Alina Rozwadowska z Dziekanowic wspomina Józefa Włodarczyka
Zaskakuje w rozmowie. Dobrze pamięta bowiem wkroczenie we wrześniu 1939 r. hitlerowców do Dziekanowic, a miała wówczas skończone zaledwie 4 lata. Równie dobrze pamięta ostatnią wizytę ukochanego stryja Józefa Włodarczyka w rodzinnej miejscowości, na rok jego przed śmiercią
Mieszkająca obecnie z synową Małgorzatą Rozwadowską, emerytowaną nauczycielką - bibliotekarką szkolną w SP w Dziekanowicach i Nowej Wsi oraz jej rodziną w domu usytuowanym po drugiej stronie cmentarza, w najwyższym punkcie miejscowości. Tam też Alina Rozwadowska, rozkłada na ławie, w pokoju z kominkiem, rodzinne pamiątki. Albumy, wypełnione czarno – białymi fotografiami, przedstawiające rodzinę Włodarczyków, wycinki prasowe z polonijnej prasy amerykańskiej, w większości dotyczące jednej postaci – stryja Józefa, urodzonego w 1909 r. w Dziekanowicach i zmarłego 63 lata później w Chicago, i tam też pochowanego.
– Nasz dom rodzinny – opowiada, pokazując przy sposobności starą fotografię domu z ludźmi stojącymi przed nim – mieścił się w innym miejscu, w części Dziekanowic o nazwie Gaj, nie tak znowuż daleko od mojego aktualnego adresu. Dom ten tragicznie spłonął, jako jedyny w Dziekanowicach 21. stycznia 1945 r., stał bowiem na linii ognia wojsk wyzwoleńczych i wojsk niemieckich. Pamiętam, że wuj pomagał w gospodarstwie, wraz z dziadkiem Franciszkiem i ojcem pasał krowy, pracował przy żniwach i sianokosach. Aktywnie uczestniczył w życiu lokalnej społeczności. Przed wojną był współorganizatorem (wraz z ojcem Franciszkiem i przyjaciółmi m.in. Henrykiem Głusiem, Antonim Woźniakiem, Antonim Dziewońskim i Stanisławem Szybowskim) budowy strażnicy i szkoły podstawowej, funkcjonującej po dziś dzień, której patronują Bohaterowie Tajnego Nauczania. Stryj Józef skończył, w pierwszej połowie lat 30. minionego stulecia, prawo na Uniwersytecie Jagiellońskim, studiował prawo cywilne, został adwokatem i pracował, w chwili wojennej zawieruchy, jako komisarz ziemski w Urzędzie Wojewódzkim w Krakowie na ul. Basztowej. Pamiętam też, że któregoś dnia żegnałam go wraz z dziadkiem na przystanku autobusowym, który mieścił się koło figury na Gaju, wsiadał do autobusu jadącego z Limanowej do Krakowa z nakazem opuszczenia kraju.
Mając polecenie ocalenia najważniejszego archiwum urzędu, dostał rozkaz i zbiegł wraz z kilkoma współpracownikami przez Rumunię na Węgry, skąd następnie dostał się do Francji, gdzie wstąpił do 2. Baonu. Wspomniany Józef Włodarczyk był najmłodszy wśród rodzeństwa, oprócz siostry Anny był jeszcze ojciec pani Aliny Stanisław, który służył w Wojsku Polskim, jeszcze przed wybuchem wojny i stacjonował m. in. we Lwowie, był jeszcze Ludwik, który trafił do niemieckiej niewoli, po powrocie do kraju zamieszkał w pobliskich Winiarach i został pochowany na dziekanowickim cmentarzu. Ojciec stryja Franciszek jak podkreśla pani Alina był ostatnim wójtem Dziekanowic przed wojną.
Kustosz pamiątek rodziny Włodarczyków z zakamarków pamięci przywołuje nadejście Niemców do Dziekanowic, przywołuje również postać swego ojca i stryja prawnika - żołnierza: - Nasi żołnierze, a pamiętam, że było ich wówczas trzech, uciekali w popłochu na koniach, hitlerowcy natomiast nadchodzili do centrum wsi od strony Zabawia. O tacie mówiło się, że ma złotą rączkę, wszystko w domu potrafił zrobić. Niewielu wiedziało, że w naszym domu przechowywał on Polaków wytypowanych do wywózki na przymusowe roboty do Niemiec. Pomagał również Żydom, którzy ukrywali się w pobliskim lesie, organizując dla nich żywność.
Pani Alina, w okresie aktywności zawodowej, pracująca w administracji dobczyckiego Zespołu Szkół, obecnie im. Józefa Tischnera, wyjmuje po chwili przerwy z kolejnego albumu zdjęcie, na którym znajdują się wojskowi dobrze znani z kart polskiej historii, zdjęcie robione było we Włoszech: - Nim do tego doszło, nim stryj wylądował na Półwyspie Apenińskim, po kapitulacji Francji trafił do Szkocji, gdzie ukończył podchorążówkę i otrzymał stopień podporucznika. Pełnił tam funkcję dowódcy plutonu rozpoznawczego, dowódcy kompani i oficera wywiadowczego. Wziął udział w bitwie o Monte Cassino, podczas której nabawił się kontuzji, z którą nie mógł się uporać aż do śmierci.
Zdjęcie niepozorne, małego formatu, ale za to z wielkimi nazwiskami, robiącymi wrażenie: gen. Stanisław Maczek, dowódca Polskich Sił Zbrojnych, gen. Władysław Anders, gen.Władysław Sikorski oraz w tym wyśmienitym gronie urodzony w Dziekanowicach adwokat – podporucznik, ponadto jeden oficer nierozpoznany. Po rozwiązaniu Polskich Sił Zbrojnych i po służbie w PKPR (Polski Korpus Przysposobienia i Rozmieszczenia), gdzie był adiutantem dowódcy Baonu Rossetlement Corpus, we wrześniu 1948 r. został zdemobilizowany. Anglicy uhonorowali go zaszczytnymi odznaczeniami: Deffense i War Medalami, natomiast Polacy Medalem Wojska Polskiego I i II stopnia. W Anglii Włodarczyk uzupełnił studia prawnicze, poszerzając wiedzę o tajniki brytyjskiego prawodawstwa. W 1951 r. osiedlił się i mieszkał do śmierci w 1972 r. w Chicago.- Pracował jako prawnik w zakładach stalowych w tym mieście – mówi Alina Rozwadowska – zaś w placówce 28. SWAP (Stowarzyszenie Weteranów Armii Polskiej), do końca życia pełnił funkcję skarbnika. W ogóle bardzo aktywnie uczestniczył w życiu tamtejszej Polonii m. in. był prezesem Stowarzyszenia Samopomocy Nowej Emigracji, pełnił funkcję dyrektora i skarbnika Stowarzyszenia Domu Polskiego, a ponadto był bibliotekarzem Biblioteki Marii Konopnickiej, jak również wieloletnim delegatem do Kongresu Polonii Amerykańskiej, przyjaźniąc się m. in. z kongresmenem polskiego pochodzenia Edwardem Johnem Derwińskim.
Pani Alina wielokrotnie starała się o wyjazd do USA, raz tylko w roku 1973 mogła pomodlić się na grobie ukochanego stryja. Grobem Józefa Włodarczyka opiekuje się miejscowa Polonia oraz przedstawiciele wymienionych wcześniej stowarzyszeń, w których działał on za życia.
Tekst i fot. (PIO)