Zdrajcy punka, albo 40 lat passata
Pisaliśmy już o nich kilka razy, a to przy okazji Rabiska 2019, a to w związku z cyklem SoboTon w Mokisie, a to znowu, gdy na rockowo żegnaliśmy się z latem. Psychodela objawiła się światu w okolicach roku 2016 i na szczęście nie okazała się jednosezonowym meteorem. Tworzy ją trzech młodych jeźdźców punkowej apokalipsy – Mateusz Żyła (gitara, wokal), Jakub Bizoń (gitara basowa, wokal) i Roch Gablankowski (perkusja, wokal). Mają na swoim koncie jedną płytę „Aberracja”(2019) jeden maksi singiel oraz kilkadziesiąt koncertów, a ich sława zaczyna zataczać coraz szersze kręgi i wykracza już poza gminę, powiat, a nawet teren dawnego województwa krakowskiego.
Jak określić stylistykę, w której porusza się Psychodela? Słowo punk rock nie wyczerpuje tematu. Psychodela to energia, wykop, autentyczność , świeżość i stanowczo coś więcej niż punkowe „trzy akordy, darcie mordy”. Ci młodzieńcy rzeczywiście mają światu coś do powiedzenia. Być może nasza cywilizacja długo już nie pociągnie i hasło „no future” będzie brzmiało równie doniośle jak wtedy, gdy wykrzyczał je Johnny Rotten, ale Psychodela pokazuje, że szeroko rozumiany punk-rock jeszcze „nie wszystek umarł”. Muzyków zastaliśmy w trakcie wykuwania podwalin pod nowy album, co zawsze odbywa się w undergroundowym laboratorium przy ulicy Niepodległości 22.
Pierwsze skojarzenia, jakie przychodzi do głowy, gdy słyszy się i widzi Psychodelę na koncercie to Nirvana. Wkurza was takie porównanie czy nobilituje?
Mateusz Żyła – Nirvana jest jedną z naszych inspiracji więc to całkiem naturalne. Niektórzy dodają jeszcze Moskwę, albo Dezertera i to też są dobre tropy, bo cenimy oba te zespoły. Poza tym współcześnie, przez ogrom muzyki już stworzonej, trudno jest uniknąć zakładania nam indeksów. Natomiast jest to dla nas tyko rodzaj komplementu tudzież, ciekawostki, bo staramy się tak naprawdę czerpać z różnych źródeł.
Mateusz jest z Krakowa, Kuba i Roch z Myślenic. Jak to się stało, że się spotkaliście i założyliście zespół?
Mateusz Żyła – W zasadzie to zespół Psychodela istniał jeszcze zanim pojawili się w nim Roch i Kuba i na dodatek był to wtedy zespół czteroosobowy. Płyty wtedy nie nagraliśmy, ale było kilka koncertów i na jednym z nich w Krakowie pojawił się Roch, który na tym koncercie dzielił z nami scenę w zespole „Generation N”, z którym miał wtedy krótką przygodę. Nawiasem mówiąc nasz koncert wyszedł świetnie.
Roch Gablankowski – To było tak słabe i bez jakiejkolwiek techniki, ładu i składu, że mój werdykt był jednogłośny - muszę tam grać!
Mateusz Żyła – Tak się złożyło, że akurat wtedy kolejno kilku muzyków z pierwotnego składu Psychodeli odeszło. Jeden został wyrzucony, a drugi postanowił odejść po kłótni dotyczącej zaangażowania w granie i tworzenie (ale pomimo to żyjemy ciągle w dobrych relacjach). Roch zresztą grał w Psychodeli chyba na wszystkich instrumentach .
Gitara basowa w Psychodeli czasami brzmi jak prowadząca. W jaki sposób osiąga się takie brzmienie?
Jakub Bizoń – a to tajemnica zakładu. Trzonem mojego grania jest to, że korzystam z 2 pieców jednocześnie. Pierwszy jest to zwykły wzmacniacz basowy, drugi natomiast to kolumna z gitarowym przesterem. A wszystko okraszone kilkoma efektami. Szczerze mówiąc, nie jestem do końca usatysfakcjonowany tym, jak brzmi ten bas i szukam nowej gitary. Brzmieniowo zainspirowały mnie takie kapele jak Royal Blood, White Stripes czy Slaves, żeby wykręcić sobie jeszcze przester na tym basie.
