Tamten słoneczny Wrzesień
W dniu 1 września bieżącego roku minie 70. rocznica wybuchu II wojny światowej. Groza pierwszych dni wojny przeplatała się w naszych stronach z pięknymi kartami zapisanymi przez jednostki Wojska Polskiego, skutecznie opóźniającymi wielokroć silniejsze dywizje hitlerowskie. Walki toczyły się nie tylko na ziemi – obie strony korzystały ze wsparcia lotniczego, choć zwykle pamięta się tylko o samolotach niemieckich.
Teren powiatu myślenickiego, przed wojną obejmującego także okolice Jordanowa, leżał z dala od lotnisk operacyjnych Armii „Kraków” (Aleksandrowice, Balice, Igołomia, Klimontów). Niemieckie bazy znajdowały się na Dolnym Śląsku, ale eskadry rozpoznawcze korzystały już z lotnisk w Żylinie na Słowacji, która była sojusznikiem Niemiec. Słowackie lotnisko w Nowej Wsi Spiskiej było wykorzystywane przez Luftwaffe do operacji nad Podhalem i Beskidami, przyjmowało także uszkodzone samoloty niemieckie, które nie mogły dotrzeć do macierzystych baz.
Od rana 1 września niemieckie (i słowackie) samoloty intensywnie patrolowały obszar na południe od linii Rabka – Jordanów. Część maszyn zwiadowczych Henschel Hs-126, należących do 1 i 2 eskadry 14. Grupy Rozpoznawczej (Aufklärungsgruppe 14), wykonywała głębsze rozpoznanie i misje bombowe. Bomby spadały na kolumny Wojska Polskiego, ale też na uchodźców, którzy szybko zatłoczyli strategiczne drogi. Również niemieckie samoloty bombowe pojawiły się tego dnia nad ziemią myślenicką. Prawdopodobnie operowały one z bazy w Spiskiej Nowej Wsi.
Około południa nieskutecznie bombardowany i ostrzeliwany był szlak przemarszu oddziałów 10 Brygady Kawalerii w rejonie Stróży i Pcimia. Później samoloty niemieckie zaatakowały rejon skrzyżowania w Skomielnej Białej oraz rozpoznane przez wywiad niemiecki place budowy ciężkich schronów bojowych na terenie Skomielnej Białej, Naprawy i Jordanowa. W wyniku nalotu śmierć poniosło co najmniej trzech żołnierzy: plut. Chołoń z Dywizjonu Rozpoznawczego 10 Brygady Kawalerii, nieznany żołnierz z 1 pułku KOP, który ostrzeliwał samoloty z rejonu budowanego „bunkra”, oraz kolejny żołnierz o nieustalonej tożsamości. Oddziały Dywizjonu otwarły silny ogień przeciwlotniczy, który zniechęcił Niemców do ponawiania nalotów. Według raportu płk. Stanisława Maczka, zestrzelono tego dnia dwa samoloty nieprzyjaciela, oba w rejonie linii kolejowej Sucha – Chabówka.
Około godz. 15.00 miał miejsce tragiczny w skutkach epizod. Jak zapisał Władysław Żądło ze Stróży: (...) Ukazały się trzy sylwetki samolotów. Dwa z nich, naprzeciwko trzeciego wyglądały niby wrony koło jastrzębia. (...) Przy dobrym obserwowaniu można było zauważyć obłoczki dymu koło samolotu oraz trzask karabinów maszynowych. Była to walka dwóch polskich myśliwców z niemieckim bombowcem. Mijając już naszą wioskę, myśliwce polskie o tyle górowały nad nieprzyjacielskim bombowcem, ze ten w strachu wyrzucił ładunek bomb, jakim był obciążony, nad pustymi polami i tak ulżywszy sobie, zawrócił w stronę południową. Wydarzenie to potwierdza to relacja Jana Kudłacza z Pcimia. Niestety, nie wszystkie bomby spadły na pola: jedna z nich wybuchła na roli Mizerowej w Pcimiu, powodując śmierć dwóch osób cywilnych.
