Jeszcze o KEN

Jeszcze o KEN
Ryszard Tadeusiewicz Naukowiec AGH, absolwent myślenickiego LO

W zeszłym tygodniu w związku z Dniem Nauczyciela, nazywanym Dniem Komisji Edukacji Narodowej (KEN), opisywałem proces powstania tej Komisji i pierwszy okres jej działalności. Dzisiaj zapraszam Państwa do śledzenia jej dalszych dziejów.

Po nieudanej próbie wprowadzenie kodeksu szkół, napisanego przez Hugo Kołłątaja i promowanego przez Andrzeja Zamoyskiego, ale odrzuconego przez Sejm w 1780 roku, rola KEN powoli malała. Zadanie kontrolowania szkół podstawowych i średnich przejęły Akademie (Uniwersytety) Krakowska i Wileńska, które Komisja Edukacji Narodowej dość radykalnie zmodyfikowała w duchu oświecenia. KEN również pośrednio sprawowała nadzór nad rozwojem szkół, w wyniku czego następowała wolna, ale

systematyczna wymiana starych nauczycieli, którzy w większości byli dawnymi zakonnikami Zakonu Jezuitów. Jak wspominałem w poprzednim felietonie przez kilka stuleci zakon ten nadzorował szkolnictwo, ale został zlikwidowany przez papieża i wszystko „się posypało”. Ale na początku jedynie byli (już) zakonnicy jako jedyni mieli jakieś pojęcie o nauczaniu, więc w większości reformowanych szkół to oni pełnili rolę nauczycieli. Ich sposób i kierunek nauczania nie zawsze odpowiadał zaleceniom KEN więc zaczęto ich odwoływać z funkcji pedagogicznych. Na miejsce byłych zakonników rolę nauczycieli w szkołach podstawowych i średnich systematycznie obejmowali absolwenci wspomnianych Akademii: Krakowskiej i Lwowskiej. Udawało się to do roku 1788.

Sejm Czteroletni, który obradował od 1788 do 1792 roku teoretycznie chciał podtrzymać reformy szkolnictwa proponowane przez KEN, którą wzmocniono czyniąc jej prezesem Prymasa Polski. Ale po uchwaleniu przez ten Sejm Konstytucji Trzeciego Maja zawiązana została Konfederacja targowicka, która odrzuciła ową Konstytucję i większość ustaleń Sejmu Czteroletniego, w tym także te, które dotyczyły edukacji. Kołłątaj się miotał. Najpierw sam deklarował chęć przystąpienia do Konfederacji i gorąco przekonywał do tego samego Króla Stanisława Augusta, co jak wiadomo nastąpiło 24 lipca 1792 roku. Jednak obawiając się gniewu ludu warszawskiego, który nawoływał do wieszania targowiczan, w nocy 24 na 25 lipca uciekł ze stolicy. O dalszych barwnych losach Kołłątaja można przeczytać w licznych i łatwo dostępnych opracowaniach, ale Komisja Edukacji Narodowej obumierała. Wprawdzie jej istnienie potwierdził jeszcze Sejm grodzieński, ale jej aktywne działania musiały zostać ograniczone w związku z zaborami. Wielka polityka dotarła także do małych szkół i spowodowała, że to zaborcy (w nie polscy reformatorzy) dyktowali wszelkie zasady działania, w tym także nauczanie w obrębie szkół wszystkich szczebli.

Czy powinniśmy żałować KEN?

Tak, gdyż prawdą jest, że w latach 1773-1780 zrobiła dużo dobrego dla rozwoju polskiej edukacji. Jednak powstała gdy Polska już się chwiała pod naciskiem zaborców (zwłaszcza Rosji), więc w istocie osiągnęła niewiele.

Dlatego ja nadal sądzę, że powinniśmy świętować Dzień Nauczyciela, a nie Dzień Komisji Edukacji Narodowej. Bo KEN przemknęła przez firmament nasze bytu narodowego i rozświetliła go, ale na krótko, jak spadający meteor. A nauczyciele byli, są i będą! Więc doceniajmy ich pracę, bo warto przypomnieć dewizę kanclerza Jana Zamoyskiego z 1600 roku: „Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie”.