Muzyczna uczta w nowej sali koncertowej
Chyba niewielu ludzi mogło przypuszczać, że nowa sala koncertowa Państwowej Szkoły Muzycznej I stopnia im. Ludomira Różyckiego będzie aż takim skokiem jakościowym w stosunku do tej małej salki, w której odbywały się jeszcze kilka lat temu nawet ogólnopolskie przeglądy młodych pianistów czy perkusistów. Jak to możliwe, że w tak niedużym relatywnie budynku zmieściła się teraz sala o takich dużych gabarytach? To pytanie musiał sobie chyba zadawać każdy, kto odwiedził nową świątynię muzyki, gdy jej możliwości akustyczne przetestowali najpierw muzycy Polish Art Philharmonic, a potem uczniowie PSM im. Ludomira Różyckiego w Myślenicach.
We wtorek 26 kwietnia na deskach nowej Sali pojawili się muzycy, którzy od lat zachwycają nas swoim kunsztem i udowadniają, że nawet mała miejscowość może mieć muzykę przez duże M. Polish Art Philharmonic pod dyrekcją i z solistycznym wsparciem skrzypcowym Maestro Michała Maciaszczyka zagrała na inaugurację (nieoficjalną) klasykę klasyki. Takie utwory jak Serenada na smyczki op. 2 Mieczysława Karłowicza albo jazda obowiązkowa klasyki czyli „Cztery Pory Roku” Antonio Vivaldiego czy też Koncert Skrzypcowy E-dur (BWV 1042) Jana Sebastiana Bacha byłyby atrakcjami samymi w sobie, a w takim wykonaniu były muzyczną ucztą na najwyższy poziomie. Kto był ten wie, kto nie był niech żałuje.
Słychać było każdy najdrobniejszy niuans i wszystko to, czego nie odda żaden nawet najlepszy koncert z płyty cd czy inszego blue raya. Można było się też przekonać co to znaczy przestrzeń muzyczna nie tylko w sensie sali koncertowej, ale również w sensie budowy dzieła muzycznego, gdy ma się wrażenie, że jesteśmy jako słuchacze w samym jego środku. Dzień po tym jak orkiestra Polish Art Philhramonic udowodniła, że Myślenice zyskały znakomite miejsce do delektowania się standardami muzyki klasycznej, do testów przystąpili młodzi muzycy i zagrali kompozycje awangardowe. To był hołd dla XX-wiecznej tradycji muzycznej i takich kompozytorów jak Cage, Stockhausen czy Varese. Nie, nie zagrano żadnej z ich kompozycji, ale w każdej unosił się duch eksperymentu i przełamywania schematów formalnych czy też harmonicznych ustanowionych przez poprzednie epoki. Ten prawie godzinny koncert stanowiący pewne wyzwanie dla słuchacza niewychodzącego poza Mozarta, Chopina czy Czajkowskiego został bardzo dobrze przyjęty przez równie liczną jak dzień wcześniej publiczność i zwiastował, że takich przyjemnych niespodzianek czeka nas sporo w przyszłości.