Do czytania nad jazem...
Program tworzenia odnawialnych źródeł energii przebiega w Polsce z oporami. Posiadacze instalacji fotowoltaicznych zmagają się z tym, że Tauron nie chce odbierać od nich prądu w słoneczne dni, tłumacząc to nieprzystosowaniem linii przesyłowych i brakiem możliwości magazynowania energii. Na podobne kłopoty narzekają właściciele wiatraków, których dodatkowo nęka ustawa o konieczności dużej odległości od wiatraka do zabudowań. Znam przypadek, kiedy fabryka zajmująca rozległy teren, nie mogła postawić na swój użytek wiatraka – chociaż zabudowania to były hale produkcyjne i wiatrak by nikomu nie przeszkadzał. Ale wymagana odległość musiała być zachowana.
Dzisiaj chcę się zająć jeszcze jednym źródłem odnawialnej energii. Otóż uważa się, że mamy w Polsce za mało warunków do budowy elektrowni wodnych. Podobno nasze rzeki do ich budowy się nie nadają. Albo mają duży spadek i mogą dać dużą energię, ale wtedy z reguły niosą mało wody, albo są zasobne w wodę, ale mają mały spadek, więc trzeba by było tworzyć tamy i jeziora zaporowe.
To prawda, ale tylko częściowa.
Jest takie powiedzenie: „dla chcącego nic trudnego”. Zamiast szukać uzasadnień, dlaczego się nie da – spróbujmy szukać sposobów, w jaki sposób się jednak da.
Przyjrzyjmy się na przykład temu, jak zagospodarowali energię wodną Niemcy, którzy do połowy XX wieku władali Sudetami, obecnie znajdującymi się w granicach Polski. Ci z Państwa, którzy wędrowali w Sudetach, przyznają, że są one – w sensie ukształtowania terenu – bardzo podobne do naszych gór.
A jednak tam się udało zbudować mnóstwo wodnych elektrowni!
Pierwszą elektrownię zbudowali Niemcy na niewielkiej rzece Kwisie w 1907 roku. Rzekę przegrodzili zaporą kamienno-betonową tworząc przy okazji zbiornik mogący zatrzymać falę powodziową o objętości do 15 mln m3 wody. W elektrowni jest pięć turbin wodnych Francisa zbudowanych w 1907 roku i pięć prądnic po pół megawata każda, wyprodukowanych w fabryce Siemensa także w 1907 roku. Wszystko to pracuje nieprzerwanie do dziś!
W 1912 roku uruchomiono pierwszą z serii elektrowni na rzece Bóbr. Elektrownia ta zbudowana w Pilchowicach wykorzystywała zaporę wodną o wysokości 45 m, która była w stanie zatrzymać przy powodzi 50 mln m3 wody. Warto dodać, że budowę rozpoczęto w 1903 roku, ale niesforna rzeka Bóbr, chociaż skierowana do sztolni omijającej plac budowy – w rzeczywistości wielokrotnie go zalewała niszcząc zaporę, która miała ją ujarzmić. Jednak wytrwałość budowniczych się opłaciła i zbudowano elektrownię, w której zainstalowano trzy turbiny Francisa i trzy prądnice o łącznej mocy ponad 1,5 megawata. W 1923 roku dobudowano tam jeszcze jedną elektrownię, nazywana obecnie Pilchowice III, a w 1927 roku – elektrownię Pilchowice II.
Rzeka Bóbr dostarczyła także możliwości zbudowania (nieco dalej) jeszcze trzech dalszych elektrowni, nazwanych odpowiednio Bobrowice z numerami od I do III. Zostały one zbudowane w latach 1923, 1925 i 1932. Działają i dostarczają prądu do dziś.
Mógłbym opowiedzieć o wielu dalszych sudeckich elektrowniach wodnych, bo jest ich w sumie ponad dwadzieścia, ale pewnie by to Czytelników znużyło, więc poprzestanę na tych już wzmiankowanych.
Natomiast namawiam, żeby przyjrzeć się rzekom w naszych górach. Nie tylko tym potężnym jak Dunajec. Czy poza pięknem przyrody nie mogłyby dostarczać czegoś więcej? Prąd przecież ustawicznie drożeje...