Z rakietką tenisową przez życie

Z rakietką tenisową przez życie

Bogdan Czyżycki i Jolanta Szatko - Nowak

Ten odcinek „Ludzi z pasją” jest dosyć nietypowy, bo i niecodziennie przedstawiamy w niej żywe legendy, chociaż jej zasięg jest pewnie znacznie większy w przypadku Jolanty Szatko Nowak. Szczególna jest również okazja, ale o tym piszemy w innym miejscu naszej Gazety przedstawiając relację z turnieju.

Bogdan Czyżycki swoją karierę sportową - lub jak kto woli przygodę z rakietką do tenisa stołowego - zaczął prawie pół wieku temu i już mając 13 lat zdobywał najwyższe trofea na młodzieżowych mistrzostwach Polski. Juniorskie sukcesy zaowocowały powołaniami do kadry Polski i udziałem w kilku edycjach mistrzostw Europy w młodzieżowych kategoriach wiekowych (Dunajska Streda, Linza, Haga).

W trakcie kariery reprezentował takie kluby jak AZS AWF Kraków, Wandę Kraków, GKS Jastrzębie, Naprzód Rydułtowy, Pocztowiec Kraków oraz od 2006 roku UKS Zarabie – klub, w którym od jakiegoś czasu jest Twórcą i Tworzywem, sterem, żeglarzem i okrętem. Na sobotnim benefisie zagrał pokazowy mecz z Jolantą Szatko - Nowak, tenisistką, z którą grał w kilku klubach( Wanda Kraków, Pocztowiec Joola Kraków), i której nazwisko na początku lat 80. znał prawdopodobnie każdy kibic sportowy w Polsce. Medal, jaki zdobyła na mistrzostwach Europy w Bremie w 1980 roku w deblu razem z Małgorzatą Urbańską był zapowiedzią fali sukcesów polskiego tenisa stołowego lat 80. i popularności tego sportu w naszym kraju. Popularności, która nigdy chyba nie była większa niż wtedy, ani wcześniej, ani później. Okładki w „Sportowcu”, wywiady w telewizji czy „Tempie”, „Przeglądzie Sportowym”, relacje w „Sportowej Niedzieli”, rozpoznawalność medialna, Andrzej Grubba, Leszek Kucharski, Jolanta Szatko - Nowak, Superliga, Top 12, wygrane w plebiscytach na najlepszych sportowców Polski. Ech, łza sie oku kręci…

Tenis stołowy był dla Was sportem „pierwszego kontaktu”?

Jolanta Szatko-Nowak: Tak. Miałam 13 lat, kiedy zapisałam się do Wandy Kraków do sekcji tenisa stołowego, chociaż gdyby wtedy istniała żeńska sekcja piłki nożnej, to na 100 procent byłabym piłkarką, bo uwielbiałam grać w nogę. Zresztą trudno się dziwić, skoro Andrzej Iwan był moim dobrym kumplem, a wujek grał w piłkarskim zespole Wandy. Trener Stanisław Wcisło zobaczył we mnie jednak jakiś potencjalny talent ping pongowy, gdy na pierwszym treningu ograłam chłopaka, który grał już trzy miesiące. Chyba się nie pomylił, bo rok później zdobyłam mistrzostwo Polski młodziczek.

Bogdan Czyżycki: U mnie było trochę podobnie. Bo wprawdzie zacząłem grać w wieku lat 6, ale takie regularne treningi, na które musiałem dojeżdżać z Myślenic do Wandy Kraków, to zaczęły się, gdy miałem około 13 lat. Przy czym regularnie to oznaczało, że trzy razy w tygodniu, czyli o wiele za mało jak na potrzeby wyczynowego grania. Ale rezultaty przyniosło to nadspodziewanie dobre, bo po roku wygrałem trzy tytuły mistrzowskie w kategorii młodzików na Mistrzostwach Polski.

Dostęp do sprzętu sportowego. Jak to wyglądało, gdy zaczynaliście kariery?

Bogdan Czyżycki: Przepaść w stosunku do Zachodu. Pamiętam taką sytuację, jak nasz trener na mistrzostwach Europy w Poznaniu wybłagał, językiem migowym, bodajże Stellana Bengtssona, żeby mu dał 10 wykładzin i ten chyba na odczepnego mu je wręczył.

Jolanta Szatko-Nowak: Ja z kolei pamiętam zabawną sytuację, jak zobaczyłam wspomnianego Bengtssona, który po każdym secie wymieniał okładzinę na rakietce i pomyślałam, że pewnie wyrzuca je do kosza, więc zaczaję się i je stamtąd wyciągnę. Do głowy mi nie przyszło, że on wymienia tylko klej między rakietką, a wykładziną, bo o czymś takim nikt u nas jeszcze nie słyszał.

