O WOŚP rozmawiamy z Anną Nodzyńską-Papierz
Ciężko zrezygnować, absolutnie się do tego nie przywiązujemy, chociaż nie powiem – mamy z tego pełno frajdy
Za nami 23. Ogólnopolski Finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy i 17 w Myślenicach. Jak przebiegał?
Finał absolutnie spokojny, mamy bardzo dobrą obstawę złożoną z policjantów, strażaków i straży miejskiej – służb, których przedstawiciele czuwają nad wolontariuszami. Co najważniejsze; obyło się bez incydentów, jak wszystkie dotychczasowe finały. Od początku naszej działalności wszyscy wolontariusze wracali do sztabu szczęśliwie i tak stało się i tym razem. O każdego z nich zawsze boję się jak o własne dzieci.
Jesteśmy świeżo po „Światełku do nieba”. Co teraz będzie działo się w sztabie WOŚP?
Czeka nas kolejna praca. Pieniądze liczymy na bieżąco za każdym razem, kiedy wolontariusze przynoszą do nas puszki. Teraz czeka nas sumowanie tych najcięższych, bowiem podczas pokazu fajerwerków również zbieramy datki a myśleniczanie szukają naszych wolontariuszy do samego końca. Kiedy uporamy się z liczeniem, czeka nas pakowanie pieniędzy i przekazanie ich do banku, gdzie trafią około godz. 23. Wtedy będziemy znać wstępną i nieoficjalną kwotę, jaką udało się zebrać podczas tegorocznego finału. Podkreślam nieoficjalną, ponieważ bank zweryfikuje ją w ciągu siedmiu dni.
Jest Pani koordynatorem WOŚP w Myślenicach od 17 lat, skąd czerpie Pani na to siłę?
Robimy to rodzinnie i tak się już ułożyło przez te lata. Trudno jest to przekazać komuś innemu. Nauczyliśmy się to robić, mamy pewny rytm postępowania, harmonogram. Próbowaliśmy przekazać organizację na barki harcerzy, ale nie jest to łatwe zadanie. Trudno jest znaleźć kogoś, kto byłby w stanie udźwignąć takie zadanie.
Trudno byłoby zrezygnować z organizacji?
Nie, nie jest ciężko zrezygnować, absolutnie się do tego nie przywiązujemy, chociaż nie powiem – mamy z tego pełno frajdy. Jednak nie jest łatwo znaleźć kogoś, kto byłby w stanie to udźwignąć. Mamy wolne zawody – na przykład moja córka jest architektem i czas potrzebny na przygotowanie finału, te trzy tygodnie może poświęcić na wolontariat dla Orkiestry. Trudno znaleźć kogoś - nawet uczniów, którzy przez tak długi czas mogliby nie chodzić do szkoły i w pełni poświęcić się organizacji kolejnego finału.
Jak traktuje Pani negatywne opinie na temat działalności Orkiestry z którymi w ostatnim czasie można się spotkać?
W ogóle ich nie czytam, bo psuje mi to humor. Nie interesuje mnie to. Niech sobie mówią, a ja robię swoje. Nie czuję, żebym robiła coś złego – wręcz przeciwnie. Może nie jest to specjalnie wyjątkowe, ale mam z tego satysfakcję.
Mam nadzieję, że Orkiestra będzie grała w Myślenicach nadal.
Na pewno. Mam w domu następcę, to moja córka Ola. Jeżeli ja nie będę miała siły, to ona wraz z narzeczonym deklarują, że będą kontynuować tę naszą myślenicką tradycję.