Skąd wzięły się polskie myśliwce na naszym niebie? Po porannych nalotach na Kraków polskie samoloty podjęły akcje patrolowe. Na południowy wschód od miasta wysłany został m.in. klucz ppor. Pilcha ze 122 Eskadry Myśliwskiej, wyposażony w maszyny P-11c. Niemiecki samolot mógł pochodzić z jednej z wypraw bombowych na kierunku tarnowskim. Badania niemieckiego historyka Mariusa Emmerlinga wskazują na jeszcze inną możliwość. Obszar między Krakowem a Wadowicami był po południu 1 września patrolowany przez niemieckie samoloty bombowe, które poszukiwały polskich lotnisk polowych. Jedna z maszyn typu Heinkel He-111P o oznaczeniu „5J+AA”, z pułku Kampfgeschwader 4, była w rejonie Wadowic dostrzeżona i bezskutecznie ścigana przez polskie myśliwce (w niemieckiej relacji jest mowa o trzech).
Faktem jest, że samoloty He-111P (podobnie jak polskie „Karasie”) na misje patrolowe zabierały bomby i z takim ładunkiem miały porównywalną prędkość, co P-11c. Po wyrzuceniu ładunku stawały się one szybsze od polskich myśliwców. Maszyna niemiecka ścigana przez dwa polskie myśliwce w kierunku południowo-wschodnim była widziana nad Lanckoroną, 20 km od Wadowic. Wreszcie słyszane (nie tylko w Stróży) odgłosy walki powietrznej mogły pochodzić broni pokładowej niemieckiego samolotu, którego strzelcy starali się odpędzić przeciwnika. Mając krótki zasięg, prędzej czy później polskie samoloty i tak musiałyby zawrócić do baz. Na ostateczne rozstrzygnięcie kwestii, jaka maszyna niemiecka pojawiła się nad Stróżą i kim byli nasi dzielni piloci, którzy usiłowali ją strącić, być może pozwolą dalsze badania.
W dniu 2 września miały miejsce kolejne, zmasowane operacje niemieckiego lotnictwa na cele w dolinie Raby. Przed południem rozpoznawano rejon Wysokiej, którą właśnie atakowała 2 Dywizja Pancerna. Następnie hitlerowcy przelatywali nad doliną Raby, obserwując ruch dofrontowy i napotykając na silny ogień przeciwlotniczy. Strzelały m.in. cztery działa przeciwlotnicze „bofors” kalibru 40 mm, będące na wyposażeniu baterii plot. 10 Brygady Kawalerii. W rejonie Krzeczowa, schronienia w chmurach przed ogniem „boforsów” musiał szukać patrolujący samolot Hs-126 por. Schneidera.
W efekcie, miejsca postoju jednostek 10 Brygady Kawalerii stały się przedmiotem nalotu bombowców z II grupy 77 Pułku Bombowego (KG 77) startujących z Grodkowa na Opolszczyźnie, a być może także samolotów operujących z terenu Słowacji. Pomiędzy godz. 14.00 a 17.00 miały miejsce trzy naloty w sile szacowanej na 18 do 23 maszyn (z II/KG 77). Pierwsze bombardowanie objęło teren od skrzyżowania dróg Pcim – Lubień – Krzczonów po Lubień. Drugi nalot objął rejon m.p. sztabu 10 Brygady Kawalerii w Lubniu oraz wojska stojące przy „zakopiance” w Tenczynie i Skomielnej Białej. Przysporzył on stosunkowo dużych strat: zginął ppor. Ćwikliński z 2 kompanii saperów, wachm. Zammel ze szwadronu łączności oraz kilku żołnierzy. Atakujące maszyny były dość skutecznie ostrzeliwane. W odpieraniu ataku wzięły udział m.in. dwa „boforsy”, przesunięte z Krzeczowa i zajmujące stanowiska na wzgórzach nad „zakopianką”. Wskutek doznanych od ognia przeciwlotniczego uszkodzeń, dwa bombowce Dornier Do-17Z nie dotarły do bazy: jeden z nich lądował przymusowo w Żylinie na Słowacji, drugi na Śląsku.
