„Zatrzymać się i znaleźć czas dla siebie”

W tym roku mija 10 lat od czasu, kiedy Elżbieta Jurkojć założyła firmę i otworzyła w Myślenicach Holistic Day Spa. Niedawno odbyło się jego „nowe otwarcie” po tym jak jej salon zmienił adres na inny, ale także myślenicki.
Jako dyplomowana masażystka ma ponad 13-letni staż pracy, ale to nie był jej pierwszy zawód. Zainteresowała się nim przez przypadek, kiedy w pracy zaczęła ją boleć głowa i to tak bardzo, że konieczne było wezwanie pomocy medycznej. Właśnie wtedy ratownik, po zbadaniu podstawowych parametrów życiowych i przeprowadzeniu wywiadu, zaczął masować jej głowę, a ona ku jej ogromnemu zaskoczeniu szybko poczuła wyraźną ulgę. Fakt, że dotyk poskromił ból tak ją zaintrygował, że wkrótce sama zaczęła uczyć się sztuki masażu. - Zaczęłam się interesować masażem, akupresurą, akupunkturą, terapią bańką chińską i szerzej medycyną chińską. Do dziś korzystam z nich w pracy. Traktuję je jak narzędzia i w zależności od problemu, a jakim ktoś się zgłasza, wybieram odpowiednie – mówi Elżbieta, przedsiębiorczyni i członkini World Massage Federation.
Pracowała wtedy za granicą i właśnie tam praktykowała nowy zawód. Do dziś sobie to ceni, bo dzięki temu, że pracowała w międzynarodowych zespołach poznała nie tylko różne techniki masażu, ale też różne spojrzenia na masaż. Już tam zaczęła marzyć o tym, żeby w przyszłości stworzyć własne miejsce, w którym będzie można się w pełni zrelaksować i pożegnać ból, za który odpowiada stres, bo nierzadko właśnie on jest przyczyną dolegliwości. Marzenie to zrealizowała z pomocą męża po powrocie do Polski, w Myślenicach, skąd pochodzi jej mąż. Jego wsparcie, jak mówi, było i jest dla niej bardzo ważne. W żartach nazywa go swoim coachem, a już całkiem serio dodaje, że dzięki jego niezachwianej wierze w nią i w to co robi przetrwała cięższe chwile, na przykład podczas pandemii, kiedy przyszłość firmy była wielką niewiadomą. Oprócz jego wsparcia, ma też wsparcie w postaci dwóch pracowników. Aktualnie zatrudnia w swoim salonie technika masażystę i fizjoterapeutkę.
Pomysł na nazwę także zrodził się już za granicą, więc nadanie jej firmie i miejscu, które stworzyła było tylko formalnością.
Holistic, czyli „holistyczny”, „holistycznie”, bo głęboko wierzy w to, że człowieka trzeba traktować jako całość, że ciało ma wpływ na umysł i odwrotnie. Że kiedy boli bark, to problem niekoniecznie leży w barku. I tak samo przypadku innych części ciała, dlatego zanim przystąpi do masażu zawsze rozmawia z klientem.
Nazwa nie budziła więc wątpliwości, budziło je co innego. - Wahałam się, zastanawiałam się czy w Myślenicach będzie zainteresowania taką działalnością jak „day spa”. 10 lat temu to była nowość, szczególnie w mniejszych miastach takich jak Myślenice. Stwierdziłam jednak, że warto zaryzykować – wspomina.
Nie pomyliła się, bo jak dodaje, klientów z roku na rok przybywało. Najpierw, jak wspomina Elżbieta były to same kobiety, potem także ich mężowie, ale wysłani przez żony, a z czasem.. czasy się zmieniły. – Mężczyźni coraz bardziej otwierają się na terapie relaksacyjne, nawet te na twarz – mówi właścicielka Holistic Day Spa.
Jedni przyszli raz, z ciekawości, inni wracali, drugi i trzeci raz, jeszcze inni stali się stałymi klientami. I to właśnie Elżbieta ceni sobie najbardziej i dlatego nie żałuje, że swój salon otworzyła w Myślenicach. - Inaczej jest pracować w Krakowie, gdzie klient może pojawić się raz i więcej go nie zobaczymy, a inaczej tutaj. Tu mam klientów, którzy wracają, jeśli nie regularnie na kolejne zabiegi, to po latach, bo nagle pojawił się jakiś problem. To jest fajne w mojej pracy że budują się relacje a także zaufanie – mówi.
