„Ktoś nie śpi, by spać mógł ktoś” - na straży życia i zdrowia

„Ktoś nie śpi, by spać mógł ktoś” - na straży życia i zdrowia
  1. W dobie zagrożenia i zachorowań na koronawirusa, nie brak cichych bohaterów, którzy podejmują walkę i przeciwdziałają, by zadbać o nasze najcenniejsze dobro, jakim jest zdrowie. Jednym z nich jest Ryszard Ożóg, ratownik medyczny SP ZOZ Myślenice i NZOZ Ośrodka Pediatryczno-Internistycznego z 30 letnim doświadczeniem, który opowiada o kulisach swojej służby.

Jak długo związany jest Pan z ratowaniem ludzkiego życia i zdrowia?

To już prawie 30 lat odkąd zajmuję się ratownictwem medycznym, natomiast od 14 lat posiadam formalne wykształcenie ratownika medycznego, które zdobywałem w szkole w Wadowicach. Taki wymóg wprowadzony został tuż po znanej nam katastrofie zawalenia się hali targowej w Katowicach. Dotyczyło to każdego ratownika, który nadal chciał wykonywać swój zawód.

Polska przechodzi aktualnie trudny okres zagrożenia epidemiologicznego koronawirusem, który ostatecznie dotarł także do naszego powiatu. Czy wiąże się to ze zwiększoną ilością pracy podejmowanej przez ratowników?

Stosunkowo ilość obowiązków pozostaje niezmieniona. Zmienił się jednak charakter naszych interwencji. Dotychczas podstawowe procedury podejmowane w jej trakcie zaczynały się od słów „co pana boli? co się konkretnie stało?”, teraz pada pytanie „gdzie pan był i czy miał pan kontakt z osobą zza granicy”. Te na pozór proste pytania w obu przypadkach wskazują ważny kierunek w diagnozowaniu potencjalnie chorego. Ponadto na początku szczególną uwagę zwracamy teraz na pomiar temperatury i jeszcze dokładniejszy wywiad z pacjentem, który jest kluczowy dla nas na tym etapie.

Mówimy więc o bezpośrednim zagrożeniu zarażeniem, jakie więc środki stosujecie, by tego uniknąć? Czy choćby białe kombinezony, które widzimy w TV rzeczywiście mają zastosowanie?

Mamy do dyspozycji znaczną ilość sprzętu, który ma nas chronić w przypadku kontaktu z zarażonym. Dawniej jednorazowe rękawiczki zakładano tuż przed wejściem do domu chorego, teraz zakładamy je już w drodze do pacjenta. Warto zaznaczyć, że obecnie stosujemy po dwie, a nawet trzy pary rękawiczek naraz, by zwiększyć skuteczność ochrony. Białe kombinezony, absolutnie nie należą do rzadkości – każdy ratownik posiada taki na wyposażeniu włącznie z maską. Niewątpliwie spełniają swoją funkcję, jeśli chodzi o szczelną ochronę ciała. Wiąże się to jednak z pewnymi niedogodnościami. W trakcie interwencji zdarzają się wśród ratowników omdlenia, a to ze względu na wysoką izolację od dostępu do powietrza z zewnątrz. Kombinezon z zamysłu ma być skuteczny, a nie komfortowy.

To zapewne jeden z wielu trudów tej służby. Czy istnieją przypadki kiedy ratownik może odmówić podjęcia interwencji?

Polecenie dyspozytora stanowi w tym przypadku największy priorytet. Nie ma możliwości odmowy podjęcia interwencji w żadnym wypadku. Jako ratownik mam tego świadomość, gdyż nikt poza nami nie udzieli specjalistycznej pomocy poszkodowanym. To od nas zależy ich życie i zdrowie.

Czy zdarzają się sytuacje, w których pacjent nie podejmuje rozmowy z ratownikami, albo nie wykazuje chęci minimalnej współpracy? Tyle mówi się o akcji „Nie kłam medyka”.