W którym momencie każdy z was poczuł, że rock and roll to jest coś, co chcielibyście robić w życiu?
Mateusz Żyła – ja chyba zacząłem się widzieć w tej roli, jak zobaczyłem parę koncertów wzmiankowanej Nirvany.
Jakub Bizoń – dla mnie takim ważnym momentem było jak zobaczyłem na koncercie zespół punkowy z Szanghaju o nazwie Round Eye. Była w tym taka radość grania, entuzjazm i interakcja z publicznością, że chyba nie tylko mnie to zainspirowało. Wtedy tak naprawdę dotarło do mnie, że w takim koncercie 50% to jest muzyka jaką grasz, i to czy trafiasz w gust odbiorcy, a drugie 50% to show, jakie robi kapela.
Roch Gablankowski – Gdy już występujesz na scenie, to daje to człowiekowi taką radość i satysfakcję, że nawet nie wiem, z czym mógłbym to porównać.
Mateusz Żyła – Potwierdzam. W trakcie koncertu bardzo często mam wrażenie jakbym przenosił się w jakąś inną rzeczywistość i nawet nie pamiętam potem szczegółów samego koncertu. Strasznie trudno to opisać słowami.
Był taki zespół, z którym dzieliliście scenę i jakoś szczególnie to zapamiętaliście?
Roch Gablankowski – Zdecydowanie Inkwizycja. W przeciwienstwie do innym „dużych” kapel, które nie zawracają sobie głowy słuchaniem swoich supportów Inkwizycja najpierw stojąc z tyłu skończyła w pierwszym rzędzie słuchając naszego wykonu od deski do deski. Plik konstruktywnej krytyki i pochwał, który wtedy otrzymaliśmy bardzo wpłynął na to, co prezentujemy. Okazało się, że nie jesteśmy sami w tym szaleństwie. Kilkanaście piw i kilkaset słów dalej zaczęliśmy pałać do siebie miłością. Koncert i dwudniowa impreza przy okazji trzeciej edycji Rabiska - to wszystko tylko roznieciło ogień.
Jakub Bizoń – Powiedziałbym nawet, że Inkwizycja była dla mnie przykładem tego, w jaki sposób powinna funkcjonować scena alternatywno-podziemna. Czyli być szczera, otwarta, a zarazem przyjacielska i pełna wzajemności. Inkwizycja i szereg kapel takich jak: Dizel, Burek Dobry Pies, The Corpse i wiele, wiele innych, których nie jestem w stanie przytoczyć, nawet przez moment nie dało nam odczuć jakiejś fałszywej wyższości czy zachowawczości względem nas i naszej twórczości. Natomiast przebrzmiałymi dla mnie i podejrzewam, że dla nas wszystkich są ideały z pod znaku Oi!, dawno już gdzieś tracące na znaczeniu przez to, że świat, czy nam się to podoba czy nie, ciągle idzie naprzód. Oczywiście w moich oczach nie dyskredytuje to żadnego muzyka czy odbiorcy tego gatunku. To tylko moje zdanie.
Na SoboTonie i jeszcze klika razy wcześniej widać było, że jesteście zaprzyjaźnieni z High Sanity. Istnieje jakiś przepływ inspiracji między waszymi kapelami?
Jakub Bizoń – Przede wszystkim jesteśmy mocno zżyci, dzięki temu, że ze sobą przebywamy na co dzień. Może aktualnie wszyscy rzadziej się widujemy, ale nasza relacja jest na tyle mocno gdzieś tam ugruntowana, że zawsze możemy liczyć na swoje wsparcie, już pomijając fakt, że dzielimy jednego perkusistę. Na pewno też jest między nami rodzaj muzycznej pozytywnej rywalizacji, napędzającej nas wzajemnie do odkrywania nowych dźwięków. No i piwa się można z nimi napić, więc przenikamy się na wielu płaszczyznach.
Mateusz Żyła – My ich trochę wyciągnęliśmy z thrash metalu, a oni nas z kolei trochę wciągnęli w stoner- rocka.
