Dworska Wielkanoc
Zwieńczeniem Wielkiego Postu był Wieki tydzień. W Niedzielę Palmową, zwaną także Kwietną lub Wierzbną Niedzielą. Święcono palmy. Robiono je z gałązek wierzby, leszczyny, barwinka oraz bukszpanu, a po powrocie z kościoła wsuwano za ramy świętych obrazów, co miało chronić dwór przed nieszczęściem. Wielki Czwartek rozpoczynał święte dni, milkły dzwony rozpoczynano nabożeństwa. Wielki Piątek od samego rana przygotowywano Grób Pański, najczęściej w formie skalnej groty, bogato przystrojony kwiatami dostarczanymi przez pobliski dwór. W ten dzień prace w folwarku kończono najpóźniej o 14, by każdy mógł zdążyć na 15, godzinę śmierci Pańskiej, do parafialnego kościoła.
Nadejście Wielkanocy miało, tak jak i dziś, prócz sakralnego wymiar kulinarny: przygotowania do świątecznego ucztowania rozpoczynano od zgromadzenia solidnych zapasów mięsiwa. Zaczynały się więc wiosenne polowania i świniobicie. W ślad za wyrobami mięsnymi szły słodkości: placki, drożdżówki, różne odmiany mazurków i niekwestionowane królowe wielkanocnych wypieków – baby.
Pieczono je z pszennej mąki z dużą ilością żółtek utartych z cukrem z dodatkiem olbrzymich rodzynek i mielonych migdałów. Ich wysokość, puszystość, lekkość świadczyła o kunszcie gospodyni, nic dziwnego zatem, że wlane w formę, przykryte lnianą ściereczką ciasto na baby trzymano pod kluczem. Po wyjęciu z pieca kładziono je z szacunkiem na puchowych pierzynach do wystygnięcia.
W Wielką Sobotę zwyczaj nakazywał wykładać na stół wszystkie przygotowane na święta potrawy, by czekały na przybycie księdza, mającego je poświęcić. Królował pośród nich baranek – z ciasta lub masła – za którym, stawiano krzyż z rzeżuchy. Wokół piętrzyły się ciasta i mięsa oraz kiełbasy, szynki, chleb, chrzan, ocet i sól . Oczywiście pośród tych smakołyków nie mogło zabraknąć jaj, gotowanych i malowanych pisanek i najprostszych kraszanek, farbowanych na jednolity kolor poprzez moczenie lub gotowanie w łupinach cebuli, wywarze z młodego żyta czy ciemnej malwy. Najpiękniejsze z nich przeznaczano na prezenty tak dla bliskich jak i dla dworskiej służby.
Na święcenie pokarmów zbierali się także okoliczni chłopi znosząc przed dom kobiałki wypełnione święconką. Cierpliwie czekali na księdza. Do ustawionego przed gankiem dużego, drewnianego cebra kapłan wsypywał szczyptę soli, i święconą wodą kropił zgromadzonych i przyniesione przez nich pokarmy. Wody tej chłopi nabierali do butelek, aby zanieść ją do swoich domostw.
W Niedzielę Wielkanocną udawano się na rezurekcję, po której każdy czym prędzej ruszał do domu na świąteczne śniadanie. Dzień upływał na obfitym jedzeniu i rozrywkach. Dorośli grali w karty, udawali się na przechadzki, tańczyli przy muzyce, dzieci bawiły się w swoje zabawy. Typowo wielkanocną zabawą była gra w walatkę lub wybitkę, polegająca na stukaniu się pisankami – wygrywał ten, którego jajko zachowywało nietkniętą mimo uderzenia skorupkę.
W Wielkanocny Poniedziałek lały się prawdziwe strumienie wody. Przezornie usuwano z pokojów co cenniejsze meble i wkładano odzież gorszego gatunku, nim w ruch poszły dzbany i miednice. Gdzieniegdzie wprowadzano jednak do zabawy pewne ograniczenia, nie wolno było chlustać wodą na drewniane podłogi. Ochroną objęci byli także przedstawiciele starszego pokolenia, których co najwyżej można było skropić wodą kolońską. Wreszcie śmigusowo-dyngusowe harce należało zakończyć w odpowiedniej porze – zazwyczaj już koło południa posadzki w dworach były wytarte do sucha. W porównaniu z żywiołowością chłopskich obyczajów, ziemiańskie były zdecydowanie bardziej powściągliwe i ograniczały się wyłącznie do Lanego Poniedziałku. Drugi dzień świąt mijał na składaniu sąsiedzkich wizyt i przyjmowaniu gości.