Koronawirus to nie pierwsza próba

Koronawirus to nie pierwsza próba
Fot. Piotr Sadowski

Koronawirus sieje coraz większy niepokój na całym świecie. Choroba COVID-19 to pierwsze, takie masowe zagrożenie, którego obawiają się współcześni Polacy. Niestety, gdy spojrzymy w głąb naszej historii przekonamy się, że epidemie w naszym kraju nie są niczym nowym. Nasi przodkowie bali się cholery, dżumy i ospy, a plagi te nawiedzały Polskę nawet co kilka lat, nękając nasz kraj wielokrotnie i regularnie.

O epidemiach w czasach poprzedzających naszą państwowość wiemy stosunkowo niewiele. Badacze są jednak zdania, że miały one miejsce. Pośrednim dowodem na ich istnienie jest według nich, wiara naszych przodków w Trzybka - występującego w mitologii prasłowiańskiej ducha, który według wierzeń miał po świecie roznosić różne choroby.

W wiekach średnich sądzono, że za rozprzestrzeniające się choroby odpowiedzialni byli bogowie, którzy zrzucali na ludzi klątwy, karząc ich w ten sposób za złe postępowanie. W rzeczywistości przyczyny epidemii były zawsze takie same, mianowicie fatalne warunki sanitarne.

Pierwsze wzmianki o epidemii przekazuje nam Jan Długosz i dotyczą one lat 1003 -06, kronikarz pisze: „Głód, mór i zaraza okropne panowały tymi czasy nie tylko w Polsce, ale i w całym prawie świecie”. W świetle badań naukowych i dalszej analizy tekstów Jana Długosza, naukowcy są zdania, że chodzi tutaj o dżumę, która niestety nawiedziła nasz kraj jeszcze w latach: 1186, 1283, 1307, 1360, 1383, 1451, 1497, 1542, 1573, 1663, 1680 oraz 1720. Według zapisów, „czarna śmierć”, bo tak wtedy dżumę nazywano, najstraszliwsze żniwo zebrała w roku 1348, gdy zachorowało na nią 25 procent mieszkańców ówczesnej Polski.

Niestety nie tylko „czarna śmierć” dziesiątkowała naszych przodków, ale również ospa, cholera i inne niezidentyfikowane choroby, które rozprzestrzeniały się regularnie po naszym kraju. Pojawiały się co kilkanaście, albo nawet kilka lat i swoim zasięgiem obejmowały cały czasem kraj, a niekiedy tylko wybrany jego fragment. Z kronik Jana Długosza wynika, że władze Polski po raz pierwszy zareagowały na problem epidemii w 1472 roku. A zalecenia, co ciekawe, były praktycznie identyczne jak obecnie, w momencie walki z koronawirusem. Zakazano większych zgromadzeń, zalecano zwiększenie zabiegów higienicznych i wprowadzono zakaz przemieszczania się na znaczne odległości.

Według zapisów historycznych, w latach 1500-1750 w Krakowie odnotowano 92 epidemie, najwięcej wśród wszystkich miast Polski, w latach 1601-1650 było ich tam 19, a w Warszawie 33. Oczywiście przyczyną takiego stanu rzeczy był wzmożony kontakt naszych przodków z cudzoziemcami.

W roku 1495, a więc dwa lata po powrocie Krzysztofa Kolumba z Ameryki, w Polsce odnotowano pierwszy przypadek kiły. Wzbudziło to wielki strach i niepewność, zwłaszcza, że Amerykę uważano za siedlisko tej choroby. Niestety wierność i wstrzemięźliwość nie były wtedy specjalnie w modzie, kiłą zaraziło się wiele europejskich władców, w tym także Jan Olbracht, Stefan Batory i Jan III Sobieski.

Wiek XIX spokojnie możemy nazwać „wiekiem cholery” chorobą zakaźną przewodu pokarmowego, którą powodowało spożycie skażonego pokarmu lud wody. Unikając jak ognia tak zwanych teorii spiskowych, trzeba jednak powiedzieć, że wśród niektórych badaczy panuje pogląd, że to właśnie cholera ponosi odpowiedzialność za śmierć Adama Mickiewicza, choć istnieją również teorie, że nasz narodowy wieszcz został otruty.

