Barbórka

Barbórka
Ryszard Tadeusiewicz Naukowiec AGH, absolwent myślenickiego LO

Jeszcze trwa listopad, ale już w tym tygodniu zacznie się grudzień, a w przyszły poniedziałek będzie górnicze święto – Barbórka. Dla mojej uczelni, Akademii Górniczo-Hutniczej to najważniejsza uroczystość! Jako były rektor AGH będę w poniedziałek występował cały dzień w mundurze górniczym. Wprawdzie sam górnikiem nie jestem, a w kopalni byłem tylko ze szkolną wycieczką w Wieliczce, ale taka jest tradycja, że rektor AGH (także były) występuje w uniformie górniczym i to z naszywkami generalskimi!

O górnictwie opowiem w przyszłym tygodniu, przekonując, że mimo różnych opinii na ten temat - jest ono absolutnie potrzebne każdemu z nas. Dzisiaj natomiast opowiem o świętej Barbarze. A dokładniej o jej rzeźbie, bo to ja przywróciłem (w 1999 roku) na głównym gmachu AGH jej figurę. Zna ją chyba każdy, kto przejeżdża krakowskimi Alejami.

Rzeźba taka była przewidziana w projekcie tego budynku sporządzonym w 1920 roku, ale stale brakowało pieniędzy, więc dopiero pod koniec sierpnia 1939 roku umieszczono ją na budynku AGH. Niestety kilka dni potem rozpoczęła się druga wojna światowa i gdy Niemcy zdobyli Kraków, to w budynku AGH umieścili siedzibę Generalnego Gubernatorstwa, a rzeźbę świętej Barbary zrzucili brutalnie z dachu.

Po wojnie AGH uruchomiła kształcenie zaraz po wypędzeniu Niemców (w lutym 1945 roku, kiedy jeszcze trwały walki na Śląsku!), zbudowano mnóstwo nowych budynków, powstały nowe wydziały, ale na odbudowę rzeźby stale nie było pieniędzy, więc dach uczelni przez 60 lat stał sobie pusty.

Gdy ja zostałem wybrany (w styczniu 1998) na stanowisko rektora AGH – postanowiłem coś w tej sprawie zrobić. Zwłaszcza, że w 1999 roku miało być święto 80-lecia uczelni (została ona bowiem powołana do życia w 1919 roku, zaraz po odzyskaniu przez Polskę niepodległości) i chciałem to jakoś uczcić.

Zdecydowałem: Barbara wraca.

Niestety, napotkałem nieoczekiwane przeszkody. Proszę sobie wyobrazić, że ta decyzja (odtworzenia rzeźby) budziła obawy! Przychodzili do mnie różni ludzie i usilnie prosili, żebym zaniechał tej budowy, bo jak ta figura znajdzie się znowu na dachu, to po kilku dniach znowu wybuchnie wojna!

Nie do wiary, ale takie przesądy żywili najstarsi Krakowianie!

No cóż, nie uznałem tych argumentów i dążyłem do realizacji założonej rekonstrukcji rzeźby. Ogromnie pomógł w tym dziele profesor Kazimierz Czopek (górnik). Dzięki jego kontaktom udało się pozyskać pieniądze od przemysłu górniczego (zwłaszcza od kopalni i huty miedzi KGHM, która dała za darmo całą potrzebną miedź), a krakowski rzeźbiarz, Jan Siek, podjął się odtworzenia przedwojennej figury.

Zadanie dla rzeźbiarza było ogromne, bo ta rzeźba (siedząca!) ma pond 7 metrów wysokości. Pan Siek tworzył więc rzeźbę pod gołym niebem, obok swojej pracowni. Skutek był taki, że gdy jeździłem do znajdującego się poza Krakowem jego domu (doglądałem prac!) to jadąc przez pola widziałem dom rzeźbiarza, a obok niego – większą od domu - powstającą rzeźbę!

Przed wojną Stefan Zbigniewicz wykonał rzeźbę drewnianą, a potem pokrył ją blachą miedzianą. My od początku zdecydowaliśmy, że rzeźba będzie miała konstrukcję podobną jak Statua Wolności w Nowym Jorku: mocny stalowy szkielet umieszczony wewnątrz, pokryty odpowiednio uformowanymi płytami miedzianymi. Dzięki temu można było tak mocno umocować rzeźbę na dachu, że nawet największa wichura nie jest w stanie jej naruszyć. No i jest ona stosunkowo lekka, bo dach, nawet wzmocniony, mógł nie unieść zbyt ciężkiej ozdoby.

Pamiętam dokładnie, że ustawiliśmy tę rzeźbę o godzinie 17:39 w dniu 29 maja 1999 roku. No i stoi do dziś!