Polska, której już nie ma oglądana z roweru

Polska, której już nie ma oglądana z roweru

Czas letniego wypoczynku skłania z jednej strony do ruchu na świeżym powietrzu, zaś z drugiej strony do odkładanej od dawna lektury jakiejś interesującej książki. Jak połączyć jedno i drugie?

No cóż, ciekawą inspiracją do takiej syntezy może być rower. Musi być coś magicznego w tym dwukołowym pojeździe, skoro Remco Evenepoel na jego rzecz porzucił piłkę nożną, Tadej Pogacar skoki narciarskie, a Uwe Ampler pływanie. Mało tego, rower stał się również impulsem do powstania wspaniałej literatury. „Szkice piórkiem” Andrzeja Bobkowskiego o Francji lat 1940-1944 czy też „Dzienniki Rowerowe” Davida Byrne’a, który trasy koncertowe Talking Heads potrafił łączyć z poznawaniem Stanów Zjednoczonych, Niemiec, Turcji czy Argentyny to klasyka rowerowej narracji i powinien ją przeczytać każdy miłośnik książek i jednośladów.

Nie inaczej jest z tetralogią, której czwarta część właśnie ukazała się na rynku. Jej autor Bernard Newman pisarz i podróżnik w okresie międzywojennym odwiedził ponad 60 krajów i zwykle czynił to na rowerze. Doświadczenia z okresu I wojny światowej, na której był żołnierzem i szpiegiem powodowały, że potrafił dowiedzieć się więcej niż przeciętny dziennikarz, a jego pisane z charakterystycznym angielskim humorem reportaże stały się podstawą do wielu oskarżeń, że Bernard Newman po wojnie wcale nie przestał szpiegować dla Jego Królewskiej Mości.

W Polsce Bernard Newman był trzykrotnie i zaowocowało to trzema książkami. „Rowerem przez II RP”, którą napisał po rowerowej peregrynacji naszego kraju w 1934 roku. „Rowerem przez Polskę w ruinie” napisaną głównie w roku 1945 oraz „Rowerem przez Polskę Ludową” z roku 1958. Szokujące jak trafne są niektóre spostrzeżenia dotyczące angielskiego dżentelmena. W 1934 roku pisał: „W Anglii zaskakująco mało wie się o Polsce, a przecież to kraj, który za chwilę może być uznany za mocarstwo (…) – to nie zwykły parweniusz, lecz naród z historią i z przyszłością (…), liczy ponad 30 000 000 osób, ma energicznych i ambitnych przywódców [a jego] możliwości są niemal nieskończone. (…) W gruncie rzeczy sporo polskich problemów rozwiąże się samoistnie, gdy Polska zyska to, czego potrzebuje najbardziej – dwadzieścia lat pokoju.”

Gdy w 1939 roku Bernard Newman kończył kolejną ze swoich rowerowych wypraw, jego słowa niosły złowieszcze przesłanie: „Próbuję przewidzieć losy Polski – jestem pewien, że ten mężny kraj przetrwa, ale o ile pewne znaki nie są szalenie mylące, to nadchodzą dla niego czasy cierpienia, a może i rozpaczy. Polacy jednak to twardy naród: przez sto pięćdziesiąt lat dławiły ich Rosja, Niemcy i Austria, a oni pozostali Polakami. Hitler nie przywiązuje wagi do historii, ja zaś tak. Niewykluczone, że kiedy ta książka się ukaże, Polska będzie toczyć walkę na śmierć i życie – i przetrwa, bo jej duch jest niezniszczalny”.

Podobnych konstatacji jest w tych książkach bez liku, zaś sama narracja rozpędza się jak dobry rower. Szybciej od piechura i wolniej od motoru. Nie ma nudy, ale jednocześnie nic nam nie umyka. Bernard Newman i jego dwukołowy „George” docierają do miejsc i ludzi, którzy wprawią w zachwyt, zauroczą, zniechęcą, wzbudzą śmiech lub politowanie. Ten cykl przynosi więcej niż jakakolwiek książka historyczna, bo żywemu reportażowi towarzyszy żywe słowo i chwilami czujemy się jak bliscy kumple Bernarda i „Georga”, którzy spotykają się z robotnikami, nauczycielami, wojskowymi, dziennikarzami, poetami czy politykami. A ponieważ jeżdżą również przez nasz region, to niewykluczone, że i z naszymi bliskimi, bo nie wszyscy są tu wymieniani z imienia i nazwiska.

„Rowerem ...” wzrusza i zaskakuje. Dosyć tego spojlerowania. Czas wsiąść na rower, ruszyć w plener i najlepiej z taką lekturą pod pachą.

Rafał Podmokły Rafał Podmokły Autor artykułu

Dziennikarz, meloman, biblioman, kolekcjoner, chodząca encyklopedia sportu. Podobnie jak dobrą książkę lub płytę, ceni sobie interesującą rozmowę (SPORT, KULTURA, WYWIAD, LUDZIE).