Ma porównanie, bo w międzyczasie, po powrocie z zagranicy, jeszcze zanim założyła swoją działalność, pracowała na etacie w Krakowie. Jak mówi, dużo się wtedy (i wcześniej w Irlandii, też pracując na etacie) nauczyła i zdobyła bezcenne doświadczenie. Dlatego nie żałuje tamtego etapu, ale najlepiej czuje się pracując „na swoim” i na swój rachunek. I nawet jeśli przedsiębiorcy trudniej jest „wyłączyć się” i nie myśleć o pracy po wyjściu z niej, to i tak nie zamieniłaby swojej pracy na inną, bo zwyczajnie lubi to co robi. Tym bardziej, że to co robi jest spójne z jej stylem życia i jej życiową filozofią, ta zaś to prostota i naturalność. – Moje motto brzmi „less is more”, czyli „mniej znaczy więcej”. To dotyczy wszystkiego, od najogólniej stylu życia, przez terapię, pielęgnację i składy kosmetyków, aż po estetykę – mówi.
Właśnie dlatego w nowym miejscu zrezygnowała z części usług kosmetycznych skupiając się na terapii holistycznej i kosmetyce, ale tej pielęgnacyjnej, nie „kolorowej”. - Nie jestem przeciwna stylizacji paznokci, ale to ze mną… nie rezonuje. Podobnie jak nie jestem przeciwna medycynie estetycznej, po prostu uważam, że pewne rzeczy jesteśmy w stanie wypracować manualnie innymi, nieinwazyjnymi zabiegami – dodaje.
Chce za to zacząć szkolić innych, i to nie tylko tych, którzy chcą zacząć działać w tej samej co ona branży lub już działają, ale także tych, którzy chcieliby zyskać nowe umiejętności na własny użytek.
Elżbieta swoją wiedzą dzieli się też na łamach branżowych czasopism pisząc do nich artykuły.
Po pracy wolny czas najchętniej spędza z rodziną i podróżując. Lubi krótsze i dalsze wycieczki, najchętniej w miejsca, gdzie może się cieszyć bliskością natury. Jednym z jej ulubionych kierunków jest Grecja.
- Bardzo odpowiada mi styl życia Greków z ich słynnym „siga, siga”, czyli „powoli, powoli”. Wiem, że on w dużej mierze wiąże się z śródziemnomorskim klimatem, ale myślę, że warto jest zainspirować się tym południowym stylem życia i zwolnić. Zwłaszcza jeśli cały czas żyjemy w biegu. Warto się zatrzymać choć na chwilę i znaleźć czas dla siebie. Zyskamy na tym my sami i nasze otoczenie. Nie znajdując tego czasu ryzykujemy wypaleniem się nie tylko zawodowym, ale i zdrowotnym – mówi.
Z jej praktyki zawodowej wynika, że ciągle zbyt mało osób pamięta o tym zatrzymaniu się w pędzie, o odpoczynku i kilku innych rzeczach, które każdemu powinny wejść w krew. W swoje pracy widzi, słyszy, a nawet czuje pod palcami podczas masażu, że przybywa osób z dolegliwościami o podłożu psychosomatycznym, czyli takich, gdzie ciało kumuluje stres. – Problem niestety narasta. Coraz więcej osób zgłasza się napięciami nie tylko w obrębie ciała, ale też twarzy. Coraz powszechniejszym problemem jest bruksizm , czyli zgrzytanie zębami, a zaciskanie ich to nic innego jak skutek stresu, dowód na to, że „jedziemy na oparach” – tłumaczy. I dodaje: – Często zdarzają się też napięcia na czepcu ścięgnistym, które skutkują bólami głowy, ale też wypadaniem włosów, bo jeżeli tkanka nie pracuje, nie ma poślizgu między wszystkimi strukturami, tkanki są niedożywione, albo bólami karku lub obręczy barkowej, bo czepiec łączy się z tymi częściami ciała. Na tym przykładzie widać, jak jeden źle działający element, w tym przypadku czepiec, który znajduje się pod skórą głowy, może wywołać ból zupełnie gdzie indziej. Wiem, że łatwo jest powiedzieć „nie stresuj się”, ale trudniej wcielić to życie, dlatego moim klientom powtarzam do znudzenia, żeby pamiętali o odpowiednim nawadnianiu się, a więc piciu co najmniej 2 litrów wody dziennie. Potrzebuje tego nie tylko nasza skóra, ale wszystkie organy wewnętrzne. Kiedy brakuje wody tkanki są spięte i nie ma poślizgu między powięzią a tkanką mięśniową. Zwracajmy też uwagę na to jak oddychamy i pilnujmy, aby oddech był głęboki bo w ten sposób dotleniamy organizm. Śpijmy minimum 7-8 godzin, no i wreszcie dbajmy o aktywność fizyczną. Nie musi to być nic wyczynowego, ale niech to będzie chociaż spacer, joga lub poranne rozciąganie ciała. Masaż owszem poprawi nasz komfort życia, ale dopiero kiedy dodamy do niego regularny ruch, to zatrzymamy efekt na dłużej.