Na sobotonie zagraliście razem jako Psychosanity i zapachniało trochę Temple Of The Dog i akustycznymi płytami Alice In Chains.
Jakub Bizoń – i był to zamierzony efekt. To jest nasz mały hołd dla całej sceny z Seatlle. Chcieliśmy muzyką oraz aranżacją oddać mistyczną atmosferę koncertów MTV Unplugged. I udało się na 95%, bo w Mokisie nie wolno palić.
Nie mogę nie zapytać o kultowy samochód, który stoi w okolicy waszego miejsca prób. Volkswagen passat to jest chyba najbardziej charakterystyczny samochód, jaki można zobaczyć na ulicach Myślenic i rzucał się w oczy każdemu uczestnikowi Rabiska. Należy zdaje się do Rocha?
Roch Gablankowski – O ile może w pełni może do mnie należeć coś, co jest prawdopodobnie żywym organizmem. Wozi nasze rockowe tyłki po Polsce i mimo wszelkich starań odmawia zepsucia się. W tym roku obchodzi swoje 40-ste urodziny i on sam twierdzi, że przejechał 300 tysięcy kilometrów. Nie pytałem, który to już milion. Zakładam, że to kryzys wieku średniego, ale czasem grymasi i nie odpala, wyłącza sobie światła na koszt włączenia wycieraczek, nieważne, że jest noc i lato. Swego czasu (styczeń 2020) przez kilka tygodni znajdowałem w nim rano surowego ziemniaka na desce rozdzielczej. Jeżeli to czytasz człowieku od ziemniaków - odezwij się!
Jakub Bizoń – to dobry samochód, ale to jest paranoja, że ledwo samochód skończy 40 lat. obróci drugie 300 000 km i się zaczyna psuć.
Jak widzicie Psychodelę za rok, dwa, pięć?
Mateusz Żyła – fajnie byłoby wystąpić na festiwalu w Reading, ale zagranie na polandrocku to też by było spore osiągnięcie
Jakub Bizoń – nasze założenia taktyczne wypisaliśmy sobie nawet na ścianie w sali prób. Dwa pierwsze czyli prąd w kanciapie i terminy z Maksem zostały już zrealizowane. Mamy jeszcze do zrealizowania „osprzętowanie” , „singiel do końca roku”, „przygotowanie numerów” i jest jeszcze jeden nie do zacytowania, ale nazwijmy go: „pozostać sobą”.
Roch Gablankowski – Chcielibyśmy chłonąć i tworzyć jak najwięcej się da. Doskonalić to, co tego wymaga i przede wszystkim robić to w zgodzie z załogą i z samym sobą. Nie mam pojęcia, gdzie doprowadzi nas droga, którą jedziemy (zdezelowanym czterdziestoletnim gratem), ale cała ta podróż przynosi nam tyle energii, że nie zamierzamy się zatrzymywać
Czy macie takie wrażenie, że wśród waszych rówieśników muzyka rockowa to teraz nisza, a mainstreamem jest raczej hip –hop?
Roch Gablankowski – Nie dzieliłbym tego tak. Czasami ważniejsze, od tego, jak mówisz jest to, co mówisz. Mam wrażenie, że dzisiejszy mainstream stawia na lekkość i słuchalność, jak to powiedział Kuba, jak u nas byłeś. Nie niesie też ze sobą wartości, które by do mnie nie trafiały.
Który tekst spośród waszych utworów uznalibyście za najbardziej reprezentatywny?
Roch Gablankowski – Z racji, że ja je piszę to „Dlaczego Jestem?”
A czego lubicie posłuchać?
Jakub Bizoń: Nirvana –Nevermind, Rage Against The Machine – Rage Against The Machine, Pink Floyd – Dark Side Of The Moon, Royal Blood – Royal Blood, Black Keys – Brothers
Mateusz Żyła: Shellac – 1000 Hurts, Queens Of The Stone Age –Rated R, Dezerter – Ile procent duszy?
Roch Gablankowski: Queens Of The Stone Age – Song For The Deaf, Nirvana – Nevermind, Led Zeppelin – I, Siekiera – Nowa Aleksandria, soul (od Otisa Reddinga do Jamesa Browna)