Sprawa zakończona - dramat trwa nadal

Sprawa zakończona - dramat trwa nadal
Oskarżony podczas procesu w myślenickim Sądzie Rejonowym Fot. Piotr Jagniewski

Sąd Okręgowy utrzymał w mocy wyrok myślenickiego sądu i po rozpatrzeniu odwołania oskarżonego orzekł, że Zbigniew P. jest winny śmierci szesnastoletniego Dawida Podoby. – To koniec rozprawy, ale dalszy ciąg naszego dramatu – mówi matka chłopca

Decyzja dotyczy śmierci Dawida Podoby, który zginął w wypadku drogowym spowodowanym przez Zbigniewa P. W ostatni dzień wakacji 2006 roku jadąc z prędkością około 90 – 100 km/h (przy ograniczeniu do 50) zjechał na lewą stronę jezdni, a następnie na chodnik, gdzie potrącił idącego nim Dawida. Szesnastolatek zginał na miejscu. Jak się okazało kierowcy już wcześniej odebrano prawo jazdy za jazdę po pijanemu, a przeprowadzone przez funkcjonariuszy badanie wykazało w jego organizmie obecność niespełna 2 promili alkoholu.

Podczas rozprawy 16 stycznia tego roku, Sąd Rejonowy w Myślenicach skazał Zbigniewa P. na 10 lat więzienia, dożywotni zakaz prowadzenia pojazdów mechanicznych oraz 5 tys. złotych grzywny na rzecz poszkodowanych w wypadkach samochodowych. Oskarżony odwołał się od tej decyzji, wnosząc apelację do Sądu Okręgowego w Krakowie.

- Ze zdziwieniem przyjęłam wyjaśnienia złożone na piśmie apelacyjnym, którego kopię otrzymałam z Sądu Rejonowego – mówi Stefania Podoba, matka Dawida. – Pisał w nim o „krzywdzącym wyroku sądu”, a przecież dobrowolnie prosił o taki wyrok – dodaje.

Po kolejnej rozprawie Sąd Odwoławczy stwierdził, że wyrok jaki zapadł w Myślenicach jest słuszny i został wydany adekwatnie do ustalonych okoliczności sprawy, uwzględniając zarazem okoliczności łagodzące i obciążające oskarżonego, nadając im odpowiednie do ich wagi znaczenie.

- Nie ukrywam, że nie satysfakcjonuje mnie ten wyrok. Nic nie wróci życia Dawidowi, a 10 lat za śmierć dziecka nie jest wystarczającą karą. Ten człowiek wyrządził nam krzywdę, której nie da się naprawić. Uważam, że za taki czyn powinno grozić dożywocie. Chciałabym, żeby ta osoba nigdy nie wyszła z więzienia. Przynajmniej przez te dziesięć lat sąd ochroni przed nim mieszkańców naszej okolicy – wyrok komentuje Stefania Podoba, matka chłopca.

Co czwarty wypadek z udziałem pijanych kierowców

Na terenie powiatu myślenickiego w 2007 roku (dane od początku roku do września), miało miejsce 1128 wypadków i kolizji. W co czwartym z nich przynajmniej jeden z uczestników był pod wpływem alkoholu.

- Obecnie policjanci sprawdzają stan trzeźwości kierowcy w każdym przypadku, również  podczas prowadzenia akcji, takich jak „Pasy”, „Prędkość” czy „Piesi”. Nasze działania wzmagają się w okolicach świąt, weekendów, popularnych imienin, miejsc w których wiemy, że spożywa się alkohol – mówi Szymon Sala, oficer prasowy myślenickiej policji.

Oczywiście policjanci nie mogą być wszędzie, a prowadzenie samochodu powinno polegać na samokontroli i mieć wymiar moralny. Kierowca przed rozpoczęciem picia musi być świadomy tego, że siadając za kółko po paru piwach, może spowodować wypadek pociągający za sobą śmierć lub kalectwo innych.

Przepisy nie zezwalają  na prowadzenie pojazdów mechanicznych i niemechanicznych pod wpływem alkoholu. Według polskiego prawa stan nietrzeźwości zachodzi wtedy, gdy zawartość alkoholu w organizmie kierowcy przekracza 0,5 promila albo prowadzi do stężenia przekraczającego tę wartość. Prawo przewiduje karę nawet 12 lat więzienia dla pijanego kierowcy, który zabił kogoś w wypadku.

