Zarabie to było nasze oczko w głowie, wizytówka dawnych Myślenic
Autobusy „zielonej linii” w niedziele przywoziły letników z Krakowa. Nad Rabą jak to się mówiło „ludź na ludziu” siedział. Woda była czysta jak nigdy potem, a moda na takie spędzanie czasu była ogromna.
Natomiast w miejscu hali sportowej na Zarabiu znajdował się amfiteatr w kształcie koła, gdzie co niedzielę odbywały się występy. Chodziliśmy na nie całą rodziną… zresztą nie tylko my. Do Myślenic przyjeżdżały pierwszorzędne jak na tamte czasy zespoły.
- o Myślenicach sprzed lat i nieistniejących już miejscach opowiada Andrzej Liszkiewicz
Czym się różnił dawny Rynek od obecnego? Pokrywały go płyty, czy ziemia? Bo ze starych zdjęć, którymi dysponujemy trudno nam to rozstrzygnąć.
To była kostka, a przez środek Rynku biegła ulica prowadząca na Dolne Przedmieście. W miejscu, gdzie dzisiaj jest bank i kwiaciarnia znajdowała się kantyna milicyjna do której funkcjonariusze chodzili na obiady.
Przez Rynek prowadziła też droga w kierunku Zakopanego. To ta wąska uliczka koło „Domu Greckiego”. W niedzielę rano samochody jechały tylko na Zakopane, za to po godzinie 17 z Zakopanego na Kraków. Nie raz jak siedziałem na dyżurce, to dla zabawy porachowałem, że w przeciągu 15 min przejeżdżało tędy chyba z 30-40 samochodów. Ta droga prowadząca na Zakopane działa do dzisiaj i mówi się na nią „stara Zakopianka”.
Inni mówili na nią „droga pod Jezuskiem”, bo w miejscu gdzie była stacja benzynowa stoi figurka Pana Jezusa. Tam była kostka i ona szła od tego Jezuska, aż na Skałkę na wysokości Górnego Jazu na Rabie. Pierwsza droga łącząca Kraków z Myślenicami prowadziła przez Krzyszkowice i wychodziła w Świątnikach.
Autobusy też tędy kursowały?
A jak! W Rynku miały postój, a na co dzień jeździły według stałego rozkładu. Wszystkie, które jechały na Zakopane, do Nowego Targu, do Rabki i Nowego Sącza wjeżdżały na Rynek koło „Myśleniczanki”, a potem wyjeżdżały przy figurze św. Floriana i dalej szły przez środek Rynku - ulicą Reja na Dolne Przedmieście.
Wiele z nich dowoziło turystów na Zarabie?
Te z turystami kursowały głównie w niedzielę i to były autokary tzw. „zielonej linii”, które rano przywoziły letników z Krakowa, a zabierały ich wieczorem. Raba była oblężona, jak to się mówi „ludź na ludziu” siedział. Woda była czysta jak nigdy potem, a moda na takie spędzanie czasu była ogromna. Natomiast w miejscu hali sportowej na Zarabiu znajdował się amfiteatr w kształcie koła, gdzie co niedzielę odbywały się występy. Powiem wam, że wartało tam iść.
Chodziliśmy na nie całą rodziną… zresztą nie tylko my. Do Myślenic przyjeżdżały pierwszorzędne jak na tamte czasy zespoły. Koło żyło pokazami gimnastycznymi, były i śpiew i kabarety i piosenkarze. Zarabie to było oczko w głowie, regularnie je sprzątano i było naszą wizytówką.
Skoro o transporcie mówimy. Na jednym z archiwalnych zdjęć widoczna jest przeprawa przez Rabę. To był stały sposób na pokonanie rzeki?
To było w miejscu dzisiejszego mostu osieczańskiego, gdzie Bysinka wpływa do Raby na tzw. „Skotnicy”. Tam właśnie była zorganizowana taka przeprawa. Odbywała się za pomocą łódki i dwóch belek przełożonych przez rzekę. Dawniej Raba płynęła przez Osieczany, a w Myślenicach podchodziła pod samą Ukleinę. W miejscu, gdzie dzisiaj w Osieczanach znajdują się ogródki działkowe jest namulisko i na przestrzeni lat, podczas powodzi woda wracała na swoje pierwotne miejsce, czasem zabierając te domki.
Gdzie jeszcze odbywały się zabawy?
Niewiele się o tym dzisiaj mówi, ale swojego czasu wiele zabaw organizowano na „Mikołaju”.
Na tej polanie?
Tak! Znajdowało się tam koło do zabawy. Tam organizowane były majówki, zabawy taneczne, a wszystko oświetlały lampy karbidowe. Jaśniutko było jak od elektryki i bawiliśmy się tam do białego rana.
Wspomniał Pan koło na Zarabiu, wielu mieszkańców dobrze się o nim wypowiada, a jakie jeszcze miejsca zapewniały dawniej rozrywkę myśleniczanom?
W budynku „Sokoła” znajdowało się kino, które po wojnie zastąpiło „Kino Wisła” w Domu Parafialnym. Najczęściej grano filmy wojenne. Ściśle przestrzegali wtedy i sprawdzali wiek i nawet jak film był od 16 lat a ktoś miał bilet, ale wiek się nie zgadzał - musiał wracać do domu. Żadnego seansu nie opuściłem. Lubiłem to miejsce.
Jakie jeszcze pamięta Pan miejsca, które dzisiaj nie istnieją?