Ile trenowaliście w swoim „prime timie”?

Jolanta Szatko-Nowak: Właściwie w każdym dniu tygodnia, a tym bardziej, gdy powołano mnie do reprezentacji. Oczywiście chodziłam do szkoły, ale szczególnie od momentu,gdy trafiłam do kadry to był świątek - piątek czasem po trzy treningi dziennie. Nawet dla trenera Wcisły w Wandzie Kraków istotne było czy poszłam w niedziele do kościoła i na trening. Obie rzeczy były obowiązkowe.

Bogdan Czyżycki: W moim przypadku to były czasy, gdy grałem w Jastrzębiu. Można powiedzieć, że w czasach PRL miało to status takiego pseudozawodowsta, bo płacili nam pieniądze i trenowaliśmy dwa razy dziennie.

Co uznalibyście za swoje największe sukcesy?

Jolanta Szatko-Nowak: Trochę tego było 33 mistrza Polski w różnych kategoriach, dwa medale na mistrzostwach Europy w juniorskim mikście i seniorskim deblu, 19 miejsce rankingu europejski i 76 w światowym. Ale chyba najsilniejsze wspomnienia wiążą się z Superligą, którą dwa razy wygraliśmy i która była w zasadzie zjawiskiem socjologicznym. Transmisje telewizyjne prowadzone przez Andrzeja Feliksa Żmudę, które oglądała cała Polska. Tysiące ludzi na trybunach hal we Włocławku, Katowicach, Wrocławiu czy Rzeszowie. Grubba, Kucharski, Dryszel, Waldner, Appelgren, Persson, Secretin, Klampar, Surbek. Te nazwiska znali wtedy wszyscy. Wygrać z takich okolicznościach z późniejszą mistrzynią europy Csillą Batorfi to było coś, czego nie zapomnę nigdy.

Bogdan Czyżycki: Moje sukcesy są dużo skromniejsze. Wspomniane trzykrotne mistrzostwo Polski w kategorii młodzików, dwa indywidualne wicemistrzostwa wśród juniorów starszych i dotarcie do najlepszej 16 w mistrzostwach europy juniorów, gdzie uległem Jorgenowi Rosskopfowi dwa razy 17:21. Temu samemu Rosskopfowi, który rok później był seniorskim mistrzem świata w deblu razem z Fetznerem. Na juniorskich mistrzostwach Europy grałem można powiedzieć ramię w ramię i stół w stół z takimi późniejszymi mistrzami jak Jean Phipi Gatien, Jean Michel Saive, Zoran Primorac czy też nieco wcześniej Michael Appelgren czy Jan Ove Waldner.

Dlaczego tenis stołowy to najfajniejszy sport na świecie?

Jolanta Szatko-Nowak: Z co najmniej kilku powodów. Tani sprzęt, wszędzie są stoły do ping ponga, grać można okrągły rok i właściwie w żadnym innym sporcie aktywność nie jest możliwa do tak późnego wieku. Rozwija wszystkie grupy mięśni. Oczywiście sport wyczynowy to osobna bajka. Tych kilkadziesiąt lat mojej kariery i ileś tam przyjętych blokad przełożyło się na zwichrowane stawy kolana i biodra. Ale jak mówił Zdzisław Ambroziak - nie żałuję ani jednej sekundy spędzonej na treningu czy na meczu.

Bogdan Czyżycki: Ja jeszcze bym dodał, że to sport, który niesamowicie wyrabia koncentracje i refleks co przekłada się nawet na jazdę samochodem. Naukowcy polecają nawet tenis w kontekście choroby Alzheimera, bo on najprościej rzecz ujmując „aktywuje głowę”.

Jolu, gdybyś miała porównać dwie legendy naszego tenisa stołowego czy Andrzeja Grubbę i Leszka Kucharskiego - to na co zwróciłabyś uwagę?

Jolanta Szatko-Nowak: Różnili się jak ogień i woda. Andrzej perfekcjonista, świetnie zorganizowany, wyważony nawet w sposobie wysławiania się, trochę zdystansowany. Kupił pierwszego walkmana to nie chciał nikomu pokazać co to jest i jak to działa. Leszek z kolei dusza człowiek, wesoły, spontaniczny. Chyba bardziej utalentowany sportowo od Andrzeja, ale nie tak pracowity i przez to często łapiący kontuzje. Niesamowicie ze sobą rywalizowali. Nie tylko w sporcie. Jak jeden kupił samochód, to drugi musiał kupić lepszy.

Bogdan Czyżycki: To ich chyba również wywindowało na taki poziom.