- W tym roku na terenie powiatu policjanci przy użyciu aparatów pomiarowych lub badania krwi wykryli alkohol u 281 zatrzymanych kierowców. Spora ich część to tzw. „ujawnieni”, czyli osoby zatrzymane przez funkcjonariuszy podczas rutynowych kontroli. Wyeliminowanie z ruchu nietrzeźwego kierowcy w sytuacji, kiedy nie doszło jeszcze do wypadku lub kolizji  jest pozytywnym przejawem działań prewencyjnych. Nawet przy niewielkiej ilości alkoholu we krwi kierowcy (zawartość od 0,2 do 0,5 promila naraża prowadzącego pojazd na odpowiedzialność za wykroczenie), policjanci zabraniają mu dalszej jazdy, a samochód jest holowany na parking strzeżony – tłumaczy Szymon Sala.

„A gdy ostatni guzik losu się dopina
Szukasz winy, mówisz: Moja wina”*

Za śmierć Dawida obwiniają się niemal wszyscy członkowie jego rodziny. Ich determinację, aby sprawca odpowiedział za śmierć, niektórzy porównywali do chęci zemsty za wszelką cenę. – Nie. To nie jest tak. Nie zapomnę o Dawidzie i nie próbuję zapomnieć, ale jestem osobą rozsądną i konsekwentną. Skoro coś zaczęłam, to chciałam doprowadzić sprawę do końca. Nie trzeba być filozofem, żeby przewidzieć przed piciem, co mogę narobić wsiadając do auta w takim stanie. Dlatego zależało mi na tym, żeby ten człowiek odpowiedział za swoje czyny – tłumaczy matka.

Dawid w pamięci znajomych jawi się jako pogodny, wesoły chłopak, który interesował się informatyką, w nieskończoność przerabiał współczesne utwory muzyczne, a najbardziej lubił spaghetti. - Pewnie powiedziałaby to każda matka, ale proszę zrozumieć jaka to dla mnie strata… To było wyjątkowe dziecko. Pisał wiersze, był radosny… O proszę spojrzeć na każdym zdjęciu się uśmiecha. Mam tu dziesiątki fotografii z jego życia. Całe jego życie noszę w tych kilku albumach – nawet w trumnie wyglądał tak pogodnie, jakby się uśmiechał - z żalem wspomina pani Stefania przeglądając album ze zdjęciami syna.

Na marginesach swoich zeszytów zapisywał wiersze, przemyślenia, plany. Zarówno te bliskie jak i odległe. W dniu swojej śmierci Dawid miał szesnaście lat. Trzy dni później miał rozpocząć naukę w wymarzonym Technikum Informatycznym. Śmierć przerwała życie pełne pasji i planów na przyszłość, podczas drogi po chleb… z ulubioną muzyką płynącą w słuchawkach.

Rok po śmierci syna pani Stefania przyznaje, że jest jej łatwiej rozmawiać o tragedii. - Ciągle myślę o Dawidzie. Dobrze, że pracuję, bo zawód listonosza pomaga mi przetrwać. Mimo to nie pozwolę, żeby pamięć o moim synu umarła. Noszę go w sercu każdego dnia. Dosłownie i w przenośni - pokazuje złoty medalik w kształcie serca w którym umieszczone zostało zdjęcie Dawida.

- Nie ma takiego dnia żebym go nie wspomniała. Tak sobie czasem myślę, że to przecież mógł być każdy. A gdyby do wypadku doszło parę dni później? Przecież na miejscu mojego syna mogła znaleźć się grupa dzieci wracających ze szkoły – wybiega myślami.

Jak daleko potrafią sięgać te wyobrażenia, co będzie za dziesięć lat? - Wolę o tym nie myśleć. Na razie staram się żyć z dnia na dzień, nie wybiegam tak daleko w przyszłość. Nie potrafię powiedzieć, jak zareaguję na wiadomość o tym, że ten człowiek znowu jest na wolności. Rok od tego wydarzenia mogę jedynie powiedzieć, że nie wierzę w jego skruchę. Dla mnie takie przepraszam zupełnie nic nie znaczy, bo wciąż trudno jest mi pogodzić się z tym, że nie zobaczę więcej tego czarodziejskiego uśmiechu mojego syna…

tekst i fot. Piotr Jagniewski

* Dwuwiersz pochodzi z wiersza Dawida „Do Sary” zapisanego na marginesie jednego z zeszytów

Piotr Jagniewski Piotr Jagniewski Autor artykułu

Reporter, redaktor, fotograf. Lubi dobrze opowiedziane historie i ludzi z pasją, którzy potrafią się nimi dzielić. Z gazetą związany w latach 2006-2018. W latach 2014-2018 pełnił funkcję redaktora naczelnego. (REPORTAŻ, WYWIAD, WYDARZENIA, LUDZIE, SAMORZĄD)