Teoria ewolucji po ponad 200 latach
Teorie naukowe rzadko budzą duże emocje. Owszem, ich praktyczne zastosowanie tak, ale sama teoria nie. Gdy odkryto budowę materii, wprowadzono teorię atomu i teoretycznie przewidziano, że w jego jądrze zwarta jest ogromna energia – poza garstką uczonych nikogo to nie zainteresowało. Dopiero gdy wykwitły atomowe grzyby nad Hiroszimą i Nagasaki – ludzie zrozumieli, że ta teoria zasadniczo zmieniła świat i nic już nie będzie takie samo, jak dawniej.
Z teorią ewolucji było jednak odwrotnie. W codziennej praktyce żadnych skutków teorii ewolucji nie obserwujemy. A jednak gdy Darwin wydał (24 listopada 1859 roku) książkę „O pochodzeniu gatunków”, rozpaliła ona do czerwoności emocje zarówno samych uczonych, jak i zwykłych ludzi. Uczeni byli w lepszej sytuacji niż reszta czytelników, poznających teorię ewolucji ze wspomnianej książki, bowiem świat naukowy poznał ją 17 miesięcy wcześniej. 1 lipca 1858 roku w londyńskim Linnean Society przedstawiono referat Karola Darwina i Alfreda Russela Wallace’a w którym po raz pierwszy pokazano istotę teorii ewolucji. Tak więc gdy wyszła słynna książka naukowcy już od ponad roku zastanawiali się na teorią Darwina. Nie zmieniło to zresztą faktu, że także w tej grupie odbiorców teoria ta znajdowała od początku zarówno gorących zwolenników jak i zagorzałych przeciwników.
Natomiast szok jaki wywołała książka Darwina u zwykłych ludzi był ogromny i wynikał z dwóch faktów. Po pierwsze dzięki publikacji książkowej ta naukowa teoria dotarła do powszechnej świadomości. Ludzie momentalnie ją spłycili i sprowadzili do jednego hasła:
„Darwin twierdzi, że człowiek pochodzi od małpy!”
I oczywiście wszyscy się obrazili.
Po drugie wobec publikacji Darwina zdecydowanie negatywne stanowisko zajął Kościół. Wydawało się, że istnieje niemożliwa do pogodzenia sprzeczność pomiędzy koncepcją stworzenia świata (i człowieka) zawartą w religii, a teorią, którą zaproponował Darwin. Sprzeczność ta nie dotyczy tylko chrześcijaństwa, ale ujawnia się też w judaizmie i w islamie.
Ten felieton jest zbyt krótki na to, żeby próbować streszczać w nim istotę teorii Darwina albo argumenty jego przeciwników. Warto jednak odnotować dwa zagadnienia.
Pierwsze związane jest z ogromnym rozczarowaniem, jakiego doznali zwolennicy Darwina w kontekście badań genetycznych. Drugie dotyczy mojego własnego poglądu na temat relacji między teorią ewolucji a wiarą religijną. Poglądem tym podzielę się z czytelnikami za tydzień.
Zacznijmy od rozczarowania. Okazało się, że odczytanie genomu człowieka i wielu zwierząt, słusznie uznawane za jedno z największych osiągnięć naukowych XXI wieku, obaliło koncepcję tak zwanego „drzewa filogenetycznego”.
Kilka słów wyjaśnienia: ewolucjoniści stworzyli koncepcję, zgodnie z którą wszystkie dzisiaj istniejące (a także wymarłe) gatunki powinny się wywodzić ze wspólnego pnia najbardziej prymitywnej formy życia zwanej LUCA, która powstała przed miliardami lat w praoceanie, a potem - właśnie na drodze ewolucji - wykształciła tę całą różnorodność form życia, które obserwujemy dzisiaj i o których wiemy z wykopalisk. Koncept drzewa filogenetycznego był absolutnie centralny w myśleniu Darwina, równie ważny jak dobór naturalny. Bez tego drzewa teoria ewolucji nigdy by nie powstała.
Zgodnie z tą koncepcją każdy gatunek powstawał jako oddzielna gałąź lub odnoga gałęzi na tym hipotetycznym drzewie. Śledząc strukturę tych odgałęzień można stwierdzić, że niektóre gatunki (na przykład myszy i szczury) są bliżej spokrewnione, a inne (na przykład żaby i bociany) – słabiej. Strukturę tego drzewa zaczęto kreślić jeszcze w XIX wieku wychodząc od morfologii i biologii poszczególnych gatunków. Gdy uzyskano możliwość odczytywania DNA to oczekiwano, że badania genetyczne potwierdzą ogólną budowę tego drzewa.
Tymczasem obraz, jaki się wyłonił z molekularnych badań genów okazał się znacznie bardziej skomplikowany. Znane czasopismo New Scientist przytacza artykuł Grahama Lawtona pod znamiennym tytułem: „Dlaczego Darwin mylił się w sprawie drzewa życia?”. W artykule tym przytoczono wynik badań wskazujące na to, że koncepcja ewolucji nie wyjaśnia skomplikowanej mozaiki genów, jakie obserwujemy u obecnych organizmów. Drzewo życia okazało się gąszczem splątanych ze sobą krzaków. O tym, co z tego wynika, a także jak można pogodzić wiarę z naukowymi odkryciami na polu genetyki – przeczytacie Państwo za tydzień.