Calvarianus w Lanckoronie
W niedzielę 26 czerwca b.r. w kwietnym ogrodzie lanckorońskiego Muzeum Regionalnego im. Antoniego Krajewskiego odbyło się spotkanie ze Stanisławem Chyczyńskim – poetą, prozaikiem oraz krytykiem literackim. Wydarzenie zostało zrealizowane w ramach cyklu „Posiad literackich”, których pomysłodawczynią jest pani Anna Witalis-Zdrzenicka – ceniona promotorka kultury. Opisywane spotkanie stanowiło ponadto część tegorocznego Pikniku Świętojańskiego, na który przybyło wiele osób.
Stanisław Chyczyński (ur. 1959 r.) to interesujący człowiek oraz niezwykły artysta. Z wykształcenia jest filozofem, z zamiłowania – malarzem antyrealistycznym oraz ilustratorem książkowym (choć po pędzel sięga ostatnio rzadko). W roku 1993 debiutował jako poeta na łamach krakowskiego czasopisma „Źródło”. Od tego czasu utwory wierszem i prozą autorstwa naszego Calvarianusa pojawiały się na łamach takich periodyków tematycznych, jak: „Akant”, „Akcent”, „Arcana”, „Droga”, „Fraza”, „Magazyn Literacki”, „Metafora”, „Nowa Okolica Poetów”, „Pogranicza” oraz „Twórczość”. Zimą 2016 roku, za namową autora niniejszego artykułu, na łamach „Konspektu” (nieistniejącego już kwartalnika Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie) Stanisław Chyczyński podzielił się z czytelnikami wyimkami z korespondencji ze Zdzisławem Beksińskim (1929–2005) – światowej sławy malarzem i grafikiem. W latach 1983–2005 Mistrz z Sanoka przysłał Calvarianusowi aż 220 listów, zawierających uwagi estetyczne oraz rozważania filozoficzne. Ten niezwykle ciekawy materiał poglądowy do dziś czeka na opracowanie krytyczne i druk…
Bohater naszego artykułu jest też autorem ośmiu tomików poetyckich oraz znakomitego zbioru szkiców o literaturze pt. „Życie poza nawiasem” (Bydgoszcz 2010). Jest ponadto pomysłodawcą i redaktorem naczelnym niezwykłego w treści oraz formie magazynu literacko-artystycznego „Nihil Novi” (inkrustowanego perełkami graficznymi autorstwa Kazimierza Wiśniaka). Współpracuje regularnie z bydgoskim „Akantem”, poznańską „Okolicą Poetów”, przewodzi też redakcji lokalnego „Kalwariarza”. Jest laureatem nagrody im. Ryszarda Milczewskiego-Bruna (rok 2001) oraz nagrody im. Klemensa Janickiego (rok 2007). Został nadto uhonorowany Medalem Komisji Edukacji Narodowej, odznaką Zasłużony dla Kultury Polskiej, medalem za zasługi dla Związków Żołnierzy WP oraz odznaczeniem Chwały Wiktorii Wiedeńskiej. Mieszka i tworzy w Kalwarii Zebrzydowskiej. Klimat i historia tej miejscowości mają duży wpływ na działalność artystyczną bohatera naszego artykułu.
Podczas niedzielnego spotkania Stanisław Chyczyński podzielił się ze słuchaczami utworami poetyckimi poświęconymi Lanckoronie i tematyce Żołnierzy Niezłomnych oraz sonetami i antysonetami z niewydanego jeszcze tomu „Królewskie milczenia”. Całość wydarzenia zamknęło wygłoszenie obszernych fragmentów eksperymentalnego, żartobliwego opowiadania pt. „Bęc!”, traktującego o rodzinnej wyprawie na Malinowską Skałę (1152 m n.p.m) w Beskidzie Śląskim. Niebawem utwór ten będziemy mogli przeczytać w czasopiśmie „ReWiry”, wydawanym przez poznański oddział Związku Literatów Polskich. Oprawę muzyczną, w klimacie ciężkiego brzmienia, zapewnili Poecie: syn Jan i bratanek Arkadiusz. Jak wieść niesie (a uszy potwierdzają) naszego Calvarianusa inspiruje muzyka spod znaku heavy metalu, szczególnie dokonania brytyjskiej formacji Motörhead.
