Wybory „kontraktowe”

Historia 8 kwietnia 2025 Wydanie 14/2025
Wybory „kontraktowe”

Kampania przed wyborami do parlamentu w czerwcu 1989 roku była pełna barw. Kiedy dziś narzekamy, że ktoś próbuje „kupować wyborców za państwową kasę”, warto sięgnąć do starych gazet i poczytać jak wtedy wyglądały wybory. Oczywiście należy zajrzeć do „dobrego źródła”, gdyż ówczesne gazety były pełne propagandowej reklamy rządzącej partii.

W naszym mieście w 1989 roku Solidarność wydawała własny biuletyn pt. „Kontrakt”. Było to wydawnictwo powielaczowe (dziś porównalibyśmy go do ksera czarno – białego). Ale tuż przed wyborami Solidarność wydała „Dodatek Specjalny” w formie zwykłej kartki maszynopisu (ciekawa ile takich egzemplarzy zostało wydrukowanych?), a w nim opisano co działo się w Myślenicach tydzień przed wyborami, w artykule pt. „Ktoś nam podłożył świnię, czyli jak to w sobotę 27 maja br. na Rynku było”… Mowa w nim o wiecu wyborczym kandydatów do parlamentu z ramienia PZPR.

„W Gazecie Krakowskiej z dnia 29.05.89r. w artykule pt. „Józef Gajewicz: lubię załatwiać sprawy od ręki…” ukazała się m.in. relacja ze spotkania przedwyborczego wyżej wymienionego i innych kandydatów na posłów i senatorów z mieszkańcami Myślenic. Każdy kto w sobotnie popołudnie przypadkiem znalazł się na Rynku (bowiem brak było jakichkolwiek informacji w mieście) po przeczytaniu informacji p. Izabeli Pieczary mógł się doskonale przekonać jak to jest w praktyce w tym porzekadle: „co innego widzieć, a co innego… potem wyczytać w organie prasowym PZPR”. Jaka szkoda, że pani redaktor nie opisała jak w ogóle wyglądał Rynek myślenicki podczas tego mitingu. Pani redaktor nie zauważyła (bądź raczej nie chciała), że ci zgromadzeni na Rynku „mieszkańcy i turyści” tłoczyli się głównie przy ustawionych naprędce straganach, w których wystawione były parówki, konserwy mięsne bez kartek (a jak…), koszulki sportowe, a jedną z największych atrakcji był autentyczny wieprz, którego kto chciał mógł wylosować. Ludziska biegali od stoiska do stoiska, kto tam w ogóle wiedział, który z kandydatów jest, czy coś mówi czy śpiewa. To było obojętne. Wiadomo jedynie było, że zjechał pan Kazimierz Kotwica – firmowany przez Igloopol. To właśnie ten kombinat łaskawca, tyle atrakcyjnych towarów dla wyborców przywiózł. Tak wyglądały te „bezpośrednie, luźne rozmowy Myśleniczan i turystów przybyłych w tym dniu na interesujący (sic!) miting…” - jak pisze reporterka Gazety Krakowskiej. Natomiast pojawia się niejaki Stanisław Stopka - „młody mężczyzna z plakietką „S” wpiętą do koszulki”, który przedstawia się jako działacz „S” myślenickiej i pyta J. Gajewicza: „… dlaczego tv nie emitowała jednego z programów „S”, a potem mówi o krakowskich zamieszkach. Jego zdaniem studenci powinni się zająć nauką i pracą, a nie wychodzić na ulicę”. Wszystko się kończy optymistycznym akcentem „… już wszystko powypominaliśmy sobie w 1981 r. a teraz pora podać sobie rękę” - co też obaj panowie uczynili na pożegnanie.

Brakuje tylko jedynie, żeby wszystkim tym, którzy w czasie ostatnich kilku lat będąc funkcyjnymi w PZPR, czy posłami w Sejmie dać buzi i przeprosić, że teraz chce się coś zmienić. W imieniu prawdziwej myślenickiej „S” stwierdzamy, że ob. Stanisław Stopka nie jest nawet członkiem „S” i słowa, które skierował do p. Gajewicza są jego osobistym wyłącznie wymysłem. Ale p. Pieczara podjęła skwapliwie jego słowa poświęcając temu rzekomemu wystąpieniu sporo miejsca w swojej informacji prasowej. Zgłaszają się teraz ludzie, którzy przeczytali ten artykuł i pytają: „kto to jest ten Stopka, kto w ogóle go widział jak rozmawiał z p. Gajewiczem?”. Wszystko widząca i słysząca p. I. Pieczara. Myśmy co prawda p. Stopki nie widzieli i nie słyszeli, natomiast każdy mógł zobaczyć na Rynku myślenickim wśród wielu kolejek tę najbardziej napawającą smutkiem: długą kolejkę po chleb. Za chlebem ludzie musieli czekać do kilku godzin i z pewnością ten miting dla nich wszystkich był jeszcze bardziej godny ubolewania.

A gdzie rozmawiał J. Gajewicz z władzami polityczno-administracyjnymi, pedagogami, działaczami społecznymi to już też pozostanie słodką tajemnicą pani redaktor (bo z pewnością nie na Rynku). A ludzie, którzy coś „wystali” w tych przedwyborczych kolejkach rozeszli się do domów dyskutując raczej o tym, co im się udało kupić. O „realnych kształtach przyszłości tak gospodarczej jak i ekonomicznej i turystycznej „zielonych płuc Krakowa” jakoś tak… nic nie było słychać. Czy przedwyborczy festyn koalicyjno-rządowy (jak i towarzysząca jemu szopka) przekonała Myśleniczan do sprawy głosowania przekonamy się 4 czerwca. Te konserwy i parówki może ludzie już zjedli, natomiast ci którzy przyszli 25 maja na przedwyborczy festyn „SOLIDARNOŚCI” mogli faktycznie przekonać się, że „Solidarność” liczy na nich wszystkich, by wreszcie mogła zapanować prawda, uczciwość, rzetelność w przekazywaniu informacji w radio, prasie, tv, by przestano nas traktować jak zniewolone stado, któremu wystarczy rzucić parówki i golonkę, a pójdzie za swoim panem dobrodziejem.

Tak w skrócie wyglądał ten miting przedwyborczy, który raczej wszystkim kojarzył się z inwazją na parówkowo-golonkowe stragany, a nie z kandydatami na senatorów i posłów i ich programem wyborczym.

Tak przejmująco pani redaktor pisze o zainteresowaniu i trosce kandydatów przyszłością „zielonych płuc Krakowa”. Ani słowa o farsie, która rozgrywała się wokół. A „dzielnego działacza myślenickiej „Solidarności” pana Stopkę prosimy, by nie występował w jej imieniu, bo w „Solidarności” nigdy nie działał, ani nawet nie był jej członkiem. I na zakończenie: jakie były losy nieszczęsnego wieprza prosimy zapytać wszystko widzącą i słyszącą panią redaktor Izabelę Pieczarę z Gazety Krakowskiej.” Pod artykułem podpisała się Redakcja NSZZ „Solidarność” w Myślenicach.

Do tego barwnego opisu mitingu przedwyborczego kandydatów PZPR dodać należy, że Józef Gajewicz został posłem sejmu kontraktowego, a Kazimierz Kotwica nie.

Oprac. Witold Rozwadowski