Kredkobranie to realna pomoc

Kredkobranie to realna pomoc
Autor wraz z Ritą Tamasuniene, posłanką do parlamentu Litwy

Kredkobranie i pomoc rodakom na dawnych Kresach Rzeczypospolitej to ogólnopolska akcja, na naszym terenie realizowana przez Stowarzyszenie Odra – Niemen Małopolska. W czterech edycjach Kredkobrania zebrano ponad 300 tysięcy różnych przyborów szkolnych, tylko w ubiegłym roku 140 tysięcy, a akcja zyskuje coraz większą popularność.

Wspomniana akcja, to realna pomoc, która trafia do najbardziej potrzebujących polskich szkół, placówek i osób indywidualnych, poza granicami jest koordynowana przez lokalnych działaczy doskonale znających miejscowe realia. W styczniu tego roku, miałem okazję uczestniczyć w takim konwoju i odwiedzić naszych rodaków na dawnych Kresach, tym razem na Litwie.

Konwój wyruszył w środę, 26 stycznia spod Akademii Ignatianum, dwa busy z wolontariuszami i trzy duże towarowe. W samochodach dary zebrane w czasie zbiórek i od sponsorów, w sumie ponad 300 paczek, między innymi żywność, przybory szkolne, artykuły higieniczne. Na Litwę docieramy w czwartek rano. Zaczynamy odwiedzać szkoły i placówki, w których uczą się dzieci Polaków tam zamieszkałych. Szkoły zazwyczaj są nowe, ale skromnie wyposażone. Ich gospodarze mówią, że wybudowały je władze litewskie i właściwie na tym zakończyła się ich rola. Trudno w to uwierzyć, ale, jak mówią, gdyby nie organizacje takie jak Odra – Niemen i pomoc polskiego rządu, trudno było by im działać i uczyć dzieci. Do odwiedzanych przez nas szkół chodzą również dzieci tam zamieszkałych Rosjan, tak zadecydowały władze Litwy. Litwa mimo swojej obecności w Unii Europejskiej, odstaje zdecydowanie od tak zwanego Zachodu, zarówno pod względem wizerunkowym, jak i gospodarczym. Z okien samochodów widzimy, że czas tutaj jakby się zatrzymał. W pierwszym dniu odwiedzamy Ejszynki, Janczuny, Podborze, Jaszuny, Szkołę Specjalną w Solecznikach. Wszędzie spotykamy się z niezwykłą gościnnością, jest czas na krótkie rozmowy. Na koniec dnia odwiedzamy cmentarz w Solecznikach - ten, na którym Adam Mickiewicz uczestniczył w obrzędzie Dziadów, opisanym później w dramacie.

Dzień drugi zaczynamy bardzo wcześnie, bo do odwiedzenia spory region. W piątek przenosimy się do Rejonu Niemenczyńskiego, odwiedzamy Wielkie Kabiszki, Podbrodzie, Święciany. W Święcianach odwiedzamy Dom Polski, placówkę polskości w dosłownym tego słowa znaczeniu. Oprócz działalności kulturalnej, prowadzi ona również szkółkę niedzielną dla dzieci Polaków, w okolicy nie ma bowiem polskiej szkoły. W Domu Polskim jest czas na rozmowę i skosztowanie miejscowych specjałów, dużych pierogów nadziewanych mięsem. W Święcianach razem z Polakami czekana nas Rita Tamasuniene, była minister Spraw Wewnętrznych Litwy i posłanka do litewskiego parlamentu z ramienia polskiej mniejszości. To również dzięki zaangażowaniu pani poseł Dom Polski może działać. Serdeczna rozmowa, wspólne zdjęcie i ruszamy dalej. Mimo, że miejscowości na trasie nie jest aż tak dużo, są one jednak znacznie oddalone od siebie, jednak nie to jest najgorsze. Drogi na Liwie, zwłaszcza te mniej uczęszczane, są po prostu jak z koszmarnego snu kierowcy, dodatkowo jest zima, a Litwini nie uznają odśnieżania. Jadąc dalej zatrzymujemy się w Zułowie, w miejscu, gdzie urodził się marszałek Józef Piłsudski. Domu Marszałka już dawno nie ma, jego miejsce upamiętnia rosnący dąb i pamiątkowy obelisk. Kolejna miejscowość to Powiewiórki i zabytkowy kościółek, w którym przyszły Naczelnik przyjął chrzest. Pobyt w tych miejscach, z dala od uczęszczanych szlaków to duże przeżycie dla wszystkich uczestników wyprawy.

W sobotę odwiedzamy trzy miejscowości Turgiele, Kamionka, Gierwiszki, to trudny i bardzo emocjonalny dzień dla wszystkich, odwiedzamy bowiem bezpośrednio domy Polaków, spotykając się często z niezwykle przykrym widokiem biedy. Naszym przewodnikiem jest pani Basia, Polka, miejscowa nauczycielka. Praktycznie temat wszędzie ten sam, Polacy mieszkający na Litwie, bardzo boją się wojny i ataku Rosji. Wtedy jeszcze wszyscy mieliśmy nadzieję, że uda się jej uniknąć.

Wsie, które wymieniłem powyżej, są dokładnym obrazem miejscowości, jakie czasami oglądamy w telewizji, małe, biedne, zagubione gdzieś w polach i lasach. Wszędzie tam, gdzie jesteśmy, rozmawiamy z rodakami, a w czasie tych rozmów z oka czasami spada łza.

Każdy z naszych czytelników może włączyć się w to szczytne dzieło - naprawdę nie trzeba wiele, aby wywołać czyjś uśmiech.

Marek Stoszek Marek Stoszek Autor artykułu

Socjolog i kulturoznawca. Badacz i propagator historii, kultury i tradycji naszego regionu. Dziennikarz, w latach 2019 i 2020 redaktor naczelny Gazety Myślenickiej.