Dzień mojego patrona

Dzień mojego patrona
Ryszard Tadeusiewicz Naukowiec AGH, absolwent myślenickiego LO

Środa, gdy ukaże się drukowane wydanie tej Gazety Myślenickiej, jest dniem moich imienin. Jest to fajny dzień na obchodzenie imienin, bo gdy nas gnębili w wojsku to ilekroć pastwiący się nad nami kapral z zasadniczej służby wojskowej zmuszał nas do kolejnej wojskowej tortury (bieg w duszących maskach gazowych, czołganie pod drutem kolczastym, ćwiczenie kroku defiladowego na betonie, bo czym z butów wylewało się krew...) to zawsze początek owej tortury zaczynał się wrzaskiem: „trzy – cztery”, a ja sobie wtedy myślałem: „nawet nie wiesz sadysto, że to data moich imienin!”.

Dla wyjaśnienia dodam, że kiedy ja studiowałem, to studenci podlegali obowiązkowemu szkoleniu wojskowemu, w skład którego wchodził jeden dzień wojskowych zajęć co tydzień na uczelni przez cztery lata oraz dwa wyjazdy na poligony, gdzie spotykały nas te właśnie „przyjemności”.

Ale trzeci kwietnia to był zawsze mój szczęśliwy dzień. 3.4.1971 zdałem egzamin dyplomowy i uzyskałem tytuł zawodowy magistra inżyniera oraz zostałem przyjęty do pracy w najlepszym instytucie naukowym AGH. 3.4.1998 Zgromadzenie Ogóle członków Polskiej Akademii Umiejętności przyjęło mnie do grona członków tej Akademii. 3.4.2000 w Watykanie jako rektor AGH nadawałem doktorat honoris causa papieżowi Janowi Pawłowi II. Każdego roku moi współpracownicy i przyjaciele w mojej Katedrze na AGH ogłaszali 3 kwietnia „Dniem Biocybernetyka”. Najpierw był to Dzień Katedralny, potem Dzień Wydziałowy, następnie Dzień Uczelniany itd. Obecnie będziemy obchodzić „Dzień Międzygalaktyczny”.

Jak widać jest to dzień szczególny.

Ryszardów świętujących dzisiaj jest zapewne wielu, więc zatrzymam się na chwilę nad przypomnieniem patrona tego dnia.

Był nim Święty Ryszard de Wyche, rektor Uniwersytetu w Oxfordzie.

Święty to ja nie jestem (ci, którzy mnie znają, wiedzą, jak bardzo nie jestem święty!), ale rektorem byłem, więc w jakimś stopniu się do tego mojego patrona zbliżyłem. Urodziłem się równe 750 lat po Świętym Ryszardzie (on w 1197 roku, ja w 1947) i w zbliżonym okresie życia gromadziłem wiedzę na studiach i pogłębiałem ją poprzez własną pracę naukową.

Święty Ryszard de Wyche usilnie pracował nad podniesieniem rangi Uniwersytetu w Oxfordzie. Ja także jako rektor przez trzy kolejne kadencje dokładałem starań, żeby AGH, początkowo postrzegana wyłącznie jako „Akademia Węgla i Stali”, stała się uczelnią kształcącą w najnowocześniejszych kierunkach współczesnej techniki, ze szczególnym uwzględnieniem informatyki, inżynierii materiałowej oraz inżynierii biomedycznej. Nie przeczę, że takiego poziomu jak Oxford Świętego Ryszarda moja uczelnia nie osiągnęła, no ale – jak wspomniałem – ja nie jestem święty i moje działania, mimo gorących starań, były o wiele mniej skuteczne.

Dostrzegam jeszcze jedną zbieżność między działalnością mojego patrona i moją własną.

Święty Ryszard gdy uznał, że jakiś cel jest godny wysiłków, to dążył do jego osiągnięcia nie oglądając się na to, czy jego działania będą podobały się władzy – czy nie. Święty Ryszard skłócił się w związku z tym z królem Henrykiem III, który odmawiał mu sakry biskupiej, co oprało się nawet o interwencję papieża Innocentego IV. Ja na mniejszą skalę spierałem się z Ministrem Nauki i Edukacji, Mirosławem Handke, który zepsuwszy system szkolnictwa średniego (zlikwidował wszystkie szkoły zawodowe i wprowadził gimnazja, co bardzo skomplikowało proces edukacji szkolnej i licealnej) zabierał się dość brutalnie do reformy studiów wyższych. Król Henryk III osiągnął (siłowo) swoje cele i Minister Handke także popsuł co się tylko dało, zanim premier Jerzy Buzek zmuszony był usunąć go ze stanowiska ministra w atmosferze skandalu. Ale ja przynajmniej starałem się (jako Przewodniczący Konferencji Rektorów Uczelni Technicznych z całej Polski) się ograniczyć skale tego zła – podobnie jak na swoim poletku Ryszard de Wyche czynił to w konflikcie z królem Henrykiem III.

Takiego oto mam patrona...