Sportowy wzór tenisisty stołowego

Jolanta Szatko-Nowak: Z dziewczyn to holenderka Bettine Vriesekoop, z którą Andrzej Grubba zdobył tytuł mistrza Europy w deblu - niewiarygodnie pracowita. Potrafiła na obozie w Gdańsku zajechać na treningu wszystkich chłopaków. Z mężczyzn to Waldner. Absolutny profesor. Wydawało się, że się nie rusza, a zawsze był na czas, a przy tym ta finezja i delikatność. No i Jacques Secretain z racji widowiskowości, której tak brakuje w dzisiejszym tenisie.

Bogdan Czyżycki: Jan Ove Waldner. Po pierwsze dlatego, że musiał być chory, że grał w ping ponga, a nie w tenisa. A po drugie ta absolutna kontrola, czucie piłki, potężny arsenał zagrań, wielość rotacji. To był taki Federer tenisa stołowego, chociaż może stylowo go nie przypominał. Geniusz po prostu i człowiek, który niezależnie od setek godzin spędzonych na treningu musiał mieć jeszcze jakąś „iskrę bożą”.

Tenis stołowy wczoraj i dziś. Jak się rozwinął od czasów, gdy zaczynaliście grać.

Jolanta Szatko-Nowak: Rozwinął się bardzo, ale chyba nie do końca w takim kierunku jakbym sobie życzyła. W związku z rozwojem technologii szybsze i krótsze są teraz wymiany. Serwis, topspin i uderzenie kończące. Brakuje kontratopsinów, lobów i dłuższych wymian czyli wszystkiego tego, co ludzi przyciągało ludzi do telewizora i na mecze superligi w latach 80. Dzisiaj więcej tego efektownego dla oka tenis stołowego jest na turniejach weteranów niż na juniorskich czy seniorskich mistrzostwach Polski.

Bogdan Czyżycki: Tak jak wspomniała Jola to niebo i ziemia. Zdecydowanie mniej jest teraz obrońców takich jak Andrzej Grubba, bo taki widowiskowy styl jest w dzisiejszych czasach zdecydowanie mniej efektywny. Właśnie ze względu na ten skok technologiczny i dominujący chiński trend szkoleniowy czyli kończenie akcji w 1 czy 2 tempo.

Jesteście również szkoleniowcami. Jak się zmieniła młodzież uprawiająca ten sport?

Jolanta Szatko-Nowak: zdecydowanie trudniej niż dawniej jest skupić jej uwagę na treningu. Mam taki najświeższy przykład. Na trening, który prowadzę w Wandzie Kraków przychodzi rodzina - ojciec, matka i syn. Docelowo to miała być forma odciągnięcia syna od komputera, ale z tego co widzę, to najwięcej radości mają i najchętniej trenują właśnie ci rodzice, bo syn co chwile zerka do iphona. I to mnie smuci, bo młodzi mają teraz nieskończenie większe możliwości rozwoju sportowego niż za moich czasów. Jest teraz mnóstwo turniejów juniorskich, a ci wyróżniający się zawodnicy mają dostęp do fizjoterapeutów, psychologów sportowych i specjalistów od przygotowanie fizycznego. W czasie, gdy występowałam w kadrze, to każdy nowy trener przynosił jakąś nową koncepcje. Jeden kazał grać ultraszybkie piłki, drugi kazał zwalniać grę. Biegaliśmy dziesiątki kilometrów po górach i z góry z pięciokilogramowymi obciążnikami z wielką szkodą dla zdrowia jak się później miało okazać. Z dzisiejszej perspektywy taki trening tenisisty stołowego nie ma większego sensu.

Bogdan Czyżycki: Moje refleksje są dosyć optymistyczne. Zauważyłem, że po pandemii coś się naprawdę ruszyło w kwestii zainteresowania młodych ludzi czy wręcz dzieci tenisem stołowym. Jest naprawdę sporo turniejów, w których ci najmłodsi mogą spróbować swoich sił, a frekwencja jaką mam w ostatnim czasie na treningach UKS Zarabie jest chyba jedną z lepszych w całej historii funkcjonowania tego klubu, co szalenie mnie cieszy, bo przyszłość tego sportu w naszym regionie i w Polsce widzę raczej w jasnych barwach. I wykuwaniu tej przyszłości, już w roli trenerskiej tak ja - w UKS Zarabie , jak i Jola w Wandzie Kraków chcielibyśmy się poświęcić.

Tego wam w imieniu czytelników życzymy.

 

Rafał Podmokły Rafał Podmokły Autor artykułu

Dziennikarz, meloman, biblioman, kolekcjoner, chodząca encyklopedia sportu. Podobnie jak dobrą książkę lub płytę, ceni sobie interesującą rozmowę (SPORT, KULTURA, WYWIAD, LUDZIE).