ONR przed sądem
W ubiegłym tygodniu rozpoczął się proces przeciwko jednemu z przywódców manifestacji Obozu Narodowo Radykalnego, która 30 czerwca przeszła ulicami Myślenic. Wojciech M. odpowie za zorganizowanie nielegalnego zgromadzenia i używanie umundurowania nieistniejącej organizacji
Proces, który rozpoczął się w ubiegłą środę toczy się przeciwko Wojciechowi M. Zadaniem sądu jest rozstrzygnięcie, czy czerwcowe zgromadzenie ONR-u ku uczczeniu pamięci Adama Doboszyńskiego było legalne. Drugą kwestią rozpatrywaną przez sąd jest używanie przez członków pochodu, mundurów nieistniejącej organizacji.
Chodzi o mundury, w których pojawili się manifestanci w czerwcu na myślenickim rynku podczas uczczenia 71. rocznicy „najazdu na Myślenice” dokonanego przez Adama Doboszyńskiego w 1936 roku. Manifestanci wykrzykując hasła „Tu jest Polska, nie Izrael!” i „Polska dla Polaków!” przeszli od dworca PKS przez rynek i zatrzymali się przy figurze św. Floriana, gdzie została wygłoszona przemowa, rozdane ulotki i odśpiewana m.in. „Rota” zakończona wersem „Nie będzie Żyd pluł nam w twarz”.
Niektórzy mieli na sobie zielono szare mundury, czarne spodnie i wojskowe buty. Właśnie takie stroje nosili członkowie przedwojennej organizacji ONR, która w tamtym czasie zarejestrowała swoje umundurowanie. Publiczne wystąpienie w zarejestrowanym mundurze zgodnie z paragrafem 2 artykułu 61 kodeksu wykroczeń podlega karze aresztu albo grzywny. W przypadku uznania winy, sąd orzeka jednocześnie przepadek przedmiotów służących do popełnienia wykroczenia, w tej sytuacji munduru.
Po czerwcowej manifestacji można było usłyszeć wiele głosów mówiących o tym, że policja nie zareagowała, a burmistrz zezwolił na nielegalną manifestację. Zgłębienie tematu rzuca nowe światło na możliwości jakimi dysponowali. Prawo o zgromadzeniach mówi, że każdy kto chce zorganizować zgromadzenie publiczne musi uprzednio powiadomić gminę. We wniosku podaje m.in. swoje dane, cel, miejsce, godzinę rozpoczęcia i przewidywany czas trwania, liczbę uczestników, program, oraz trasę przejścia. Gmina może zakazać zgromadzenia publicznego, jeżeli narusza ono przepisy ustaw karnych, zagraża życiu i zdrowiu ludzi lub zniszczeniu mienia.
- W takich przypadkach jak ten nie można nic zrobić. Mówiłem to dwa lata temu podczas pierwszej demonstracji ONR. Ustawa o stowarzyszeniach wyraźnie umożliwia każdej organizacji przeprowadzenie manifestacji i pochodu, jeżeli nie jest ona zdelegalizowana. ONR jest legalnym stowarzyszeniem. Nie ma możliwości, aby zakazać przemarsz – mówi Maciej Ostrowski, burmistrz Myślenic.
W dniu 6 czerwca Wojciech M. jako osoba fizyczna zgłosił manifestację w urzędzie miasta i gminy. Burmistrz oddalił wniosek z powodów formalnych oraz odbywających się w tym samym czasie obchodów Dni Myślenic. Wojciech M. zgodnie z tym co mówi ustawa odwołał się od tej decyzji do wojewody, ten natomiast uchylił decyzję burmistrza przekazując mu sprawę do ponownego rozpatrzenia. Dzień przed manifestacją burmistrz po raz kolejny wydał zakaz, motywując swoją decyzję odbywającą się w tym samym czasie imprezą masową.
- W Myślenicach był oficjalny zakaz. Dla nas ta manifestacja była bezprawna. Kiedy mamy wolny weekend, a w kalendarzu nie ma innych wydarzeń, to według prawa nie mogę odmówić takiej manifestacji. W czasie, kiedy ONR chciało przyjechać do miasta odbywały się Dni Myślenic. Była to główna przyczyna odmowy – tłumaczy Maciej Ostrowski.
W konsekwencji w dniu, na który zaplanowana była manifestacja ONR można było odnieść wrażenie, że funkcjonariusze policji bezczynnie przyglądali się zaistniałej sytuacji. - To nie jest tak do końca. Dla nas była to sytuacja patowa. Ja o legalności nie mogę dyskutować. Nie mogę także udzielić żadnej informacji na ten temat, ponieważ materiał dowodowy w tej sprawie został już przekazany przez nas do sądu i to właśnie on zdecyduje o legalności – powiedział nam Zbigniew Filiczak, komendant powiatowy myślenickiej policji.
Jak dotąd sąd nie wydał wyroku w tej sprawie i kolejne posiedzenie wyznaczył na listopad.
Komentarz
ONR: letnia „atrakcja” dla miasta
„Nie powinniście robić im reklamy”, „Media niepotrzebnie robią raban wokół tej sprawy” – to jedno ze stanowisk, z którym można się spotkać podczas dyskusji na temat obecności Obozu Narodowo Radykalnego w Myślenicach. O ile jednak media ogólnopolskie mogły pozwolić sobie na jednorazowe nagłośnienie tej sprawy, to obowiązkiem lokalnych, powinno być jej monitorowanie do samego końca. Kogo bowiem dotyczy ona bardziej jak nie nas – mieszkańców tego miasta? Wynik toczącego się postępowania jest istotny, albowiem to od niego może zależeć, czy wakacyjne „najazdy na Myślenice” na stałe wpiszą się w kalendarz lokalnych imprez. Może także zniechęcić członków tej organizacji do wizyt w naszym mieście. Czas pokaże, czy słowa „Będziemy tu w przyszłym roku, za dwa lata i w latach kolejnych” wypowiedziane przez jednego z uczestników marszu, podczas przemówienia wygłaszanego na rynku znajdą potwierdzenie w przyszłości.