Wkrótce po tym ataku nad Lubniem dostrzeżono samolot rozpoznawczy. Był to samolot z eskadry 2(H.)/14, dokonującej zwiadu na rzecz XVIII Korpusu Górskiego. Samolot został ostrzelany z karabinów maszynowych i dział plot. Major Franciszek Skibiński w swych wspomnieniach („Pierwsza pancerna”) napisał: Nad sztabem brygady pojawił się pojedynczy Messerschmitt, tańczący w unikach, widocznie kontrolujący wyniki poprzedniego nalotu. Do tego Niemca skierował się ogień licznej broni, biły 40 mm działa przeciwlotnicze, biły wszystkie kaemy, strzelało wielu pojedynczych żołnierzy. W naszych oczach Messerschmitt zwinął się w powietrzu jak zabity w locie bażant i zaczął spadać korkociągiem na las. Autor w spisywanych długo po wojnie wspomnieniach lokuje to wydarzenie 3 września. Na grobie lotników znajdowała się jednak data 2 IX, co potwierdzają starsi mieszkańcy. Zestrzelony samolot nie był również „Messerschmittem”, bo takie maszyny w ogóle wtenczas nie operowały nad doliną Raby. Niedługo po tym zdarzeniu nad Lubień nadleciała kolejna niemiecka eskadra zrzucając bomby i powodując niewielkie straty. Według niektórych relacji, miał wówczas zostać zestrzelony lub uszkodzony kolejny niemiecki samolot.
Przełomowe w badaniach całego zdarzenia okazały się zdjęcia rozbitego samolotu, pozyskane przez znanego historyka lotnictwa, Tomasza Kopańskiego, pozwalające zidentyfikować wrak samolotu jako Henschel Hs-126 o numerze bocznym 5F+GK. Na podstawie zebranych materiałów możemy z dużym prawdopodobieństwem odtworzyć przebieg zdarzenia. Lecący z północy na południe samolot został trafiony nad Lubniem z broni małokalibrowej w kabinę pilotów, lub też zostały uszkodzone jego stery. Świadkowie wskazują na jego chwiejny lot, przy jednoczesnym braku oznak uszkodzenia silnika. Pilot ewidentnie walczył o utrzymanie maszyny w powietrzu, licząc na możliwość przymusowego lądowania – zbyt mała wysokość w momencie trafienia nie pozwalała na skok ze spadochronem. Na terenie Tenczyna zawadził o wysoki jesion, co spowodowało utratę wysokości.
Według relacji pana Stanisława Mońko, około 300 m dalej maszyna uderzyła o ziemię prawym skrzydłem, które oderwało się od reszty płatowca. Kadłub siłą rozpędu zabił pasącą się krowę, po czym wpadł między drzewa, rosnące nad pobliskim potokiem i spadł w jego koryto. W wraku wypadł i rozbił się zbiornik z olejem, a benzyna wyciekła do potoku – nie było natomiast żadnego wybuchu czy pożaru. Na miejscu zginął jeden lotnik, drugi zmarł podczas wyciągania go przez przybyłych wkrótce polskich żołnierzy (nieopodal znajdowały się stanowiska artylerii). Znaleźli oni we wraku cenne mapy, ukazujące pozycje przeciwnika.
Piotr Sadowski
Składamy podziękowania dla naszego czytelnika, pana Edwarda Węgrzyna, który jako pierwszy odpowiedział na nasz apel i wniósł bardzo ciekawe informacje historyczne. Osobom pragnącym wesprzeć projekt budowy Izby Pamięci przy schronisku PTTK Kudłacze poprzez przekazanie relacji dotyczących wojennych wydarzeń – nie tylko lotniczych – przypominamy telefon kontaktowy do autora: 504 173 589 lub 796 108 496.