(Nie)zapomniane filmy cz.5

Z otchłani zapomnienia wyciągamy kolejny film, który nie był naszym zdaniem należycie doceniony, gdy wszedł na ekrany kinowe, a zasługuje na ponowne obejrzenie i jest dosyć łatwy do namierzenia w internetowych przestrzeniach. Dzisiaj d jak „Drzazgi”.
Maciej Pieprzyca na swój pełnometrażowy debiut kinowy musiał się naczekać dłużej niż Adaś Miauczyński w „Nic śmiesznego”. Bohater tragikomedii Marka Koterskiego przymierza się do „Zaczerpnąć dłonią”, gdy ma 40 wiosen natomiast Maciej Pieprzyca w momencie kręcenia „Drzazg” czyli w 2008 roku miał już 44 lata. Polskie kino budziło się wtedy do życia po kilku latach zastoju, kariery takich reżyserów jak Jakimowski, Palkowski albo Borowski nabierały dopiero rozpędu, z niejaką zazdrością patrzyliśmy na naszych południowych sąsiadów, którzy kręcili filmy nie wpędzające człowieka w depresję ani nie skłaniające do natychmiastowego wyjazdu z kraju. O jakże tęskniliśmy wtedy do tych Hrebejków, Sveraków, Zelenków, Slamów czy Ondricków. I oto pojawia się film kręcony na Górnym Śląsku, tak różniący się w sposobie opowiadania o tym rejonie Polski przez innych filmowców.
Gliwice, Zabrze, Rudę Śląską albo Katowice zamieszkują ludzie marzący o czymś więcej niż tylko wyjazd do Reichu albo Warszawy, nie wszyscy są degeneratami przepijającymi odprawę po zlikwidowaniu kopalni, a ich sposoby zarobkowania nie ograniczaj się do eksplorowania biedaszybów. Z tego ostatniego, popularnego wówczas w mediach wizerunku Śląska, reżyser nawet kpi w jednej ze scen.
„Drzazgi” to poetycka, śmieszno – smutno- melancholijna opowieść o ludziach poszukujących miłości i stojących przed jakimś ważnym życiowym wyborem. Trzy główne wątki splatają się tworząc misterną robótkę, na którą patrzy się z przyjemnością za pierwszym, drugim, trzecim i kolejnym razem. Napędzane przez entuzjazm młodych i „nieopatrzonych” jeszcze aktorów „Drzazgi” zostają pod skórą, ale nie ranią.
To w „Drzazgach” szerszej publiczności objawił się po raz pierwszy talent Antoniego Pawlickiego, Karoliny Piechoty czy Marcina Hycnara. To w tym filmie świetne epizody grają Krzysztof Globisz, Krzysztof Czeczot czy Tomasz Karolak (jako król Elvis). Nie sposób przyczepić się też do ścieżki dźwiękowej, bo kiedy pojawia się utwór „All that is thirst” Patti Yang to magia muzyczna dorównuje tej ekranowej. Jeśli już o coś można mieć pretensje do reżysera „Drzazg” to o inspiracje.
Niektórzy recenzenci oprócz tego, że uznali obraz Śląska za zbyt wyidealizowany (wiadoma rzecz stolica), doszukiwali się trochę na siłę podobieństw do „Miasta Gniewu” Paula Haggisa. Chyba trafniejszym tropem byłby jednak „czeski ślad”, bo jak się tak bliżej przyjrzeć, to zastanawiająco dużo elementów przypomina „Na złamanie karku” wzmiankowanego Jana Hrebejka, choćby wątek piłkarski czy historia o konflikcie z inną grupą etniczną. Nie czyńmy jednak z tego zarzutu Maciejowi Pieprzycy, bo jak miał kiedyś powiedzieć John Lennon „miernota naśladuje, a geniusz zrzyna” i nawet jeśli „Drzazgi” powstały po części z pożyczonego materiału, to same w sobie stały się osobną wartością.
Maciej Pieprzyca kilka lat po debiucie poszedł za ciosem bardzo dobrze przyjętym i nagradzanym filmem „Chce się żyć” z genialną kreacją Dawida Ogrodnika i udowodnił, że „Drzazgi” nie są jakimś wybrykiem natury. A przecież potem był jeszcze „Jestem mordercą” czy „Ikar. Legenda Mietka Kosza”. Ale to już najnowsza historia.