Rodzina Ulmów nie była odosobnionym wyjątkiem
W ostatnią niedzielę miał miejsce doniosły akt beatyfikacji rodziny Ulmów. Nie rozwijam tego tematu, bo mówiono i pisano o tym tak wiele, że wszyscy znamy nawet najdrobniejsze szczegóły. Przy okazji jednak we wspomnieniach wielu rodzin powrócił wątek ratowania Żydów w okresie holokaustu, bo rodzina Ulmów nie była odosobnionym wyjątkiem. Oczywiście nie wszyscy uczciwi Polacy zdobyli się na taki heroizm jak Ulmowie, a także były przypadki niemoralnych zachowań w stosunku do prześladowanych Żydów. Jednak warto te historie ratowania ludzi wyjętych spod prawa przypominać i wskazywać, zwłaszcza gdy chętnych do mówienia źle o Polsce i Polakach stale nie brakuje. Niestety także wśród Żydów w USA i w Izraelu...
Z żalem muszę przyznać, że moja rodzina takich bohaterskich ratowników nie odnotowała. Ale mój Przyjaciel, profesor Jan Wincenty Dobrowolski, propagator zrównoważonego rozwoju w gospodarce światowej oraz popularyzator wiedzy (wieloletni kierownik Uniwersytetu Otwartego AGH!) napisał do mnie obszerny email, którego fragmenty pozwolę sobie tu wykorzystać.
Otóż Janek opisał, że jego dziadek, prof. Piotr Jaworek, oraz jego rodzice Dobrowolscy przez 4 lata przechowywali w piwnicy domu przy ulicy Żmujdzkiej 23 Żyda, kuzyna zaprzyjaźnionego z dziadkiem cenionego krakowskiego antykwariusza. Antykwariusz ten poprosił o schronienie dla owego kuzyna w okresie kiedy hitlerowcy zaczęli tworzyć getto w Krakowie. Niestety sąsiadka doniosła o tym na gestapo, które przeszukało dom rodziców Janka.
Na szczęście przewidując taką ewentualność rodzina mojego Przyjaciela postępowała bardzo ostrożnie. Po dostarczeniu żywności dla przechowywanego Żyda, każdorazowo zasypywała ziemniakami i węglem małe drzwi wejściowe do schronu znajdującego się w piwnicy. Dlatego gestapowcy nie odszukali miejsca schronienia tego człowieka, ale uciekli się do tortur.
Moja matka (pisze do mnie Janek) w tym okresie była w zaawansowanej ciąży. Jeden z gestapowców pejczem złamał jej nos, uszkodził oko i bił po brzuchu. Matka mimo tego nie powiedziała, gdzie ukrywany jest nasz podopieczny. Jednak w wyniku bicia urodziła przedwcześnie - martwego starszego brata mojego Przyjaciela...
Ocalony Żyd był człowiekiem honorowym i po zakończeniu II wojny światowej chciał odwdzięczyć się. Jednak starsi członkowie rodziny Janka tego nie przyjęli. Profesor Dobrowolski już jako dorosły człowiek przy okazji konferencji naukowej w Poznaniu i korzystając z przekazanego przez ojca telefonu i adresu - odwiedził tego wówczas już starszego pana, który przyjął nazwisko swojej żony. Z wielkim wzruszeniem wspominał on bezinteresowną i tak wielką życzliwość rodziny Janka - związaną z ryzykiem śmierci wspólnie zamieszkałych osób. Zwłaszcza podkreślał heroizm matki. Mówił, że chciał przynajmniej zrekompensować koszty jego wyżywienia przez 4 lata, ale nawet tego rodzina Janka nie zaakceptowała. Jej senior, dziadek, wyraził przekonanie, że nie przyjmuje się żadnej formy rekompensaty od ludzi za czyny miłosierne. Pozostali członkowie rodziny, którzy ponosili wspólne ryzyko - podzielili przekonanie dziadka. Obecnie niestety wszyscy oni już nie żyją.
Tyle opowieści mojego Przyjaciela, z którym naukowo i dydaktycznie pracowałem przez ponad pół wieku, którego Rodziców poznałem (Ojciec, profesor UJ, był nauczycielem Karola Wojtyły podczas jego studiów polonistycznych!), ale który nigdy nawet jednym słowem nie wspomniał o tych wojennych wydarzeniach.
Ile jeszcze rodzin ma podobne historie, ale się z nimi nie obnosi?
Może beatyfikacja rodziny Ulmów spowoduje, że otworzą się domowe wspomnienia i relacji podobnych do opisanej wyżej pojawi się więcej?
Moim zdaniem bardzo tego potrzeba, bo relacji zniesławiającej Polskę i Polaków pojawiło się wiele.
Zamiast się obrażać (nieskutecznie) - dążmy do tego, żeby poznać prawdę także z tej drugiej strony.
Tylko nasze pokolenie może jeszcze przypomnieć o wydarzeniach z czasów pogardy i śmierci, gdy jeden naród (Niemcy) postanowił zmieść z powierzchni ziemi inny naród (Żydów) – a mimo drakońskich represji nie wszyscy Polacy przyglądali się temu bezczynnie.
Tylko my jeszcze możemy to zrobić, bo dla naszych dzieci i wnuków to są historie równie odległe jak wojny punickie...