Zaczynali działać w branży, kiedy ta dopiero raczkowała
Jest taki zawód, którego przedstawiciele muszą wiedzieć m.in. czym jest ryzalit, co to dochód operacyjny netto, kto ustala opłatę adiacencką, jak dzieli się grunty rolne dla potrzeb ewidencji gruntów, co obejmuje koszty zrywki drewna i czy owocem rzepaku są: strąki, łuszczyny czy nasionka. To zawód rzeczoznawcy majątkowego i taki właśnie wykonują Jolanta Kaim i Tomasz Lehman, właściciele myślenickiego Biura Nieruchomości Rapit.
Założyli je razem 1997 roku, ale ich doświadczenie w tej branży jest jeszcze dłuższe, bo wcześniej każde osobno prowadziło własną firmę zajmującą się wyceną nieruchomości. Rapit jako firma opiera się na dwóch „nogach”, jedną z nich jest wycena nieruchomości, a drugą pośrednictwo w obrocie nieruchomościami.
Nazwa firmy nawiązuje do rapidografu, rodzaju pióra czy też pisaka kreślarskiego używanego m.in. przez geodetów.
Tomasz dyplom magistra inżyniera geodezji i kartografii odebrał w 1992 roku i tak się złożyło, że akurat w tym samym roku na jego macierzystej uczelni ruszyły studia podyplomowe z wyceny nieruchomości. Dostał się na nie i ukończył je w 1993 roku.
Jolanta to absolwentka inżynierii środowiska na Politechnice Krakowskiej.
Oboje ukończyli różne studia, ale w tym, że wykonują jeden zawód nie ma nic dziwnego, bo, jak mówią, zawód rzeczoznawcy jest zawodem interdyscyplinarnym, łączy wiedzę z zakresu prawa, ekonomii, budownictwa i rolnictwa, wykonują go więc osoby z różnym wykształceniem kierunkowym.
W tym samym roku, w którym założyli spółkę, w Polsce uchwalona została ustawa o gospodarce nieruchomościami, które prawnie usankcjonowała szereg spraw, w tym również zawód rzeczoznawcy majątkowego. Można więc powiedzieć, że są w tej branży „od zawsze”, a nawet dłużej, jeśli weźmie się pod uwagę to, że oddzielnie prowadzili firmy już wcześniej.
Pamiętają jak rynek nieruchomości wyglądał wtedy, w latach 90-tych i jak się zmieniał w kolejnych dekadach. Zmieniała się także ich praca, a raczej narzędzia w niej używane. Kiedyś były to analogowe mapy, z którymi żeby się zapoznać trzeba było przyjść do stosownego urzędu. – Do sądu też chodziliśmy osobiście po wypisy, które panie pisały na maszynach – wspomina Jolanta.
Dziś dużo spraw można załatwić przez internet. – Dostęp do informacji jest teraz zupełnie inny niż kiedyś, dużo można znaleźć w sieci, ale to zawsze będzie zawód, który będzie wymagał wyjścia w teren i zweryfikowania wiedzy w terenie – mówi Tomasz.
Potwierdza to Jolanta, która mówi: - Trudno jest mi sobie wyobrazić wydanie opinii o wartości nieruchomości bez zobaczenia jej, bez oględzin. Sytuacje są przeróżne, czasem kurnik, który jest 3 km od danej nieruchomości wydaje się nie mieć na nią żadnego wpływu, ale kiedy stanie się tam na miejscu czuć, że ten wpływ ma. Innym razem coś ładnie wygląda na zdjęciu, ale okazuje się, że dojazd jest fatalny.
Z nietypowych nieruchomości, jakie przyszło im wyceniać wymieniają kamieniołom lub działki leżące pod koleją linową. Jeszcze bardziej nietypowe, jak dodają, zdarza im się wyceniać na potrzeby postępowań sadowych, oboje są bowiem również biegłymi sądowymi w zakresie wyceny nieruchomości.
