjera” powędrowały do bliskich i dalekich stron Polski, Europy, a nawet świata (m.in. Belgia, Brazylia, Dania, Holandia, Izrael, Jordania, USA). Co więcej zadomowiły się na stałe w muzealnych izbach i komnatach Krakowa, Myślenic i Nowego Sącza. Trudno nie zauważyć, że na kanwie wystaw twórczości artystów ludowych regionu myślenickiego, a także naszych doświadczeń w zakresie opieki nad twórczością samorodną naszego powiatu toczyły się w Myślenicach dyskusje uczestników ogólnopolskich i wojewódzkich spotkań, sympozjów i konferencji animatorów kultury, artystów plastyków, etnografów oraz twórców ludowych. Na wielu z nich nasz twórca był referentem, a zarazem wnikliwym i kompetentnym dyskutantem np. na ogólnopolskiej konferencji animatorów sztuki ludowej z tematem wiodącym - „Pogranicza sztuki ludowej i amatorskiej” (1995). Z wielkim sentymentem wspominam nasze wspólne dywagacje i rozważania o sztuce ludowej, o artystach, ich roli i pozycji, jaką zajmują we współczesnym świecie. A mówił o tych zagadnieniach z ogromnym dla twórczego człowieka szacunkiem, zawsze mądrze i dobitnie, w tonie budzącym respekt i poszanowanie. A miał w tym zaletę niebylejaką… był bowiem wytrawnym gawędziarzem.
Zdaje się, że nadeszła pora, by oczyma wyobraźni zasiąść na szerokiej, dębowej ławie ćwierzykowego gospodarstwa i dyskretnie podpatrzeć najstarszego wówczas fachmana fryzjerskiej roboty, który tak interesująco gawędzi o ludziach, o mieszkańcach i historii naszego grodu. Widzę, jak wnikliwie i badawczo spogląda na twarze swoich klientów. I nic dziwnego, albowiem powiedział kiedyś… „Mam na co dzień do czynienia z ludzkimi twarzami, one pobudzają moją wyobraźnię, a moje ręce zachęcają do twórczej pracy”.