Dobra organizacja receptą na covid
Therios Przychodnia Weterynaryjna, działająca w Myślenicach od 1999 roku, na dobre wrosła w pejzaż miasta, świadcząc nie tylko pomoc dla naszych pupili, ale również jako placówka dydaktyczna dla studentów i pragnących poszerzyć swoja wiedzę lekarzy weterynarii.
Therios to państwo Ingardenowie: Maja, lekarz weterynarii i jej mąż Jacek, doktor nauk weterynaryjnych, którzy swoją pasję i wiedzę wykorzystują w diagnozowaniu i leczeniu tzw. „trudnych przypadków”, przekazując zebrane doświadczenia innym.
Działalność dydaktyczna placówki związana jest z pracą pana Jacka, który jest jednocześnie pracownikiem naukowo-dydaktycznym na Uniwersytecie Rolniczym w Krakowie. W Przychodni Weterynaryjnej THERIOS prowadzone są również szkolenia kliniczne.
- Jesteśmy placówką dydaktyczną i prowadzimy szkolenia w szerokim zakresie, nie tylko dla studentów, ale również dla lekarzy weterynarii. Włączamy się również w badania kliniczne zbierając materiał od naszych pacjentów, na przykład w tematyce chorób prostaty u psów, ale też zbieramy kleszcze i krew od pacjentów zarażonych m. in. boreliozą i anaplazmozą dla Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie - wyjaśniają państwo Maja i Jacek Ingarden. W czasie roku akademickiego w Theriosie prowadzone są obowiązkowe staże dla studentów szóstego roku weterynarii, którzy w ośmioosobowych grupach zgłębiają tajniki pracy klinicznej.
Przychodnia weterynaryjna to bardzo specyficzne miejsce, przyjmowany jest tutaj pacjent, który z oczywistych względów nie powie sam co mu dolega, wymaga szczególnej troski i odpowiednich zabiegów. Sytuacja związana z korornawirusem, z jaką zmagamy się od ponad roku, na pewno tych kontaktów nie ułatwia. - Na początku pandemii ludzie zamknęli się w domach i nikt nigdzie nie wychodził. My oczywiście działaliśmy, bo mieliśmy pacjentów, którym trzeba było podać leki. Potem sytuacja stopniowo zaczęła wracać do normy. Do przychodni zaczęli przychodzić klienci ze swoimi zwierzętami, bo w czasie zamknięcia w domu zaczęli u swoich pupili zauważać rzeczy, których nie widzieli chodząc do pracy. Mieliśmy bardzo dużo takich przypadków, zresztą nie tylko my, bo wiemy, że w innych przychodniach było podobnie - wyjaśnia pani Maja i dodaje: - Ludzie zaczęli również kupować więcej zwierząt. I są to świadome zakupy, jest więcej psów i większa świadomość właścicieli. Dużo czasu spędzamy ze zwierzęciem, więcej wiemy, bo dużo czytamy na ten temat, jesteśmy bardziej świadomi.
Mimo trudnej sytuacji przychodnia działała cały czas, ograniczone zostały jedynie godziny przyjęć. Jak przyznają właściciele przychodni, bardzo dużą pomocą okazała się rządowa tarcza antykryzysowa, która umożliwiła ciągłość działania i utrzymanie etatów dla pracowników. Przychodnia jest wyposażona w dezynfekcyjne lampy przepływowe oraz indywidualne środki ochrony osobistej, co zapewnia bezpieczeństwo pracowników i właścicieli zwierząt.
Pani Maja i pan Jacek znani są również z działalności społecznej - Włączyliśmy się w akcję wspierania szpitali. Razem z córkami szyłam w domu maseczki. Zresztą nie tylko dla szpitali. Kilkaset maseczek pojechało na Kresy Wschodnie, kilka tysięcy do różnych Domów Pomocy Społecznej w całej Polsce. Jak nie było już takiej potrzeby, to maseczki rozdawaliśmy w przychodni jako gratisy - wspomina Maja Ingarden. Jak oświadczają właściciele Theriosa, również wśród klientów spotykali się z dużym zrozumieniem sytuacji i nie było żadnych problemów z zachowaniem reżimu sanitarnego. - W naszej przychodni jest możliwość przyjmowania pacjentów w osobnych gabinetach, więc poczekalnia ograniczona jest do minimum. Pacjenci umawiani są na konkretne godziny, zatem ludzie praktycznie się ze sobą nie kontaktowali. Wszystko udało się bardzo sprawnie zorganizować. Nie było to łatwe, ale człowiek potrafi się szybko przestawić - mówi Maja Ingarden.