W dzisiejszych czasach społeczeństwo jest dość dobrze wyedukowane, w jaki sposób należy podjąć współpracę z ratownikiem czy samym dyspozytorem, choćby właśnie ze względu na powszechne akcje kształtujące świadomość społeczną w tej kwestii. Niezależnie od tego czy to poprzez placówki oświaty, czy media, taka wiedza jest bardzo ważna i może przesądzić o wyniku naszej interwencji. Mimo wszystko nadal największy problem stanowią osoby starsze, nierzadko z demencją starczą, które często wręcz nieświadomie podają błędne informacje o swoim stanie zdrowia, przyjmowanych lekach czy dolegliwościach. Czasem po prostu nie podejmują z nami rozmowy. Zwykle ma to miejsce, gdy przypadek zgłaszany jest przez rodzinę lub osoby trzecie, lub gdy poszkodowany znajduje się pod wpływem alkoholu bądź środków odurzających.

W dobie zagrożenia epidemią trudno mówić o priorytecie jednego pacjenta nad drugim, jednak taka skala istnieje. Jakie ma zastosowanie w ogólnym ratownictwie?

Reguluje to ustawa o państwowym ratownictwie. W tym przypadku o podjęciu ratunku decyduje tzw. „kod pilności”. Rozróżniamy tutaj trzy stopnie, gdzie 1 – to priorytet najwyższy, czyli „alarmowy”. Inaczej sytuacja wygląda w przypadku karetki o charakterze transportowym z widocznym oznakowaniem literą „T”. W tej sytuacji decyzję musi podjąć sam ratownik wyposażony w odpowiednią ilość środków pomocy.

No właśnie, opinie w tej kwestii bywają różne, czy ilość tych środków rzeczywiście jest wystarczająca?

Należy wspomnieć koniecznie, że aktualnie każda para rękawiczek jest na wagę złota, tym bardziej, że są to środki jednorazowego użytku! Mało tego, zużywamy ich teraz zdecydowanie więcej, gdyż dotychczas była to ilość rzędu kilkaset par tygodniowo. Teraz ta liczba może sięgać setek tysięcy. Nigdy nie możemy mówić więc o nadmiarze. To absolutnie podstawowy element do podjęcia przez nas jakiekolwiek pomocy.

Z pewnością popiera Pan akcje społeczne, w których organizuje się takowe środki jednorazowego użytku dla służb medycznych?

Oczywiście! Zresztą należy zwrócić uwagę, że to nie jedyna forma pomocy ze strony społeczeństwa, jaką zapewnia w tym trudnym okresie. Ratownicy otrzymują darmowe, ciepłe napoje czy posiłki na stacjach benzynowych, a do akcji dołączyli także niedawno przedsiębiorcy małej gastronomii. Aktywność w tej kwestii jest naprawdę widoczna i chciałbym gorąco podziękować wszystkim zaangażowanym w ułatwienie pracy licznym ratownikom. Zauważalne jest również działanie ze strony samych kierowców – chodzi o tzw. „korytarz życia”. Propagowanie tej akcji przyniosło zamierzone efekty, ale to także wynik wzmożonej uwagi kierowców na pojazdy uprzywilejowane w dobie potencjalnych zachorowań.

To z pewnością tworzy nam pewien obraz gotowości służb do podjęcia działań w obecnej sytuacji – ale czy sprzęt z którego korzystacie również za tym nadąża?

Porównując nasze wyposażenie sprzętowe z zachodnimi sąsiadami, możemy śmiało stwierdzić, że stanowimy solidną konkurencję w tym zakresie, a wręcz jesteśmy wzorem. Cyklicznie wymieniamy dostępne środki ratownicze. Na ten przykład mamy w Polsce około 10 000 respiratorów, gdzie Wielka Brytania dysponuje 6 000 egzemplarzy. Ponadto jakość tego oprzyrządowania stoi na wysokim poziomie.

Jak powszechnie wiadomo, sprzęt w przeciwieństwie do ratowników bywa zawodny. Jakimi cechami dysponuje taka osoba?

