„Ziemia Myślenicka” - cud natury - diament kultury

„Ziemia Myślenicka” - cud natury - diament kultury
Francja 1996. W sali koncertowej Noyelles Sous Lens. Śpiewa i tańczy Ziemia Myślenicka

Każda formacja artystyczna bez względu na charakter i zakres uprawianej dyscypliny sztuki jest w absolutnym stanie zapracować sobie na płynącą z głębi serca sympatię i życzliwość publiczności. Potrafi wywołać w niej stany autentycznego zachwytu i zauroczenia, oczywiście pod warunkiem, że ma coś istotnego i oryginalnego do „powiedzenia”; że to co jest wizytówką jej artystycznej tożsamości jest wyjątkowe i niepowtarzalne, odbiegające od tzw. przeciętności i zwykłej poprawności

By móc jednak doświadczyć tę swoistą gamę wielorakiego uznania i splendoru trzeba wysiłku, pracy i serca. A wszystko to zależy od tych, którzy poszczególnym programom / koncertom i spektaklom / nadają odpowiedni poziom i kształt artystyczny… i wreszcie tych, którzy mozolną pracą, w zbiorowym wysiłku sięgają na wyżyny scenicznej sprawności i artystycznej perfekcji.

Reprezentacyjny Zespół Pieśni i Tańca „Ziemia Myślenicka” bezsprzecznie daje sobie z tym radę i to w sposób absolutnie perfekcyjny od zarania swoich dziejów, pielgrzymując nieomal po wszystkich zakątkach Europy i świata. Koncertom myślenickich tancerzy, muzyków i śpiewaków niezmiennie towarzyszyła i wciąż towarzyszy cudowna aura podziwu, zasłużonych pochwał i laudacji. Gesty szczególnego uznania spływają nieomal każdego dnia wyjątkowo hojnie i obficie. I nic w tym dziwnego…albowiem PIĘKNO, które emanuje ze sceny podczas koncertów naszej „Ziemi…” porusza serca każdego widza, bez względu na wiek i artystyczne preferencje, bez względu na profesję i zajmowaną pozycję społeczną. Doświadczyliśmy tego, jeszcze nie tak dawno podczas jubileuszowych koncertów. Doświadczaliśmy z niewymuszonym entuzjazmem i…z łezką w oku. Bo, jak tu nie wzruszyć się widząc na scenicznej arenie wspaniałe układy taneczne mistrzów choreografii, nawiązujące do naszej, polskiej i rodzimej tradycji. Jak tu nie ulec rozczuleniu i zamyśleniu widząc całe zastępy roztańczonych i rozśpiewanych młodych i młodo czujących się artystów, demonstrujących z wigorem i talentem, to co nasze – polskie, krakowskie, ba…myślenickie, a przy tym jakże wyjątkowe i niepowtarzalne. Zdaje się, że warto w tym miejscu na prawach szczególnego wyboru przypomnieć o niektórych reakcjach widzów poddających się urodzie polskich tańców i melodii.

Wielokrotnie zauważałem, że miłośnicy folkloru różnych narodów i społeczeństw potrafią docenić wysiłek pracy całego zespołu i jego wybornych przewodników, reagując wręcz spontanicznie, czasem zaskakująco, nierzadko oryginalnie i nietuzinkowo. Podczas galowego koncertu „Ziemi Myślenickiej” w zaprzyjaźnionym ośrodku Lüdenscheid w Północnej Westfalii w Niemczech /1995/ publiczność – raz po raz – kwituje poszczególne fragmenty „Wesela krakowskiego” gromkimi oklaskami. Finał widowiska /w choreograficznej reżyserii mistrza Henryka Dudy/ zwieńczył swoisty koncert arcyżywiołowych braw, niespotykanego rytmu i natężenia, odsuwający na bok spotykaną w tym czasie barierę swoistej oschłości i wstrzemięźliwości widzów wobec wszelkiej produkcji artystycznej pochodzącej zza Odry. Stojąca obok mnie nieznajoma, zawzięcie bijąca brawa, rzekła zwyczajnie i po polsku…- „Jesteście piękni…cudowni ! Oh, jakbym chciała mieć takie wesele…”