Medycyna weterynaryjna jako kierunek akademicki jest kierunkiem medycznym, więc większość zajęć odbywała się on-line, ale studenci, zwłaszcza ci z ostatniego roku, staże kliniczne musieli odbyć stacjonarnie i przyjeżdżali na zajęcia do placówki. - Oczywiście nie było sytuacji, żeby cała grupa studentów wchodziła do jednego gabinetu, bo trzeba było uszanować również właścicieli zwierzaków i zapewnić im bezpieczeństwo. Studenci stosowali się do zaleceń, a my rozdzielaliśmy ich tak, aby jedna, dwie osoby wchodziły do gabinetu. Dzięki temu staże mogły się odbyć - oświadczają państwo Ingarden.
A pan Jacek dodaje: - Niestety ucierpiały nasze szkolenia dla lekarzy, bo w wyniku pandemii musieliśmy je zawiesić. W tym roku wznawiamy nasze koronne kursy, z ultrasonografii oraz hematologii i cytologii klinicznej. W czasie pandemii nie bylibyśmy w stanie zapewnić właścicielom i lekarzom wystarczającego bezpieczeństwa. Było to związane głównie ze szkoleniami praktycznymi, na przykład z ultrasonografii. Nie chodziło tylko o organizację, ale o zapewnienie odpowiedniej liczby pacjentów, których badanie wymaga obecności właściciela w czasie całego badania, wszyscy są blisko i to powodowało zagrożenie. Mamy jednak nadzieję, że powoli wszystko wróci do normy.
Kursy o charakterze warsztatowym dla małych grup lekarzy weterynarii to autorski pomysł państwa Ingarden, szczególnie 5-dniowy kurs USG, w czasie którego każdy z uczestników ma okazję przebadać ponad 30 psów. Jako jedni z pierwszych „przecierali szlaki” szkoleniowe ponad 20 lat temu, a jako jedni z nielicznych w weterynarii otrzymali akredytację kuratorium oświaty.
Oczywiście, mimo pozornej normalizacji, problem epidemii cały czas istnieje, w związku z tym lecznica również podjęła kroki celem reorganizacji szkoleń dla studentów i lekarzy. Zainwestowano między innymi w specjalistyczny sprzęt, umożliwiający obserwację obrazów spod mikroskopu, czy ultrasonografu na 65-calowym monitorze interaktywnym. Prowadząc działalność dydaktyczną, Maja i Jacek Ingarden, sami również cały czas się szkolą. Jak zauważa pani Maja, covid paradoksalnie stworzył nowe możliwości, żeby nie powiedzieć, ułatwił pewne rzeczy. - Szkolenia on-line dały zupełnie inną jakość, czasem trudno jest wręcz wybrać wśród licznych webinarów te najciekawsze, bo nie można być na wszystkim. Na przykład ostatnio ukończyłam miesięczny kurs genetyki psów, czy uczestniczyłam w Kongresie Światowego Stowarzyszenia Lekarzy Weterynarii Małych Zwierząt. Wcześniej na pewne rzeczy nie było czasu, teraz można we wszystkim uczestniczyć nie wychodząc z domu. To jest niewątpliwa zaleta, która już z nami pozostanie.
Państwo Maja i Jacek Ingarden, właściciele Przychodni Weterynaryjnej Therios, jako lekarze weterynarii, nauczyciele, edukatorzy i społecznicy, działają na naprawdę rozległym polu. Podejmowanie tych wyzwań umożliwia im konsekwencja, a przede wszystkim przemyślana organizacja zajęć. Patrząc na ich działalność można powiedzieć, że jest to na pewno jedna z recept na złagodzenie skutków epidemii koronawirusa.