Kierujemy się zasadą „Leczy się pacjenta, nie sprzęt”. To jeden z podstawowych motywów w naszej służbie. Zdarza się, że wyniki ukazują inny obraz pacjenta aniżeli jest w rzeczywistości.

Wówczas musimy wykazać się operatywnością i albo powtórzyć badanie, albo sprawdzić stan pacjenta bez użycia sprzętu, jeśli tak podpowiada intuicja. Dobrym przykładem tego jest badanie poziomu cukru, gdzie słaby stan baterii urządzenia może przekłamać wyniki. To wysoka odpowiedzialność ponieważ hipo lub hiperglikemia może spowodować utratę życia. Do częstych przypadków należą sytuacje, w których poszkodowany lub osoba postronna jest w szoku i wykazuje przy tym agresję, dlatego musimy bezwzględnie wykazać się stanowczością, by kontynuować sprawny przebieg interwencji.

Zapewne nie brakuje podobnych nieprzyjemnych sytuacji podczas służby...Czy któreś z nich szczególnie ją utrudniają?

Niestety tak. To między innymi roszczeniowość samych poszkodowanych czy ich rodzin – często padają stwierdzenia „płacę podatki, więc mi się należy”. Są to dość przykre sytuacje, co niestety nie ułatwia wspomnianej wcześniej współpracy pomiędzy ratownikiem, a pacjentem. Od tej kooperacji zależy tak naprawdę pierwszy krok na drodze do odzyskania zdrowia w szczególności w obecnej dobie prawdopodobnych zachorowań. I chociaż służymy tak naprawdę wszystkim, to często fizycznie brakuje nam czasu dla własnej rodziny, co też stwarza sytuacje konfliktowe.

Pracy widać nie brakuje, jednak czy zdarzają się w roku takie dni, w których wezwań po prostu nie ma?

Takie dni nie istnieją. Co więcej, zależnie od pory roku notujemy inne przypadki zleceń przez dyspozytora. Jest to uwarunkowane głównie aktualnymi stanem pogodowym. Wyróżniamy przede wszystkim okres jesienno-zimowy. Jesteśmy na to odgórnie przygotowani i tak na przykład kłopoty z nadciśnieniem czy natury psychicznej występują głównie w czasie nagłej zmiany pogody.

Niewątpliwie tym wszystkim przykładom towarzyszy ciągły stres. W jaki sposób ratownik radzi sobie z tym problemem?

W Stanach Zjednoczonych funkcjonuje system bezpośredniej współpracy z psychologiem po drastycznych przypadkach interwencji. Na tym etapie medyk kończy dzienną służbę i zastępuje go partner z zespołu. Niestety polscy ratownicy niejednokrotnie zmuszeni są do podjęcia kolejnych przypadków, co z pewnością w pewien sposób wpływa na kondycję psychiczną szczególnie młodych, „świeżych” członków zespołu. Stres w takich przypadkach jest bardzo wysoki, ale to jedna ze składowych tej pracy. Zmniejszenie lub likwidacja jego efektów to rzecz bardzo indywidualna. Osobiście preferuję aktywność fizyczną, sport w postaci treningów na pływalni czy jazdy na nartach. Daje to podwójne korzyści, gdyż ratownik musi wykazywać nienaganną sprawność fizyczną. Czasami jest to po prostu relaks w postaci słuchawek z ulubioną muzyką w tle.

Czy wykorzystuje Pan dotychczasowe doświadczenie w życiu codziennym? Jeśli tak, to w jaki sposób?

Zwykle ogranicza się to do porad w zakresie zdrowia i zapobiegania zagrożeniom, o które najczęściej proszą bliscy i nie tylko.

...a więc jakie wskazówki ma Pan dla naszych czytelników?

Przede wszystkim: „Zostań w domu” i „Nie kłam medyka”! To powinno być dla nas aktualnym priorytetem. Pamiętajmy, że nikt lepiej nie zadba o nasze zdrowie, aniżeli my sami. Nie dopuszczajmy do sytuacji, w której konieczny będzie przyjazd zespołu ratownictwa medycznego.

Rozmawiał Szymon Dyczkowski