Epidemia – dramat, który zdarzał się częściej
Nadeszła wiosna, a wraz z nią nadzieja na przezwyciężenie nękających nas kolejnych fal zakażeń koronawirusem i grypą. Przeżyliśmy naprawdę ciężkie chwile. Epidemie te wiele kosztowały nas wszystkich, zwłaszcza chorych i ich rodzin, ale także całą gospodarkę i życie społeczne. Obecnie, gdy już wszystko się trochę uspokoiło (miejmy nadzieję, że wreszcie na stałe!) warto sobie przypomnieć, że to, co tak dramatycznie przeżywaliśmy, w przeszłości zdarzało się o wiele częściej.
Pierwszy znany opis dotyczy wielkiej zarazy (przypuszczalnie duru brzusznego) w Atenach w 430 roku p.n.e. podczas tak zwanej II wojny peloponeskiej między Atenami i Spartą. Zginęło wówczas 30% Ateńczyków, w tym przywódca obrony Perykles, zmienił się cały porządek starożytnego świata. W historii zapisała się także Zaraza Antoninów, (prawdopodobnie ospa) w latach 165 -180 za panowania Marka Aureliusza i jego syna Kommodusa (vide film „Gladiator”). Zginęło wtedy około 5 mln ludzi. Następna była dżuma Justyniana w 541 roku. Szacuje się, że zabiła 100 mln mieszkańców Cesarstwa Bizantyjskiego, co zatrzymało jego ekspansję na teren Cesarstwa Rzymskiego i próbę odbudowy Imperium w dawnym kształcie.
Rozprzestrzenianie zarazy przez podróżujących między krajami miało miejsce zawsze, ale pierwszy dobrze udokumentowany przypadek to epidemia „czarnej śmierci” z 1346 roku. Epidemia wybuchła w Chinach i została przyniesiona do Europy przez kupców wędrujących tzw. Jedwabnym Szlakiem. Z Krymu, gdzie się pojawiła najwcześniej, zaraza została rozniesiona przez genueńskich kupców najpierw do Włoch, a potem na cały kontynent. Zginęło 200 mln osób, czyli 1/3 całej ludności kontynentu.
W 1665 roku dżuma pojawiła się w Londynie. Określana jest jako „wielka epidemia” chociaż zmarło wtedy tylko około 100 tysięcy osób. Na szczęście nie rozprzestrzeniła się poza metropolię i na przykład król Karol II Stuart zdołał uchronić całą swoją rodzinę wyjeżdżając na okres około 1 roku do Oksfordu.
Przechodząc do czasów i terenów nam bliższych warto przypomnieć, że cholera odwiedzała Galicję w XIX wieku wielokrotnie. W latach: 1841, 1846, 1847 i 1848 zawitała do różnych miejsc, w roku 1849 spustoszyła Dobczyce, w 1850 zawitała do Lwowa, a w 1866 szalała w samym Krakowie (zachorowało 250 osób i zmarło 140). W całej Galicji do marca 1867 zmarło z powodu epidemii 31.336 osób, a w kolejnej epidemii w 1873 roku 90.802 osoby. Warto przypomnieć, że powodem tych powracających epidemii cholery była głównie Stara Wisła, odcięta od głównego nurtu rzeki na skutek powodzi w 1813 roku. Gromadzące się w tym bajorze nieczystości z Kazimierza i ze Stradomia były prawdziwą wylęgarnią zarazków cholery. Rajcy miejscy Krakowa w 1873 roku nakazali zasypanie dawnego koryta Starej Wisły i na jej miejsce powstały Planty Dietla. Epidemie cholery ustały, ale świat bynajmniej nie uwolnił się od kolejnych epidemii.
W 1918 roku po zakończeniu I wojny światowej najpierw w USA, a potem praktycznie na całym świecie (z wyjątkiem Australii) rozszalała się epidemia śmiertelnej grypy zwanej „hiszpanką”. Na całym świecie zmiotła ona 50 milionów ludzi!
No, a teraz mamy COVID-19. Chciałbym napisać „mieliśmy”, ale wolę nie zapeszyć!