W miejscu gdzie dzisiaj jest budynek starostwa powiatowego była siedziba partii, a jeszcze wcześniej były tam mieszkania. Na rogu ul. Żeromskiego i Reja, gdzie znajduje się apteka był staw, a w miejscu dzisiejszego boiska przy technikum stały baraki ze zbożem i skład węgla. Podobnie w miejscu dzisiejszej Biedronki znajdowały się magazyny GSU albo PZGSU ze zbożem. Na przykład na Górnym Przedmieściu była rzeźnia i od tej rzeźni szła uregulowana Bysinka, aż do domu doktor Górnikowej.
A centrum miasta, na jednym ze zdjęć widać niskie domy w miejscu dzisiejszych kamienic. Co tam się znajdowało?
Mieszkania, a tam gdzie teraz jest mięsny i spożywczy na „Końskim Rynku” był dom towarowy, a dalej stare rudery. Mieszkał tam taki pan, u którego w sklepie było wszystko, wiecie jak to się mówiło „szwarc, mydło i powidło” - każdą rzecz można było dostać, i do cerowania i do szycia, jakieś zabawki, spinki. Później zostało to zniszczone, a w miejscu tego sklepu powstał nowy budynek.
Kiedy to zburzono?
To było już po wojnie. W miejscu, gdzie dzisiaj jest ulica Piotra Skargi i do niedawna mieściła sie księgarnia pod arkadami stały stare rudery. Pamiętam moment ich burzenia i goły plac, jaki po nich został. Dalej aż do kościoła stały niskie, pokryte papą budynki. W niektórych miejscach zwisała tak nisko, że przechodząc tamtędy trzeba było się schylić i wejść pod nią. W tym miejscu swój zakład miał elektryk Sztandel, nie pamiętam już czy to był Żyd, czy nie.
Czym głównie zajmowali się Żydzi i jak traktowali ich myśleniczanie?
Żydzi zajmowali się przede wszystkim handlem, ale też usługami, był na przykład żydowski szewc i krawiec. Myśleniczanie ich tolerowali. Nie było jakiś większych przygód, tzn. wiadomo różni są ludzie, zawsze się jakiś może trafić, ale mówię na swoim przykładzie. W moim rodzinnym domu Żydzi chowali się przed Niemcami i nawet trochę pomieszkiwali. Pamiętam ich jak przez mgłę, bo wtedy byłem małym szkrabem i nie rozumiałem co się dzieje. Dwa razy po nich Niemcy przyszli. Raz ich babcia jakoś uratowała, ale za drugim razem ich zabrali.
Czy to prawda, że z „Tereski” ludzie czerpali wodę?
Oczywiście. Woda była ciągnięta zza Kościółka na Stradomiu ze Studzienek. Parę razy u nas pod strażnicą trzeba było rozkopywać ziemię jak był przeciek, wtedy widać było rury. Jeśli mnie pamięć nie myli to ta woda szła dębowymi rurami. Ludzie musieli sobie jakoś radzić, to czerpali wodę z „Tereski”. Była przepyszna, bez chloru, bez żadnych dodatków.
Kiedy w Myślenicach powstały linie energetyczne?
Prąd w mieście to była zasługa Pana Hołuja, który przekopał młyn i ciągnął wodę do tartaku i elektrowni. Lampy szły na Dolne Przedmieście, na Górne Przedmieście i do samego centrum, ale nie wszyscy mieli prąd.
A jak wyglądała praca w starej cegielni?
Znajdowała się w miejscu dzisiejszego supermarketu „Jan”. Został po niej ten wysoki komin. Wydaje mi się, że funkcjonowała jeszcze jakieś 20, może 25 lat temu. W środku znajdowała się maszyna parowa, która poruszała wszystkie urządzenia. Pracownicy mieszali tam glinę, wykopywaną spod Szubiennej. Nazwa się wzięła od tego, że wykonywali tam egzekucje- wieszali skazańców. Rosną tam cztery lipy i jest kolumna kamienna ze świętym. Tak to jest oznaczone. Wszyscy od zawsze powtarzali, że w tym miejscu straszyło. Ale wracając do tematu; woziłem do cegielni glinę, ale u Teńczyńskiego, natomiast ze starej cegielni woziliśmy cegłę do Świątnik i Sieprawia. W Myślenicach cegłę suszyli pod specjalnym zadaszeniem, później ją wkładali do pieca i wypalali.
Fragment rozmowy przeprowadzonej przez Joannę Janusz i Marcelinę Kalembę. Wybrane urywki zostały wykorzystane do publikacji Harcerskiego Archiwum Społecznego.
Wygraj jedną z książek "Myślenice we wspomnieniach mieszkańców"
W ramach Harcerskiego Archiwum Społecznego młodzi ludzie szukali myśleniczan chętnych do podzielenia się swoimi życiowymi doświadczeniami. Rozmowy toczyły się wokół zdjęć udostępnionych przez Muzeum Niepodległości, a rozmówcy opowiadali o tym, co znajduje się na fotografiach i wspomnieniach, jakie budzą w nich przedstawione miejsca, obiekty i wydarzenia.
Efektem jest ponad dwustustronicowa książka w której zebrany materiał został podzielony na fragmenty ułożone tematycznie. Znalazły się w niej urywki rozmów, a na naszych łamach prezentujemy ich obszerne fragmenty. Mamy nadzieję, że starszym czytelnikom pozwolą na moment przenieść się do czasów ich młodości, natomiast młodszym poznać Myślenice, w jakich na co dzień żyli ich rodzice i dziadkowie.
Książka „Myślenice we wspomnieniach mieszkańców” nie trafi do sprzedaży, jednak dla naszych czytelników udało nam się zdobyć kilka egzemplarzy. Aby mieć szansę otrzymania jednego z nich wystarczy dostarczyć do siedziby redakcji kupon konkursowy, który drukujemy w papierowym wydaniu Gazety Myślenickiej.