Jak wielokrotnie pisaliśmy na łamach Gazety Myślenickiej, cholera nie oszczędziła również Myślenic i okolic. Dowodem na to jest cmentarz epidemiczny, potocznie zwany cholerycznym na Bukówce. Cmentarz dziś praktycznie zapomniany, a przecież spoczywają na nim myśleniczanie, nasi przodkowie. Cmentarz w wieku XIX służył jako miejsce wiecznego spoczynku ofiarom epidemii oraz klęsk głodu, z tej przyczyny usytuowany był z dala od miasta. Główne pochówki przypadają na lata 1806, 1831 i 1847, choć również poza tymi latami grzebano tam zmarłych, którzy stracili życie w niewyjaśnionych okolicznościach. Według źródeł spoczywa tam około 2500 osób.

Cmentarz, którego ślady są praktycznie ledwo widoczne, doczekał się działań, które mają za cel przywrócenie pamięci osób tam pochowanych. Ubiegłoroczna kwesta w dniu 1 listopada i podjęte po niej działania społeczników i władz lokalnych dają spore nadzieje na przywrócenie tego miejsca zbiorowej pamięci.

Szalony wiek XX i I wojna światowa przyniosły wiele chorób z tyfusem, czerwonką i hiszpanką na czele. Ta ostatnia, zyskała miano najbardziej morderczej pandemii ze wszystkich dotąd znanych, odpowiadając za śmierć od 50 do 100 milionów istnień ludzkich na świecie. Nazwa hiszpanka jest myląca, faktycznie na teren Europy przynieśli ją amerykańscy żołnierze. Spore straty spowodowane epidemią odnotowano również podczas wojny polsko-bolszewickiej. Na 85 tysięcy jeńców rosyjskich w Polsce około 1/4 zmarła wskutek zarażenia. W rosyjskich i litewskich obozach jenieckich przebywało z kolei około 51 tysięcy polskich żołnierzy, z powodu choroby zmarło około 40 procent z nich.

W latach 20. ubiegłego wieku bardzo poważne zagrożenie stanowił dur brzuszny, który w latach 1919-1924 zabił około 10 tysięcy naszych obywateli. Poprawa higieny i warunków życia zahamowały rozwój choroby. Według prowadzonych badań, trzy lata po zakończeniu II wojny światowej na dur brzuszny chorowało już niecałe 8 tysięcy osób. 30 lat później prowadzono już powszechne szczepienia dzieci i młodzieży. Obecnie jest to choroba zanikająca.

Okres bezpośrednio po II wojnie światowej był niebezpieczny z powodu gruźlicy, polio i błonicy. W tym przypadku odpowiednie lekarstwa oraz szczepionki z czasem przyczyniły się do spadku zachorowań.

Kolejne lata, to kolejne epidemie. Lata 1957-58 przyniosły do Polski grypę azjatycką, lata 1968-69 grypę Hong-Kong, a rok 1977 grypę rosyjską.

Jedną z największych zagadek epidemicznych w Polsce przyniósł rok 1963, wystąpiły wtedy zarażenia tak zwaną „ospą wrocławską”. Ospa wrocławska była ostatnią w naszym kraju oraz jedną z ostatnich w Europie epidemią ospy prawdziwej. Odpowiedzialnym za rozwój choroby w Polsce był Bonifacy Jedynak, oficer Służby Bezpieczeństwa, który przyniósł wirusa z Azji. Zarażonych zostało 99 osób, z czego siedem zmarło. Z tego powodu i wskutek powszechnej paniki Wrocław został kompletnie sparaliżowany i odizolowany kordonem sanitarnym. Mimo tych zabiegów choroba przedostała się do pięciu innych województw, jednak nie spowodowała epidemii. Największym zaskoczeniem dla lekarzy i naukowców było to, że choroba wygasła po 25 dniach od wykrycia.

Współcześnie świat i Polskę co jakiś czas przeszywał dreszcz emocji na skutek informacji o pojawieniu się wirusa eboli, ptasiej i świńskiej grypy, choroby szalonych krów i innych chorób.

Ale to chyba dopiero ostatnie tygodnie tak w Polsce, jak i na świecie, tak mocno uświadomiły nam, że świat - mimo szalonego postępu we wszystkich dziedzinach nauki - wobec niektórych chorób i patogenów wciąż jest po prostu bezradny.

Podobnie jak przed wiekami przed pandemią mogą nas ustrzec jedynie samodyscyplina, zdrowy rozsądek, wzmożone przestrzeganie zasad higieny i stosowanie się do zaleceń specjalistów.

Marek Stoszek Marek Stoszek Autor artykułu

Socjolog i kulturoznawca. Badacz i propagator historii, kultury i tradycji naszego regionu. Dziennikarz, w latach 2019 i 2020 redaktor naczelny Gazety Myślenickiej.