- Wycena to nasz główny obszar zainteresowania, natomiast pośrednictwo jest naturalnym uzupełnieniem naszej działalności. To pokrewne, a zarazem zupełnie inne zawody – mówią i dodają, że o ile zawód rzeczoznawcy majątkowego jest uregulowany prawnie i żeby go wykonywać trzeba m.in. ukończyć stosowne studia podyplomowe, odbyć praktykę i zdać państwowy egzamin, który nie należy do łatwych, o tyle zawód pośrednika został 10 lat temu uwolniony i od tego czasu może go wykonywać każdy, bo nie trzeba posiadać określonych kwalifikacji.
O tym jak różne są to zawody świadczy ich zdaniem także to, że w obu przydają się zupełnie inne cechy i umiejętności, dlatego jedni lepiej odnajdą się w jednym, a inni w drugim. Jak mówią, dobry pośrednik musi być trochę psychologiem, żeby umieć rozpoznać potrzeby, ale też obawy klientów, a zarazem musi mieć cechy dobrego handlowca, a więc w pierwszej kolejności widzieć wszystkie zalety danej nieruchomości, natomiast dobry rzeczoznawca już na pierwszy rzut oka powinien umieć dostrzec wszystkie jej wady.
Jednocześnie są przekonani, że bycie pośrednikiem pomaga w byciu rzeczoznawcą, a to dlatego, że pośrednik pierwszy wie czego aktualnie najbardziej szukają klienci, na co zwracają uwagę itd.
- Jako rzeczoznawcy nie kreujemy sztucznie cen nieruchomości, odczytujemy je z rynku, a żeby ten rynek znać, trzeba znać potrzeby i zachowania klientów. Zajmowanie się pośrednictwem pomaga nam w wycenie, bo pomaga rozumieć rynek, rozumieć klientów, a właśnie to, dobre odczytywanie rynku jest istotą pracy rzeczoznawcy. Dlatego, nawet w czasach kryzysu, kiedy pośrednictwa kompletnie nie opłacało się utrzymywać, robiliśmy to i zatrudnialiśmy pośrednika – mówi Tomasz.
Obecnie w „Rapicie” zatrudniają sześć osób, głównie rzeczoznawców, takich z uprawieniami i asystentów rzeczoznawców.
Za najgorsze okresy dla rynku nieruchomości, za co za tym idzie dla ich firmy, uważają początek lat dwutysięcznych, a potem jeszcze kryzys z lat 2008-09. - Zwłaszcza podczas tego drugiego działaliśmy „na przetrwanie”. Rynek zamarł, pośrednictwo zamarło, ceny stanęły, gdyby nie działalność jako rzeczoznawców, musielibyśmy zamknąć firmę – mówi Tomasz.
Okres pandemii, który dał się we znaki wielu biznesom i branżom, dla ich branży okazał się czasem bardzo dobrym. - Rynek nieruchomości, co było dla nas kompletnym zaskoczeniem, ożywił się – mówią i tłumaczą, że za tym poszedł skokowy wzrost cen nieruchomości.
Dostrzegają też, że to, co zostało po pandemii, czyli praca zdalna albo hybrydowa, wpływały i ciągle wpływają na zainteresowanie nieruchomościami poza granicami dużego miasta takiego jak Kraków i to już niekoniecznie tylko tymi w promieniu 20-30 km od niego, ale też dalej. Z ich obserwacji wynika, że bliskość dużego miasta przestała mieć takie znaczenie jak kiedyś, zyskały za to na znaczeniu inne cechy, jak bliskość natury oraz infrastruktura do uprawiania sportu i rekreacji.
Sami odpoczywać po pracy też lubią aktywnie uprawiając sport i podróżując. Jolanta oprócz spacerów bardzo lubi bliższe i dalsze wycieczki, podczas których, jak ze śmiechem przyznaje, zdarza jej się mimowolnie zerkać na… dachy. Dlaczego właśnie na nie? Bo po tym z czego są wykonane można sporo powiedzieć o sytuacji ekonomicznej mieszkańców, a więc i o tym jak się w danym regionie żyje.