Nie sposób nie wspomnieć o kilku koncertach „Ziemi Myślenickiej” w regionie Nord Pas de Calais w północnej Francji, w ramach ówczesnej, obopólnie pożytecznej współpracy partnerskiej Myślenic z tamt. Rouvroy. Poszczególnym koncertom towarzyszyła tam spora gromada Polaków, od kilkudziesięciu lat zadomowionych na obszarze tamt. regionu i pobliskiej krainy departamentu La Somme. Na koncercie w miejscowości Rouvroy /1996/ pojawiło się wyjątkowo liczne grono członków tamtejszego Towarzystwa Przyjaźni Francusko-Polskiej z jej prezesem i zarazem merem tego miasta Panem Jean Haja. Widziałem doskonale, jak wszyscy uczestnicy koncertu, szczerze i spontanicznie radowali się widząc – po latach – popularnego mazura, dostojnego poloneza, skocznego krakowiaka. 78.letnia Emille Arodenne /z d. Reszczyk/ pochodząca spod Sosnowca, płacząc rzewnymi łzami, ze wzruszeniem powtarzała: - „ …Boże! Mon Dieu !... Mój Boże…Merci…Dziękuję ! Znowu byłam w Polsce…”

Na koncert do miejscowości Noyelle Sous Lens przybyła wyjątkowo gromadnie tamtejsza Polonia…młodzież i starszyzna. W sali zasiedli Polacy rozmaitego wieku i rozmaitej kondycji; przybysze z bliskich i bardziej odległych zakątków regionu. Widziałem wieloosobowe reprezentacje Polaków z miejscowości Combles, Flaucourt, Herbecourt, Peronne, Vraignes en Vermandois, a z mego maleńkiego Dompierre en Santerre / dziś Dompierre – Becquincourt / kilkoro moich szkolnych kamratów. Podekscytowani i zadziwieni wigorem tancerzy, melodyjnością prezentowanych pieśni, różnorodnością kostiumów i rekwizytów, a zwłaszcza dźwiękami polskiej mowy, z niekłamanym zachwytem manifestowali głośno i ostentacyjnie swoje glorie i hymny pochwalne na cześć wszystkich wykonawców – bohaterów widowiska. Nie ukrywam, że byłem wtedy dumny i nad wyraz szczęśliwy. Nawet konsul generalny RP w Lille Pan Zdzisław Jamrozik nie oparł się sile piękna, scenicznego kunsztu i żywiołu pokątnie i dyskretnie ocierając łzy wzruszenia.

Fascynacje folklorem, a zwłaszcza polskością przybierały nierzadko zaskakujące formy. Oto w niewielkim miasteczku Auby, a także w kilku innych miejscowościach spotkaliśmy najwierniejszą entuzjastkę zespołu Panią Agnes Zawadzky / Agnieszkę Zawadzką - ur. w Szymbarku k. Gorlic - pensjonariuszkę pobliskiego „domu pogodnej jesieni”. Pani Agnieszka, która osiedliła się we Francji w 1932 roku – poruszając się na wózku inwalidzkim, wymykając się spod opiekuńczych skrzydeł personelu „domu” towarzyszyła nam nieomal na całej trasie koncertowej, w radosnym entuzjastycznym stanie niepojętego wprost zauroczenia, zapatrzenia, zasłuchania i zadowolenia. Po którymś koncercie wyznała: - „Nie muszę dziś jeść kolacji…Jestem objedzona i nasycona”. Na ostatnim koncercie przed naszym odjazdem pojawiła się w wianuszku krakowskim pamiętającym podobno lata swojej młodości. Szybko też wspomniała, że nader wielkim przeżyciem było dla Niej to, że podczas niedzielnego nabożeństwa w miejscowości Lens usłyszała po wielu latach wyśpiewaną przez „Capellę Myslenicensis” pieśń „Boże Coś Polskę”…

Wspomniane przykłady, jak i też rozliczne opinie, refleksje i dywagacje znawców i pasjonatów ludowości ujęte również w formie wielu korespondencji poświadczają, że działalność ZPiT „Ziemia Myślenicka” dotyka nie tylko sfery artystycznej. Zawiera bowiem przeogromny ładunek działań psychologicznych. Wymienione wybiórczo przykłady potwierdzają bowiem, jak wielką i nieocenioną rolę spełnia zespół w umacnianiu więzi i tożsamości rozsianych na wielu obszarach ludzi polskiego pochodzenia. „Ziemia Myślenicka” czyni to wyjątkowo sensownie i skutecznie. I dlatego z cała mocą serca powiadam…”Ziemia Myślenicka” to nasz skarb, o wiele cenniejszy niż złoto i drogie kamienie. To najlepszy ambasador wielorakiego piękna, które na przestrzeni wieków tworzyły całe pokolenia ludowych twórców i artystów. Bądźmy szczęśliwi, że Zespół o 30.letniej już tradycji jest naszą dumą i wspólną własnością. To nie tylko cud natury…to najdroższy diament naszej kultury…

Jan Koczwara Jan Koczwara Autor artykułu

Pasjonat, kolekcjoner i baczny dokumentalista lokalnych - i nie tylko - wydarzeń społecznych, kulturalnych oraz artystycznych. Człowiek o fenomenalnym dorobku naukowym i artystycznym pełen skromności i kultury osobistej.