Wspomniano ofiary „czarnej niedzieli” sprzed 84 lat

Wspomniano ofiary „czarnej niedzieli” sprzed 84 lat

23 czerwca 1940 roku w Myślenicach doszło do zdarzeń, które w lokalnej historii zapisały się jako „czarna niedziela”. Z aresztowanych tego dnia 35 myśleniczan nikt nie powrócił do domu. Większość zginęła zamordowana strzałem w tył głowy na terenie dawnego fortu w Krzesławicach. Kilkoro pozostałych najprawdopodobniej trafiło do niemieckich obozów koncentracyjnych, z których nie wrócili.

Dokładnie 84 lata później, też w niedzielę, grupa myśleniczan spotkała się, aby uczcić pamięć ofiar hitlerowskiej zbrodni z czerwca 1940 roku. Spotkali się przy tablicy pamiątkowej, na mszy świętej i w Muzeum Niepodległości.

Jak można się przekonać spoglądając na pamiątkową tablice, która od lat wisi na budynku Komendy Powiatowej Policji (nieprzypadkowo tam, bo tam właśnie przed tym budynkiem w upalną niedzielę 1940 roku przetrzymywano aresztowanych), w gronie tym byli zarówno mężczyźni, jak i kobiety. Najstarszy z zatrzymanych miał 64 lat, a najmłodszy 19 (był uczniem miejscowego Gimnazjum).

Akcja AB, która w całej Polsce pochłonęła ok. 6,5 tys. ofiar, a której częścią były aresztowania z czerwca 1940 roku w Myślenicach, była wymierzona w polskie elity, przedstawicieli inteligencji i wszystkich tych, którzy aktywnie i zaangażowaniem działali na różnych polach, np. społecznym. Nie inaczej było w Myślenicach. Wśród aresztowanych znajdziemy m.in. prawników, inżyniera, urzędników, księgową, nauczycieli, studentów, ale również przemysłowców i rzemieślników. Był tam były legionista i oficer rezerwy. Innym celem aresztowań było zastraszenie ludności, sterroryzowanie jej.

Wśród nich było 10 zakładników, wyznaczonych wcześniej przez Niemców i zobowiązanych do codziennego meldowania się, ale i donoszenia na innych, w szczególności zaś na tych, którzy mieli organizować potajemnie akcje sabotażowe przeciwko Niemcom.

Niemieccy żołnierze pojawili się w domach zakładników o świcie. Nieco wcześniej w budynku poczty miał miejsce rzekomy zamach, a mianowicie wybuch, o przeprowadzenie którego Niemcy oskarżali nieznanych sprawców. - W roku 1940 jeszcze nie było żadnej konspiracji na tym obszarze, więc należy to uznać za zaplanowaną prowokację Niemców, która zmierzała do tego, żeby spacyfikować ludzi nawet nie tych, którzy się buntowali, ale którzy w przyszłości mogliby stanowić ten zalążek buntu przeciwko okupacji niemieckiej – mówił w minioną niedzielę do zebranych dr Łukasz Malinowski, dyrektor Muzeum Niepodległości.

Tak właśnie wybuch petardy czy też granatu w budynku poczty stał się pretekstem do aresztowań wspomnianych 10 zakładników jak i 25 innych osób. Najpierw trafili do miejscowego aresztu, a potem przez kilka godzin stali z rękami do góry wzdłuż ścian budynku poczty (obecnie Komenda Powiatowa Policji). Widać to na zdjęciach, które zachowały się do naszych czasów dzięki potajemnie wykonanym i ukrytym odbitkom. Takie wystawienie zatrzymanych na publiczny widok miało na celu zastraszenie społeczeństwa. Potem przewieziono ich do celi śmierci w krakowskim areszcie przy ul. Montelupich, a stamtąd po kilku dniach na teren dawnego fortu w Krzesławicach, gdzie zanim zostali rozstrzelani sami musieli wykopać sobie groby. Pochowani w anonimowych, masowanych mogiłach, tożsamość odzyskali dopiero dzięki ekshumacjom przeprowadzonym po wojnie.

Kilka lat temu, z okazji 80-tej rocznicy „czarnej niedzieli” Muzeum Niepodległości nagrało krótkie wspomnienia potomków ofiar „czarnej niedzieli”, które są dostępne w sieci. Myśleniczanka pani Anna Prokopeczko wspomina w nich jak jej mama podczas tej ekshumacji wśród 440 ciał rozstrzelanych Polaków rozpoznała ciało swojego brata, a jej wuja – Andrzeja Miętusa.

Z kolei pani Teresa Święch z Myślenic w innym odcinku tych wspomnień pokazała cenną rodzinną pamiątkę pozostałą po jej teściu Antonim Święchu, który był jednym z 10 zakładników. Ta pamiątka to skrawek jego własnej bielizny, na którym napisał pożegnalny list. Jadąc na śmierć wyrzucali te listy ukradkiem z nadzieją, że ktoś znajdzie i odda adresatowi.

Do żony Antoniego Święcha, która została sama z czterema nieletnimi jeszcze synami, oprócz tego kawałka materiału dotarł jeszcze fragment opakowania papierosów z nakreślonymi słowami: „Kochana Zosiu, wychowuj na dobrych Polaków naszych synów”.

Ta niedziela jest zaledwie pierwszą, z dwóch tragicznych „czarnych niedziel”, jakie miały miejsce w Myślenicach w czasie II wojny światowej. Ta druga wydarzyła się niespełna cztery lata później, pod koniec kwietnia 1944 roku. Wtedy też doszło do aresztowań. Spośród 29 zatrzymanych większość zginęła w masowych egzekucjach na terenie Krakowa lub nieopodal. Wśród ofiar tamtej drugiej czarniej niedzieli są również osoby spokrewnione z ofiarami pierwszej czarnej niedzieli i do dziś są w Myślenicach rodziny, które płakały po swoich bliskich dwa razy, bo na początku wojny i pod koniec.