KWW M Pszczola

Wynik lepszy od gry, bo futbol bywa okrutny

30 kwietnia 2009 Wydanie 16/2009
Wynik lepszy od gry, bo futbol bywa okrutny
Dalin - Naprzód Jędrzejów, fot. Piotr Jagniewski

Biało-zieloni momenty dekoncentracji w doliczonym czasie gry przypłacili horrorem dla siebie i kibiców, długo jeszcze będą sobie pluć w brodę, ze złością wspominając przegraną z wiceliderem

 

Dalin: Szuba – R. Drobny, Pilch, Myśków, Marchiński – Nowak (65 Rojek), Muniak, J. Górecki (86 Stelmach), Kałat (75 Kęsek) – M. Drobny, M. Górecki (Burtan)

Powracający do formy po długiej absencji, spowodowanej poważną kontuzją Rafał Drobny zapewnił Dalinowi  cenne choć skromne zwycięstwo. Zdobyte trzy punkty to jedyny pozytyw występu biało-zielonych przed własną publicznością, która przez 90 minut przechodziła ciężki test cierpliwości, bowiem spektakl, który przyszło im oglądnąć miał słabych aktorów, fabuła była nudna jak w serialu wenezuelskim, a dobrych akcji było jak na lekarstwo.

Mecz zdecydowanie lepiej otworzyli przyjezdni, którzy nie oglądając się na nic zaczęli przeć na bramkę Szuby, jakby chcieli powtórzyć wyczyn Lewisa z walce z Gołotą. Już w 6 min. niewiele brakowało do szczęścia Kołodziejczykowi po strzale z 18 m. I kiedy zapowiadało się, że Dalin znowu prześpi początek meczu, biało-zieloni niespodziewanie wyszli na prowadzenie. Piłkę z autu mocno w pole karne wyrzucił Pilch. Ta po głowach dotarła do Kałata, którego uderzenie zablokował obrońca tak niefrasobliwie, że futbolówka trafiła pod nogi Drobnego, który bez chwili zachowania huknął z 16 m. nie do obrony. Mimo straconej bramki, Naprzód nie stracił werwy i grał nadal swoje. W tej części gry przyjezdni prezentowali się znacznie lepiej od gospodarzy, jednak w decydujących momentach, po prostu brakowało umiejętności. W 11 min. mógł być już remis: Gil ładnie przymierzył z 18 metrów, Szubę oślepiło słońce i nawet nie zareagował, jednak piłka przeleciała centymetry nad poprzeczką. W odpowiedzi chwilę później, najlepszy wykonawca wolnych w Dalinie - Myśków próbował powtórzyć swój wyczyn z Gorlic, gdzie popisał się fenomenalnym strzałem z ponad 20 metrów. Tym razem odległość była jeszcze większa, ale piłkę zmierzającą wprost pod poprzeczkę, końcami palców wybił Jankowski. W 25 min. powinno być już 1:1 – Pilch wychodząc z własnego pola karnego zamiast do kolegi z zespołu podał piłkę do przeciwnika, jednak Gajda nie skorzystał z prezentu i strzelił do wiwatu. Przed zejściem do szatni próbował jeszcze Kałat, ale jego strzał z 20 m. z kłopotami, ale wybronił golkiper przyjezdnych.

W drugiej odsłownie obraz gry niewiele się zmienił. Jędrzejów parł na-przód, a Dalin zaczął koncentrować się na defensywie, swoich szans szukając w kontratakach. Pierwsza nadarzyła się już w 53 min., kiedy to R. Drobny przedarł się bokiem, zagrał do Nowaka, który zacentrował do Kałata, a jego strzał po nogach obrońców o mały włos nie zaskoczył Jankowskiego. Minutę później identyczna sytuacja miała miejsce z drugiej strony boiska, jednak ładna główka Gajdy minimalnie przeszła obok słupka. I na tym skończyły się ciekawe sytuacje w tej części spotkania. Gra utkwiła w środku pola, goście usilnie próbowali doprowadzić do remisu, ale szło im to dość opornie. Bezradność swoich podopiecznych sprawiła, że Ireneusz Pietrzykowski wysłał do boju wszystkich napastników, których miał na ławce. W końcówce Naprzód grał już nawet trójką obrońców, a od 80 min. przeprowadził się na dobre na połowę Dalinu. Jednak ich starania przypominała bicie głową w mur i nie wynikło z nich już nic dobrego.

Piotr Ślusarczyk

 

Futbol bywa okrutny

Dalin: Szuba – Myśków, Pilch, R. Drobny, Cygal (34 min. Kałat), J. Górecki (90+1 Burtan), Muniak, M. Górecki (76 Rojek), Kęsek, M. Drobny, Nowak.

Biało-zieloni momenty dekoncentracji w doliczonym czasie gry przypłacili horrorem dla siebie i kibiców, długo jeszcze będą sobie pluć w brodę, ze złością wspominając przegraną z wiceliderem. W przekroju całego pojedynku zagrali na solidnym poziomie, a trener Wiesław Bańkosz podsumował krótko ten mecz: - Z Naprzodem zagraliśmy w słabym stylu, a wygraliśmy, dzisiaj odwrotnie: po dobrym meczu niezasłużenie przegraliśmy. Ta porażka jest bardzo przykra, gorycz i złość są zrozumiałe. Podobnie wypowiadał się współautor rzutu karnego dla Dalinu Michał Nowak: - Nie mogę w to uwierzyć, że mogliśmy ten mecz przegrać. Dobrze mi się grało, ale przegrana boli. Żałuję, że nie wykorzystałem dogodnej sytuacji w 2 min. meczu, ale gdybym dostał wcześniej piłkę nie odskoczyła by mi tak i mógłbym ją opanować. Natomiast przy karnym otrzymałem podanie od Muniaka, wszedłem ostro w pole karne, chciałem już uderzać na bramkę, ale poczułem nogi przeciwnika na moich i padłem na murawę.

Jedenastkę pewnie wykorzystał mocnym uderzeniem Myśków, a 4 min później mogło być 2:0, kiedy po rzucie rożnym egzekwowanym przez Kęska w poprzeczkę z główki uderzył R. Drobny. Waleczna drużyna z Kielc nie złożyła broni i walczyła do końca, a nawet jeszcze dłużej, co dało im zwycięstwo. Warto jeszcze podkreślić znakomite interwencje Szuby, świetnie egzekwowany rzut wolny Nowaka w 13 min, po którym jakimś cudem Socha wybił piłkę na róg. Mecz mógł się podobać, grany w szybkim tempie z dużą ilością stałych fragmentów gry. Dwa niespodziewane błędy w obronie kosztowały utratę punktów i passy wygranych u siebie. Trzeba wyciągnąć prawidłowe wnioski z tej bolesnej porażki. Dodatkową stratą jest groźna kontuzja filara naszej obrony Szymka Cygala (prawdopodobnie zerwane ścięgno Achillesa), której doznał w 33 min. i odjechał karetką do szpitala.

Stanisław Cichoń
fot. Piotr Jagniewski