Chwileczkę, to jeszcze nie koniec tej opowieści. Czytelnik bowiem zapyta słusznie: czym jest antyrealizm i jak rozumieć pojęcie antysonetu? Na niwie twórczości malarskiej Stanisław Chyczyński sięgnął po antyrealizm – pojmowany jako przeciwieństwo realizmu epistemologicznego – w celu ubogacenia rysunku odwzorowującego o elementy subiektywne (zwłaszcza nadrealne). Planował jednak, aby malarska ingerencja w rzeczywisty obraz świata była niewielka, lecz bardzo sugestywna. Autor wyjaśnia: „Zależało mi na tym, by w każdym obrazie zawrzeć jakąś anegdotę literacką. Stąd też mojemu malarstwu zarzucano skażenie literaturą, podobnie zresztą jak np. Jerzemu Dudzie-Graczowi czy Zdzisławowi Beksińskiemu”. Antyrealizm w wykonaniu Chyczyńskiego można opisać następująco: artysta maluje obraz, który (przykładowo) przedstawia willę zbudowaną opodal stawu. Nad brzegiem przechadza się kobieta strojna w czerń. Willa odbija się w tafli wody, kobieta – nie... Na tym polega szczególna autorska ingerencja w reprodukcję świata rzeczywistego. Przekładając tę sytuację na język teorii fotografii spod znaku Rolanda Barthesa – obraz willi, jeziora oraz kobiety to studium, brak odbicia w wodzie – to punctum wizualnej prezentacji.
Tymczasem antysonet (termin zaproponowany Artyście przez Emila Bielę) bazuje na odwróceniu zapisu graficznego tradycyjnego sonetu. W klasycznym układzie ta szlachetna, kunsztowna oraz niełatwa do uzyskania kompozycja złożona jest z 14 wersów, zgrupowanych zazwyczaj w układzie 4 – 4 – 3 – 3 (dwa tetrastychy i dwie tercyny). Jak głoszą podręczniki do poetyki – pierwsza strofa zwykle opisuje temat, druga odnosi go do podmiotu wiersza, z kolei tercyny zawierają refleksje osoby mówiącej. U Chyczyńskiego nastąpiło odwrócenie tego porządku. Antysonety powstają w układzie kompozycyjnym 3 – 3 – 4 – 4, w którym tercyny zawierają refleksje podmiotu lirycznego, pozostałe zaś części składowe wiersza pełnią rolę opisową (choć Calvarianus nie zawsze przestrzega tego schematu). Ponadto w antysonetach pojawiają się wyrażenia potoczne, których nie akceptuje szlachetna forma sonetu klasycznego. Ważnym elementem składowym antysonetów są także rymy zbudowane ze słów o takim samym brzmieniu, ale o różnym znaczeniu.
Umiejętne zrywanie, a nawet przeciwstawienie się tradycji literackiej, pozwala Stanisławowi Chyczyńskiemu na uzyskanie nowej jakości wypowiedzi twórczej oraz innowacyjnego spojrzenia na – wydawałoby się – odporną na eksperymenty architekturę dzieła poetyckiego zwanego sonetem. Pamiętajmy jednak, że nasz Artysta jest tyleż samo niewierny, co uległy literackiej tradycji. Stosowany obecnie powszechnie model wiersza „wolnego” zarzucił bowiem – świadomie i definitywnie – na rzecz wiersza opartego na rymach.
A zatem: czytajmy Chyczyńskiego – buntownika zanurzonego w tradycji…
Tekst i fotografia Marcin Kania